Prezydent Obama być może jednak przekona Kongres do głosowania za operacją wojskową w Syrii, co jednak nie rozwiązuje problemu. Bo ten wydaje się nie do rozwiązania.
Przykład udanych (to znaczy: zakończonych obaleniem tyranii) rewolucji w ramach „arabskiej wiosny” pokazuje, że ta zmiana nie jest jakimś szczególnym postępem. Systemy zamordystyczne, ale przewidywalne, zostają zastąpione już to przez chaos (jak w Libii), już to przez zamordyzm islamistyczny (jak w Egipcie), w najlepszym razie mamy pół-zamordyzm islamistyczny (jak w Tunezji). Nawet z punktu widzenia interesów tamtejszych populacji trudno te zmiany nazwać jakimś wyzwoleniem (może tylko dla tych, którzy byli przez upadłych tyranów szczególnie gnębieni), a cóż dopiero z punktu widzenia interesów Zachodu.
Polska jest politycznie (ale i w coraz większym stopniu cywilizacyjnie) częścią Zachodu, dobrze byłoby to już sobie uświadomić. Czyli: jeśli chcemy mieć z tego uczestnictwa profity (np. na poziomie systemu bezpieczeństwa, jakim jest NATO), musimy się, proporcjonalnie do naszego potencjału, godzić na ryzyka stąd wynikające. Już płacimy swoje w Afganistanie, płaciliśmy w Iraku. Jeśli zachodnia interwencja w Syrii nie przyniesie uspokojenia, a wręcz przeciwnie, przyczyni się do eskalacji islamskiego fundamentalizmu, na co wiele wskazuje, Zachód poniesie określone tego konsekwencje, a Polska, proporcjonalnie, wraz z nim.
Nie namawiam do defetyzmu, ale do realistycznego policzenia szans i zagrożeń. Interwencja Zachodu, a nawet samych tylko Stanów Zjednoczonych, potrafiłaby militarnie zniszczyć reżim Baszira El Assada. Nie należy bowiem zakładać, że w razie zdecydowanego uderzenia Zachodu, Rosja postawi całą swoją potęgę do dyspozycji syryjskiego sojusznika. Problemem jest co innego.
Właściwie problemy są dwa.
Po pierwsze, potężne podziały etniczno-religijne tego kraju (sunnici, alawici, Kurdowie, druzowie, chrześcijanie) trzymane pod butem przez Assada, mogą nie dać się ułożyć na pokojowej zasadzie i rozpocznie się tam wojna wszystkich ze wszystkimi. Wyobraźmy sobie ścieżkę libańska: przed 40 laty to był kraj stabilny, mlekiem i miodem płynący, nazywany Szwajcarią Bliskiego Wschodu, potem na tle takich właśnie podziałów i z niebagatelnym udziałem czynników zewnętrznych (m. in. Syrii) zaczęła się kilkudziesięcioletnia wojna domowa.
Po drugie, siła islamskiego fundamentalizmu. Sunnici, przeważający w zbrojnej opozycji, są pod wpływem radykałów islamskich. Co znaczy taki radykalizm, widzieliśmy w Afganistanie, w Algierii, czy ostatnio w Egipcie. Czy naprawdę chcemy nowego reżimu podobnego do rządów talibów? To, że w ten sposób pogorszyłaby się strategiczna pozycja Rosji wydaje się dla Polski stosunkowo małym zyskiem.
Czas na skuteczną interwencję w Syrii był półtora roku temu, gdy jeszcze dało się sprzyjać przejęciu władzy, po obaleniu Assada, przez umiarkowanych. Dzisiaj ton nadają fundamentaliści i to oni przejęliby władzę. Potem ustanowiliby swój jedynie słuszny reżim, gdzie państwo sponsoruje samobójców wykonujących zamachy w metrze w Paryżu czy Londynie. A może i w Warszawie. Po co nam to?
Oczywiście nie my decydujemy, tym bardziej, że się (słusznie) do Damaszku nie wybieramy. Ameryka, po zapowiedzi Obamy, pewnie musi przystąpić do operacji przeciwko Assadowi. Ale i ona nie ma interesu w jego obaleniu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/165906-co-dalej-z-syria-problem-wydaje-sie-nie-do-rozwiazania-czas-na-skuteczna-interwencje-byl-poltora-roku-temu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.