Beylin i środowisko „Gazety Wyborczej” dlatego straszą Polaków toporną politgramotą, że panicznie boją się oderwania od koryta z przywilejami

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Armagedon, obóz koncentracyjny i rzeczywistość z „Roku 1984” Orwella – to nam grozi po dojściu PiS do władzy. Taki straszny obraz rysuje Marek Beylin z „Gazety Wyborczej”. Rysuje, bo przecież osoba jako tako rozumna takich bzdur nie może pisać na serio. Mogłaby to ewentualnie robić osoba – jak mawiał Kazimierz Pawlak w „Samych swoich” – „silnie przestraszona”. I strach Beylina oraz środowiska „Gazety Wyborczej” może być całkiem realny, choć jego opisanie przez tych ludzi jest po prostu groteskowe. To już teksty w stalinowskich i bierutowskich czytankach były mniej toporne. A może nawet subtelniejsze były partyjne politgramoty z tamtych czasów.

W ciosanych w kamieniu wypracowaniach ludzi „silnie przestraszonych” mamy manichejski podział: dobro ucieleśnione przez „Ukochanego Przywódcę” Donalda Tuska (skojarzenia z ubóstwieniem klanu Kimów w Korei Północnej są uzasadnione) i absolutne zło, czyli polskiego odpowiednika Emmanuela Goldsteina z „Roku 1984” – Jarosława Kaczyńskiego. Felieton Beylina oraz inne teksty tego środowiska są oczywistym odpowiednikiem obowiązkowych seansów „Dwóch Minut Nienawiści” z Orwella.

Żadnych nadziei licznym Polakom nie daje Jarosław Kaczyński. Mówiąc w ‘Rzeczpospolitej’ o Polsce pod swoimi rządami, skupił się na tym, kto ma się go bać. To długa lista. Przede wszystkim przedsiębiorcy, których szef PiS uważa za komunistyczne pasożyty i, jak zapowiada, dogłębnie ich zlustruje. Bać się powinni też niewierzący, bo Kaczyński chce zamienić preambułę w konstytucji zrównującą wierzących i niewierzących na ściśle wyznawczą. Strach ma paść również na gejów, bo będą ‘tolerowani’, lecz nie ‘afirmowani’. (…) Szef PiS obiecuje łaskawie, że zachowa demokrację, ale to pozór, gdyż inne jego obietnice zapowiadają raczej Polskę więzienną niż wolną. I należy brać je serio. Społeczeństwo na kolanach - to prawdziwy program Kaczyńskiego

- nadaje Beylin.

Politgramota Beylina jest tak żenująco wyłomotana w jakimś kamieniołomie, że tylko śmieszy. Tym bardziej że jest niebywale napuszona. Jeśli jednak taka jaskiniowa publicystyka (nie ma ona żadnego związku z subtelnościami rozważań o jaskini w „Państwie” Platona) się pojawia, to czemuś ma służyć. Oczywiście tego typu toporne czytanki nie przekonają nikogo, kto ma choć odrobinę oleju w głowie. Nie są więc kierowane do szerokiego czytelnika. Zatem muszą być adresowane do równie „silnie przestraszonych” jak środowisko „Gazety Wyborczej”.

Ci ludzie nie są przestraszeni tym, że Jarosław Kaczyński czy ktokolwiek inny wprowadzi w Polsce jakiś klerykalny totalitaryzm, bo aż tacy niemądrzy nie są. Wyciosują toporne tezy w kamieniu, żeby mobilizować wspólnotę strachu, a właściwie utrzymywać ją w nieustannym histerycznym rozedrganiu. Nie jest to wspólnota strachu przed totalitaryzmem, lecz towarzystwo, które spaja paniczny lęk przed sprowadzeniem ich do właściwej roli, czyli co najwyżej błazeńskiej. A tymczasem oni nauczyli się być demiurgami, kreatorami polityków i autorytetów, sędziami i prokuratorami.

To towarzystwo panicznie boi się oderwania od koryta z przywilejami, które często samo sobie nadało, także przywilejami materialnymi. Lęka się sprowadzenia do roli zwykłych krzykaczy, których pokrzykiwań nikt nie traktuje serio. Boją się upadku z Parnasu (teraz już raczej przypominającego połatane deskami rusztowanie) w niebyt, co już się zresztą dzieje i tym bardziej wzmaga strach. Dlatego pilnie poszukują amatorów przystąpienia do ich wspólnoty strachu, czyli szukają zwykłych frajerów. Bo ci amatorzy nie mają przecież żadnych specjalnych przywilejów i ich nie dostaną. Chodzi o to, żeby było wrażenie większej grupy, choć ci dokooptowani mają służyć tylko za mięso armatnie.

Przez takich jak Marek Beylin przemawia też gorycz. Bo ci ludzie mają poczucie klęski. Wydawało im się, że mając przez lata wielkie wpływy wyhodowali sobie wiernych zwolenników i obrońców, a okazało się, że są sami. Oczywiście istnieje grupa tych, którzy się z nimi solidaryzują, bo sami mają coś do stracenia. Ale ich interesy nie są tożsame, dlatego nikt nie zapłacze po „Gazecie Wyborczej”. I ta wizja powoduje, że strach zaczyna przybierać groteskową formę, a publicystyka „Gazety” ewoluuje regresywnie - od kamienia gładzonego do łupanego.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych