„Ludzie planują, a pan Bóg się śmieje”, stwierdził usprawiedliwiając sam siebie Donald Tusk. Bo różne różności nam naobiecywał, nie tylko w swym pierwszym, wielogodzinnym exposè. Teraz też obiecuje, że np. od 2016 r. będziemy mięli przyjazny, uproszczony system podatkowy. Jak nie wyjdzie, znowu będzie mógł zwalić na pana Boga, że taki żartowniś. Poza tym, jego rząd ma same sukcesy: przez powódź kryzysu przeprowadził nas suchą stopą, stopa nam rośnie, rosną autostrady, mamy pendolino, na świecie nas chwalą, żeśmy taki fenomen, w ogóle jest beauty, a jedyne, czego nam, Polakom, brakuje, to optymizmu - wyłuszczył Tusk w Krynicy. Jak klient optymistycznie nastawiony, to więcej kupi, a jak więcej będzie kupował, to producenci będą więcej produkowali, co znów spowoduje lawinę przypływu gotówki do państwowej kasy, z których rząd będzie mógł spłacać bilionowe zadłużenie, a i na potrzeby obywateli coś zostanie…
Noszę krawat. Muszę to podkreślić, bo „klient w krawacie jest mniej awanturujący się”. Zastanawiam się, co jest temu facetowi, wypił za dużo, czy zjadł za mało? W jakim świecie on żyje? Czy poza gabinetem prezesa w Urzędzie Rady Ministrów ogląda tylko TVP, która aż mieni się od barw szczęścia i „m” - jak miłość…?
„Chcesz być szczęśliwym, nie gmeraj w pamięci”, pisał po francusku mój ulubiony aforysta-nihilista Rumun Emil Cioran. Dla wyjaśnienia, nihilizm to pogląd filozoficzny negujący istnienie pewnych bytów. No to porozmawiajmy o tych bytach. Ponoć najważniejsze, abyśmy tylko zdrowi byli. Tylko, jak tu być zdrowym, skoro mamy jedną z najgorszych służb zdrowia w UE; w ocenie ekspertów Polska plasuje się pod tym względem na 27 miejsce w Europie. Dr Arne Björnberg z instytutu Health Consumer Powerhouse (HCP), który co roku przeprowadza stosowne analizy, skwitował:
Podczas, gdy inne kraje usprawniają swe systemy, Polska nie czyni żadnych postępów, wręcz przeciwnie, w najnowszym zestawieniu znów spadła o jedno miejsce.
Wyróżnia nas m.in. wysoka umieralność na raka, najdłuższe oczekiwanie na wizyty u lekarzy specjalistów i na operacje, najgorszy dostęp do nowoczesnych leków i aparatury medycznej… - podsumował w swym raporcie Björnberg. O tym jak jest my wiemy najlepiej, bez unijnych raportów. Szpitale muszą oszczędzać, bo instytucja zwana NFZ (przywrócona dożycia nie wiedzieć czemu przez ministra SLD Mariusza Łapińskiego - gdyby głupota miała skrzydła, byłby orłem) tnie kontrakty, przesuwane są terminy zabiegów i operacji, kolejki rosną, pacjenci muszą czekać na przyjęcie przez specjalistów miesiącami i latami, zamiast sprawnego systemu, mamy żebractwo w telewizji o datki na ratowanie Jasia, czy Zdzisia, o zrzutkę na protezy dla kalek, czy błagania chorych na raka o niezbędne leki…, ale - trawestując rządowego klasyka-rzecznika Jerzego Urbana, rząd sam się wyleczy…
Niedawno „Głos Wielkopolski” opisał sprawę poszkodowanej w wypadku Laury Kubas, której poznański szpital wyznaczył termin operacji kolana na 7 lipca 2020r. Pani Kubas i tak ma szczęście, innemu pacjentowi obiecano operację nadgarstka za dziesięć łat, a na np. artroskopię barku ktoś tam musi czekać do… 2023 r. Nic to, więcej optymizmu, pani Kubas i inni, nie bądźcie czarnowidzami - radzi pan premier.
Wie, co mówi. W końcu w minionej kadencji było tak dobrze, że naród wybrał go na drugą. Aby było jeszcze lepiej, Tusk wprzągł był do pomocy znakomitych fachowców w swych branżach, jak ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza właśnie, (że o poprzedniczce, awansowanej za jej „dorobek” na marszałka Sejmu Ewie Kopacz nie wspomnę), który wcześniej nie kierował nawet wiejską przychodnią. Jest też w ekipie premiera zegarmistrz światła purpurowy, magister nauk społecznych Sławomir Nowak w roli ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej, socjolog-kulturoznawca Michał Boni, jako minister od cyfryzacji, czy minister od sportu i fryzjera, była nauczycielka akademicka, ekonomistka Joanna Mucha. Słowem, fachowiec na fachowcu, fachowca pogania. Nic, tylko za dwa lata wybrać cały Tuskowy gabinet na kolejną kadencję. A jak coś nie wyjdzie, zawsze będzie można zwalić winę na kiepskie poczucie humoru pana Boga.
Że jesteśmy w czołówce krajów Europy o najwyższym bezrobociu wśród młodych ludzi, w tym absolwentów wyższych uczelni? Że pracy nie może znaleźć 26 proc. młodzieży, czyli co czwarty obywatel RP w wieku do 25 lat, a wielu tych, którzy ją mają, tyra na umowach śmieciowych, które należy traktować jako zatrudnienie doraźne, bez żadnych ubezpieczeń socjalnych? Że za chlebem wyjechało za granicę 2 mln naszych rodaków? Oj tam, oj tam…, zapomnijmy o danych Eurostatu! W takiej np. Etiopii niedożywiona jest połowa ludności, a my, Polacy, możemy przecież pracować we wszystkich państwach Unii Europejskiej…
Kto szuka, ten znajduje. Do tyczy to także starszyzny z głodowymi emeryturami, którzy zamiast malkontencić, również powinni ruszyć - za przeproszeniem - tyłkami. Taka np. pani Elżbieta Zapendowska, lat 66, znana m.in. z telewizyjnego „Idola”, „Jak oni śpiewają” i „Must be the Music”. Wcześniej ta specjalistka od emisji głosu udzielała lekcji m.in. Edycie Górniak, czy Maryli Rodowicz. Jej emerytura wynosi dziś 700 zł na rękę. Więc Zapendowska-emerytka dorabia, to w programie „Tylko muzyka”, to znów szkoląc młódź na warsztatach w Muzycznej Owczarni w Jaworkach i w Końskich. Można? Można! Więc, do roboty, stare konie, pan premier wskazał, jak zwyciężać mamy; już pisałem, będziecie mięli więcej pieniędzy, to i więcej kupicie, producenci będą więcej produkować i państwo będzie rosło w siłę… W tym kontekście nie ma się też co martwić naszym ujemnym przyrostem demograficznym, rąk do pracy na mnie zabraknie. Jak napisała „Gazeta Wyborcza”:
Dziś Polak dostaje na emeryturze ok. 50-55 proc. pensji, to mniej więcej 1,8 tys. zł brutto. Według prognoz ekspertów emerytury liczone ze składek będą niższe. Szacuje się, że będą wynosić o blisko 30 proc. mniej od ostatniej pensji, czyli ok. 1,2 tys. brutto. Osoby, które pracowały na umowę o dzieło, często chorowały i niewiele zarabiały, mogą w przyszłości mieć emerytury nawet w wysokości 200 czy 300 zł.
Żadne to czarnowidztwo „GW”, tak przychylnej ekipie Tuska, po prostu prawidłowość: im mniej dostaną emeryci, tym więcej będzie chciało pracować, a gdy będą pracowali nie będą mięli czasu na takie głupoty, jak wizyty u lekarzy. I będzie ich stać na płacenie bez marudzenia podwyższonego, 23 proc. podatku VAT, który kolejny fachowiec nie do zastąpienia, twórca vincentyzacji ekonomii minister Jacek Rostowski planuje utrzymać do 2016r. Jak tłumaczy:
Spowodowane to zostało koniecznością ograniczenia nierównowagi finansów publicznych, co jest niezbędnym warunkiem dla stabilności makroekonomicznej i długofalowego wzrostu gospodarczego, jak również słabą koniunkturą na głównych rynkach eksportowych ograniczających wzrost polskiej gospodarki
- stoi jak wół w rządowej Aktualizacji Programu Konwergencji. Jasne? Ot, takie, jak pisał egzystencjalista-emigrant Witold Gombrowicz, „robienie z tata wariata”.
"Ludzie planują, a pan Bóg się śmieje", wskazał główną przyczynę własnej nieudolności Donald Tusk. Gdyby ktoś miał wątpliwości, teraz ma jasność: jeśli mimo braku pracy i wbrew służbie zdrowia dożyjesz młody Polaku wieku emerytalnego, nie licz na państwo. Ale bądź dobrej myśli, bo - jak podsunął były wicepremier, specjalista w dziedzinie prorodzinnej polityki zatrudniana pociotków Waldemar Pawlak - „są organizacje społeczne, są kościoły, są ludzie dobrej woli…”
Racja, są. I ja w nich wierzę. Dlatego, Panie Premierze Tusku, jestem optymistą! I z optymizmem wyczekuję, kiedy skończą się Pańskie rządy…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/165692-panie-premierze-tusku-jestem-optymista-i-z-optymizmem-wyczekuje-kiedy-skoncza-sie-panskie-rzady