Premier Tusk ogłaszający koniec kryzysu to głupstwo, istotna i groźna jest jego zapowiedź utrzymania się u władzy za każdą cenę i wszelkimi środkami

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Grzegorz Momot
fot. PAP/Grzegorz Momot

Niebezpieczne są wyprawy premiera Donalda Tuska do Krynicy. Nawet jeśli jest tam krótko, zdąży powiedzieć coś, co albo wprawia w osłupienie (euro w Polsce w 2011 r.), albo jest zapowiedzią zamachu na demokrację. To, że premier ogłosił koniec kryzysu w Polsce nie ma większego znaczenia, bo równie dobrze mógłby ogłosić koniec usytuowania naszego kraju na północnej półkuli. Liczą się bowiem fakty, a nie słowa. Znacznie ważniejsze jest to, że Donald Tusk chce zrobić wszystko, „by PiS nie dostał władzy”. Dlatego chce „walczyć do końca, by wygrać wybory”.

Jeśli dodać do tych zapowiedzi premiera jego wcześniejsze „ostrzeżenia” oraz to, co proponuje minister Bartłomiej Sienkiewicz, rysuje się scenariusz nie tyle „normalnego” zwycięstwa w demokratycznych wyborach, lecz zwycięstwa za wszelką cenę. A nawet zwycięstwa przeciw demokracji, gdyby miała on „głupio” czy „szkodliwie” wybrać. Taki ostrzał artyleryjski jest wyraźnym kreowaniem politycznych rywali na siłę, której demokracja nie jest się w stanie przeciwstawić, dlatego trzeba wymyślić coś specjalnego. Na razie jest to enigma, ale przecież „walka klasowa się zaostrza”, więc jakieś nadzwyczajne rozwiązanie nie tylko się pojawi, ale zostanie uznane za jedyne, konieczne i zbawienne.

Na razie trwa ustawianie politycznego przeciwnika w roli faszysty, a co najmniej stronnika faszystów. Nieprzypadkowo premier Tusk powiedział:

Niech Jarosław Kaczyński spojrzy w lustro. To on jest patronem tych, którzy Polskę kompromitują! (...) Ja nie jestem patronem tych marszy... Nie przytulam młodzieńców z ogolonymi głowami, dla których swastyka jest fajnym symbolem!

Premier nie mówi o konkretnych marszach, ale intencja jest oczywista: zohydzić Marsz Niepodległości i manifestacje oraz marsze organizowane w miesięcznice i rocznice katastrofy smoleńskiej. Co jest wyjątkowo paskudne i podłe, bo i jedne, i drugie nie mają ani cienia tego kontekstu, który szef rządu im przypisuje.

W ramach antyfaszystowskiego ostrzału Donald Tusk ujawnia, „kto jest odpowiedzialny za to, że ludzie w Europie myślą, że Polacy to nazistowska prawica”. Oczywiście, że Donald Tusk to wie. Ludzie w Europie myślą tak (choć bez przesady, bo liczba odbiorców lewicowo-liberalnych mediów nie jest wcale duża), bo przekonuje ich o tym sam Donald Tusk, a także jego szef MSZ Radosław Sikorski, szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, liczni wysocy urzędnicy, posłowie i pozostające na ich usługach media. Te ostatnie dostarczają na zachód gotowe wklejki, które są „dowodami” (autorzy wklejek, najczęściej dziennikarze „Gazety Wyborczej”, figurują jako współautorzy tekstów).

Ludzie w Europie mają w głowach wypaczony i kompletnie oderwany od rzeczywistości obraz „faszystowskiej Polski”, bo sam premier Tusk, jego ministrowie, urzędnicy i zaprzyjaźnione z nimi media nieustannie taki obraz w Europie kolportują. Co jest oczywistą aberracją, bo oznacza szkodzenie Polsce w imię pognębienia politycznego przeciwnika. A skoro oskarżenia o faszyzm w Polsce nie robią już na nikim wrażenia, bo są totalną bzdurą (w przeciętnym kraju starej Unii jest tysiąc razy więcej przykładów takiego „faszyzmu” niż w Polsce), wyeksportowano ten kłamliwy obraz na zewnątrz, żeby wrócił jako argument, iż Europa się „polskiego faszyzmu” boi i nim niepokoi.

Jeśli ostrzał z zewnątrz, choć w istocie z Polski, będzie trwał wystarczająco długo, wprowadzenie rozwiązań chroniących Polskę i Europę przed „głupim wyborem demokracji” będzie uznane za mniejsze zło, a nawet większe dobro. I uzasadnią to nie tylko klakierzy obecnej władzy w mediach w Polsce, ale też zaprzyjaźnione media za granicą oraz „sprawdzeni przyjaciele Polski”, czyli ci, dla których Tusk i jego ekipa stanowią najlepszą pod każdym względem emanację władzy po 1989 r.

Zgodnie będzie to przedstawiane jako najlepsze rozwiązanie dla wszystkich. Żeby uniknąć „faszystowskiego” scenariusza węgierskiego, który w Polsce byłby przedstawiany jako prawdziwa apokalipsa. Wiele wskazuje na to, że takie rozwiązanie jest pichcone, mimo że z demokracją nie ma ono nic wspólnego, a wręcz jest scenariuszem miękkiego zamachu stanu. Ale czego się nie robi w obronie rządów tych, którzy muszą nadal sprawować władzę, bo tak sobie życzą inne państwa i wewnętrzne oraz zewnętrzne grupy interesów.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych