Hammurabi i standardy - o standardach dziennikarskich

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Pomnik Hammurabiego w Iraku, fot. wikimedia commons
Pomnik Hammurabiego w Iraku, fot. wikimedia commons

Wprost zapiera dech poziom wymagań co do standardów niezależności mediów w Polsce. Okazało się to ostatnio w komentarzach na emocjonalną wypowiedź wicepremiera Piechocińskiego, zniecierpliwionego tabloidyzowaniem i prywatyzowaniem misji telewizji publicznej. Nie chcę wypowiadać się tu szerzej na temat samego zdarzenia. Pokazało się tu moim zdaniem z jednej strony przekonanie władzy, że jak się jest politykiem, to można krzyczeć na szefa telewizji, z drugiej – poczucie skrajnego zniecierpliwienia faceta, który widzi zarazę w pałacu próżności na Woronicza, i jako obywatel woła, w końcu w prywatnej rozmowie: niech wreszcie telewizja publiczna skończy z kontredansem żon i kochanek, i zacznie informować o poważnych sprawach, np. gospodarczych. I trudno mu w tym nie przyklasnąć.

Porozmawiajmy raczej o naszym podwórku. Mam nieodparte wrażenie, że standardy, o które tak upominają się dziennikarze mainstreamu, to standardy na gębę, a nie naprawdę. To prawda, o standardy wszyscy powinniśmy dbać. Np. dążenie do równości (potrzeba było 4 tysięcy lat, żeby się dziś wreszcie zbliżyć do tego ideału). Fundament kultury i cywilizacji europejskiej i to od czasów niemal prehistorycznych. Równość nie jako oczekiwanie, że wszyscy będą jednakowi, ale jako nakaz, by wszystkich jednakowo traktować w podobnych sytuacjach, by wszyscy byli równi wobec prawa i mieli możliwie równe szanse życiowe. Jak twierdzą ewolucjoniści, najlepsza, najkorzystniejsza strategia osobnicza, a w rezultacie i gatunkowa – to strategia wet za wet. Jak ty komu, tak on tobie. Wydaje nam się, że odeszliśmy dawno od stosowania babilońskiej zasady „oko za oko, ząb za ząb”. Złagodziło ją chrześcijaństwo, formułując równość wszystkich „dusz”, i dodając miłosierdzie. Ale w gruncie rzeczy do dziś ją wyznajemy, np. formułując prawnicze pojęcia „sprawiedliwej odpłaty”. Uwewnętrznione przekonanie, że ludzie zasługują na równe traktowanie przeszkadza nam paradoksalnie np. zwalczać skutecznie anomalie życia społecznego, w których równości domagają się środowiska patologiczne.

Niektóre standardy i oczekiwania wobec stanu dziennikarskiego wydają mi się przesadne i na pewno nierealne. Jeden z wybitnych nestorów polskiego dziennikarstwa ostatnio wyznał mi, że dziennikarz jego zdaniem nie powinien się zajmować w żaden sposób polityką, z zakazem należenia do partii politycznej włącznie, bo jego zadaniem jest kompletna niezależność i wyłącznie informowanie. I to ma nie być polityka?! O tych informujemy drobiazgowo, o tamtych też niby informujemy... Otwarte pole do manipulacji. No i gdzie prawa obywatelskie dziennikarzy? Choć oczywiście pewne uregulowania, pomagające dziennikarzom w pracy, są tu możliwe, choćby w prawie, które wymaga od polityków ujawniania stanu majątkowego, a od urzędów jawności wszystkiego, co nie jest tajemnicą państwową. To na pewno ułatwia informowanie obywateli o nadużyciach, chyba że... dziennikarzowi wcale na tym nie zależy.

Inny standard, sformułowany ostatnio przez Bartosza Ławskiego, to absolutny zakaz przyjęcia przez dziennikarza jakiejkolwiek korzyści od polityków czy partii politycznych. Mowa nie tylko o płaceniu za przychylność, ale o dotacjach na media, honorariach za opracowania, kupowaniu dzieł. Chodzi także o wypicie kawy podczas wywiadu z politykiem, czy przyjęcie do kawy ciastka, a co gorsza obiadu. Ten standard byłby trudny do wykonania, ale może i jest do zaakceptowania, gdyby go zapisać w statucie naszego Stowarzyszenia. Tylko, że musiałaby się na to zgodzić większość koleżeństwa.

Ale czy krytykanci z mainstreamu sami zachowują przyjęte ogólnie, nie aż tak wyśrubowane standardy w swoim życiu zawodowym? Czy nie rządzi ich tekstami, komentarzami, wyborem rozmówców nierówność? Czy raczej nie nasuwa się określenie „wykluczenie”? Wykluczenie niektórych, opozycji, wykluczenie nielubianych tematów i osób, tego, co zagraża małym interesom własnym dziennikarzy i wielkim interesom ich mocodawców. Czy zanikł już paskudny zwyczaj przykrywania sensacjami niepowodzeń sfer rządzących i afer finansowych? Czy przywrócono już do pracy w telewizji choć jednego z wyrzuconych stamtąd w ostatnich paru latach dziennikarzy, wyrzuconych w ramach jawnych czystek politycznych przecież, a nie dbałości o pluralizm i równowagę? Gdzie dbałość o wrażliwość jednej trzeciej a może i więcej elektoratu? Wykluczanie, obmawianie, obsmarowywanie, manipulowanie, kłamstwa – czy to nie ten raczej zestaw to nasz chleb powszedni? Czy naprawdę ważniejsze są, powiedzmy, równe prawa pedofili o dostęp do szczęścia, o  co za chwilę zaczną walkę, niż obowiązek zachowania równowagi w mediach choćby publicznych i równego traktowania przez dziennikarzy ich rozmówców? Dobrze wiemy, że to nie demagogiczne pytanie.

Ja bym naprawdę chciała, żeby komentatorzy, nadający ton w polskich mediach publicznych i prywatnym prorządowym mainstreamie, stosowali chociaż Kodeks Hammurabiego (około 1800 lat przed Chrystusem). Niestety, nie ma o tym mowy. Tu stosuje się raczej znaną bliżej w kurnikach hierarchię dziobania, przy czym ci na najlepszych pozycjach, co dziobią najdotkliwiej, zwykle czerpią siłę ze związków z władzą.

Felieton ukazał się na portalu SDP.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych