Od kilku lat karmieni jesteśmy doniesieniami, że walki o Wieżę Spadochronową w Katowicach to mit, wytwór „komunistycznej propagandy”

fot. wikipedia
fot. wikipedia

Taki obraz kreują media „głównego nurtu” i taki też obraz coraz mocniej zapada w świadomość ludzi, którzy nie są wystarczająco dociekliwi. Oto na przykład, jeśli ktoś czerpie wiedzę o otaczającym go świecie z wikipedii, o Obronie Wieży Spadochronowej przeczytać może:

Od lat 50. w Polsce panowała wersja, związana z literackim opisem Kazimierza Gołby, który w książce pt. Wieża spadochronowa, opisał, że ta stała się redutą, z której śląscy harcerze stawili opór wkraczającym do miasta żołnierzom Wehrmachtu i bojówkarzom Freikorpsu Ebbinghaus. Według Gołby obrona wieży trwała kilkanaście godzin, a harcerze zadali Niemcom bolesne straty, zestrzeliwując m.in. niemiecki samolot. Opór wieży złamał dopiero ostrzał ciężkiej artylerii. Ciała zabitych i rannych obrońców zrzucono z pomostu. Opór wieży złamał dopiero ostrzał ciężkiej artylerii. Ciała zabitych i rannych obrońców zrzucono z pomostu. Ten heroiczny opis miał powstać w oparciu o relacje mieszkańców Katowic, jakie po wojnie zbierał Gołba za pośrednictwem „Gościa Niedzielnego”. [...]

Pierwsze wątpliwości w sprawie obrony wieży zaczęły pojawiać się na początku lat 80. Prof. Andrzej Szefer natrafił w niemieckim Federalnym Archiwum Wojskowym we Fryburgu na dziennik bojowy 3 Odcinka Grenzschutzu, którego dowódca gen. Georg Brandt kierował akcją zajmowania Katowic i opisał, że przebiegała ona bez większych incydentów. Ocenzurowane fragmenty dziennika Szefer opublikował na łamach „Zarania Śląskiego”. Jednak, gdy jeden z jego współpracowników z Instytutu Śląskiego, zaczął w telewizyjnym programie powoływać się na powyższe, niemieckie dokumenty - został publicznie skarcony, a niemiecki opis z miejsca uznano za niewiarygodny. Naukowca krytykował m.in właśnie Szewczyk. Do sprawy nie wracano przez następnych 20 lat.

Dopiero w 2003 r. wersja długotrwałej obrony przedstawiona przez Gołbę została ostatecznie podważona. Latem tego roku nowe dokumenty zostały odnalezione przez Ryszarda Kaczmarka, historyka z Uniwersytetu Śląskiego, również we fryburskim Federalnym Archiwum Wojskowym. Odkrycia Kaczmarka opisała katowicka „Gazeta Wyborcza”. Historyk dotarł do nieznanego wcześniej raportu gen. Neulinga, który opisywał, że walki pod wieżą trwały o wiele krócej, niż opisywano wcześniej.

Szukałem, szukałem i ... nie znalazłem w książce Kazimierza Gołby informacji o zestrzeleniu niemieckiego samolotu. Znalazłem – to i owszem – informację o ostrzelaniu dwóch samolotów, która kończy się następująco:

Piraci luftwaffe nie liczyli na takie przyjęcie. Zawrócili do odlotu, przy czym jeden z nich wlókł za sobą cienką wstążkę dymu.

Nigdzie jednak nie natrafiłem na informację, jakoby ten samolot został zestrzelony, aby gdzieś spadł. Podobnie, próżno byłoby szukać u Gołby informacji, że obrona Wieży Spadochronowej trwała kilkanaście godzin. Nie ma też nic o ostrzeliwaniu Wieży Spadochronowej z ciężkiej artylerii.

Podważana jest też wersja, iżby Wieży Spadochronowej bronili harcerze. A przecież stosownych relacji jest aż nadto. Wiele z nich doczekało się publikacji, inne wciąż zalegają w archiwach i bibliotekach, a także w piwnicach i na strychach u osób prywatnych, jak chociażby notatka, na którą natrafiłem w przechowywanych ówcześnie na poddaszu domu mojej byłej nauczycielki zbiorach Adeli Korczyńskiej. Była to notatka z rozmowy tejże z p. Cieczkową, właścicielką zakładu fryzjerskiego przy ul. Zielonej (obecnie Żwirki i Wigury), która tak ich scharakteryzowała:

To były bojowe chłopcy, postawili się w rozmowie: „będziemy strzelać”.
Nikogo nie było widać na ulicach, ludzie szukali żywności. Miała maleńkie dziecko, sąsiadka przyniosła jej 2 litry mleka – obok była mleczarnia (p. Ziołosz – zamieszkały na Rostka 2). W tym dniu już mleka nie dowieziono, ale było jeszcze w bańkach – przynieśli jej ostatki.
---
Przyszli 2 chłopcy w wieku 12, 13 lat w mundurkach harcerskich, dała im mleko, chleb (przyszli z manierkami). Szukali wody do mycia. Woda była zakręcona. Noszono ją ze stawu (basenu) koło rzeźni.
Chłopcy spali w gmachu dzisiejszej milicji naprzeciwko.
„Jak długo tu jesteście?” – nie chcieli mówić.
„Gdzie mieszkacie?” – Jeden z nich prawdopodobnie powiedział z Chorzowa - w każdym razie to były młode chłopcy.
„Idymy do parku” – „Bydymy strzelać”.
„Gdzie chcecie strzelać – tacy mali” – Drugi pociągnął za mundur – Nadszedł starszy 18-letni, miał pelerynę narzuconą na mundur.
Była też z nimi kobieta, malutka, krótkie nóżki, w kostiumie. Mogła mieć 30 – 31 lat – nie chodziła w mundurku.

Tego rodzaju relacji zachowało się bez liku...

Tymczasem spróbujmy pochylić się nad źródłami niemieckimi i na ich podstawie postarajmy się określić moment, w którym zaczęły się walki o Wieżę Spadochronową. Oto w wychodzącym w Gliwicach dzienniku „Oberschlesische Volksstimme”, w opublikowanym w dniu 6 września 1939 roku specjalnym sprawozdaniu redaktora Liboriusa Himmela, znajdujemy informację, że do pierwszych walk z załogą Wieży Spadochronowej doszło już 3 września:

W niedzielę nastroje polskiej jak i niemieckiej ludności były bardzo minorowe. Kiedy wkroczy wojsko niemieckie? To było powszechne pytanie... Tymczasem Niemcy zbliżyli się już do parku południowego i prowadzili tam zacięte walki z powstańcami.

Jak wynika z artykułu, niemieckie oddziały, ostrzelane przez obrońców Parku Kościuszki, wycofały się w kierunku Brynowa. Do zasadniczych walk doszło natomiast rankiem 4 września. Gefrajter Werner Haucke w swej relacji napisał:

Dzień 4 września przyniósł zadanie dla nas, Górnoślązaków, szczególnie radosne – polecenie zajęcia Katowic. O godzinie 5.30 oddział stanął na czele dywizji gotowy do uroczystego wejścia do miasta, gdy z przodu nadeszła wiadomość, że silne oddziały powstańców pod dowództwem polskich oficerów obsadziły las, położony na trasie tego przemarszu. Pluton obrony przeciwpancernej oraz kompania piechoty użyte zostały do oczyszczenia tego lasu. Gdy zadanie to, przeprowadzone w obecności dowódcy dywizji, zostało wykonane, w późnych godzinach przedpołudniowych kontynuowano wkraczanie do miasta.

W dalszej części mamy barwny opis walk toczonych w centrum miasta, ale nas w tym momencie interesuje przede wszystkim wzmianka, że do pierwszych starć w Parku Kościuszki (nazywanym tu lasem) miało dojść już o godzinie 5.30.
Podobnie wydarzenia te opisuje w swej relacji dowódca 14 kompanii (przeciwpancernej) 372 pułku piechoty, porucznik Kania (niech nikogo nie zmyli nazwisko – chodzi o kompanię niemiecką, a por. Kania był oficerem niemieckim):

W nocy, o godzinie 3.00 nadszedł rozkaz wymarszu. Marszruta prowadziła przez Panewnik i Ligotę do Katowic. Zdolne do walki plutony (1. i 2. pluton) otrzymały zadanie zabezpieczenia marszu od czoła oraz przygotowanie wejścia do Katowic.
Dotąd nie było jeszcze wiadomo, czy w mieście stawiany będzie opór. Zdolne do walki plutony (1. i 2. pluton) zostały na wolnej przestrzeni przy Parku Południowym ostrzelane z kierunku wschodniego (wieża spadochronowa, wieża Bismarcka). Ponieważ obydwa plutony były zbyt słabe, musiano poczekać na nadchodzącą w szpicy 7. kompanię. Również przybyły w międzyczasie oddział rozpoznawczy 239 dywizji piechoty został ostrzelany i samodzielnie pomaszerował naprzód.

Zajrzyjmy może jeszcze do relacji Hansa Ruffera z 3. kompanii 239. oddziału przeciwpancernego:

O godzinie 3.00 przyszedł rozkaz wymarszu na Katowice. Dotarliśmy tam około godziny 5.00, w okolice Parku Południowego. Tam zostaliśmy zatrzymani przez powstańców, którzy okopali się w Parku.

Tak więc oddziały przednie niemieckiej 239 dywizji piechoty utknęły w okolicach Parku Kościuszki, w którym to znajduje się Wieża Spadochronowa. Cytowany wcześniej porucznik Kania z kolei pisze:

Poleciłem moim żołnierzom zająć stanowiska po zachodniej stronie parku i osobiście udałem się do zniszczonego mostu na Kłodnicy z meldunkiem, że oddział rozpoznawczy, wkraczający do Katowic od południa, uwikłał się w walki uliczne, naprzód posuwa się bardzo wolno i potrzebuje pomocy. Było to około godziny 8.00.

Tymczasem spójrzmy, jak pierwsze walki z czołową kolumną Wehrmachtu opisał Kazimierz Gołba:

Gdy czołówka wehrmachtu wynurzyła się z Piotrowic i zaczęła posuwać się na Brynów, padły pierwsze strzały. To przemówiły oba erkaemy wieży spadochronowej, którą natychmiast wsparła ogniem wieża obserwacyjna. Po pierwszych chybieniach złapano cel mocno i dobrze. Wypuszczono kilka zgrabnych serii, jakich nie powstydziłby się strzelec regularnej armii.
Czołówka zatrzymała się. Wybuchło w niej zamieszanie. Po chwili cofnęła się między zabudowania, zostawiając na szosie jedno auto opuszczone przez załogę i dwa motocykle z rannymi czy zabitymi Niemcami.

Po wymianie ognia, jaka wtedy nastąpiła, miał mieć miejsce ów epizod z ostrzelaniem samolotów, po czym nastąpiła przerwa, po której do akcji wkroczył oddział Freikorpsu, o czym zresztą mowa jest też w szeregu dostępnych relacji. Przywołam w tym miejscu fragment zeznania Bogdana Szaflika (złożonego przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach):

Od 1941 roku nasza dwójka zajmowała się zbieraniem dokumentacji Września. Ponieważ mnie w tym czasie nie było, szukaliśmy spośród znajomych kogoś, kto mógłby nam w jakiś sposób dopomóc w odnalezieniu śladów września 1939 roku. Człowiekiem takim okazał się były dyrektor Strzybnickich Zakładów Cyny inżynier Ryter, który w tym czasie, mieszkając w Ligocie, uczestniczył w zajściach wrześniowych jako obserwator. Od niego dowiedziałem się, że na wieży spadochronowej w parku Kościuszki był punkt obserwacyjny 73 pp, którego zadaniem było dawanie znaków w związku z obrona przeciwlotniczą. Jako łącznicy pełnili służbę harcerze z katowickich drużyn — prawdopodobnie z „Czarnej Piątki”.

Rankiem dnia 3 września 1939 roku wojsko polskie zostało zdjęte z tego punktu, natomiast pozostali harcerze, uzbrojeni w karabiny „Bergery” z PW. Do tych harcerzy dołączyła grupa harcerek i harcerzy, która przybyła z kierunku Wyry - Mikołów. Mieli oni naramienniki na rękawie - przynależność hufca Ruda Śląska. Grupka ta była również uzbrojona. W niedzielę dnia 3 września zostali oni ostrzelani od strony starego Brynowa przez grupkę bojówkarzy. Rano dnia 4 września między godziną 5,00 - 6,00 wieża została ponownie ostrzelana, ale już z broni maszynowej. Obrońcy nie odpowiadali. Natomiast około 8,30 rano ul. Kościuszki przejechał patrol uzbrojonych Niemców, do którego z wieży otworzono ogień. Freikorzyści otoczyli wieżę od strony restauracji „Zielone Oczko”. Freikorzyści ci wyszli z ówczesnego boiska Diany (znajdowało się mniej więcej w miejscu, gdzie jest obecnie Hala Sportowa). Do tego miejsca freikorzyści przyszli od strony cegielni, znajdującej się na wschód od parku. To była jedna grupa, która skoncentrowała się na obecnym boisku żużlowym, a wówczas było to boisko niemieckiego klubu IFC. Druga grupa freikorzystów przyszła od strony kopalni „Wujek” i zajęła miejsce od zachodniej strony, a znajdowało się tam po lewej stronie ul. Kochłowickiej boisko „Santa Maria”, klubu sportowego niemieckiego. Nawiasem podaję, że na północne] stronie Katowic znajdowało się obok „Alfreda” trzecie boisko sportowe niemieckie klubu ATV (Allgemeine Turn-Verein). Z tych punktów właśnie we wrześniu wyszedł atak freikorzystów.

Nie będę tu ciągnął tego opisu... Istotne jest dla nas w tym miejscu to, że mamy tu informację, iż po raz pierwszy Wieża Spadochronowa ostrzelana została już 3 września (podobna informacja pojawia się też między innymi w przywołanym uprzednio sprawozdaniu Liboriusa Himmela, zamieszczonym w dzienniku „Oberschlesische Volksstimme”). Przy okazji warto zauważyć, że informacja tu podana, iż do kolejnych starć doszło tu w dniu 4 września między godz. 5.00 a 6.00, idealnie współgra nam z relacjami oficerów i żołnierzy niemieckiej 239. dywizji piechoty, w których wskazana jest godzina 5.00 – 5.30.

A wracając do wspomnianego oddziału Freikorpsu, to zapewne chodzi tu o ten sam oddział, który w dniu 3 września „oczyszczał” okolice Orzesza z broniących się tam powstańców śląskich oraz zabezpieczał skrzydła atakujących oddziałów Wehrmachtu. Tego dnia, o godzinie 16,45 oddział ten otrzymał rozkaz zajęcia budynku radiostacji w Katowicach przy obecnej ulicy Juliusza Ligonia.

Tymczasem 4 września, około godziny 8.00 – o czym była już mowa – do dowódcy niemieckiej 239 dywizji piechoty dotarł meldunek, że siły przednie dywizji natrafiły przy podchodzeniu do Katowic na silny opór. W raporcie bojowym dowódcy tejże dywizji, gen. Neulinga, możemy między innymi przeczytać:

O godzinie 8.00 czoło grupy wzmocnionego 444 pułku piechoty, w której znajduje się dowódca dywizji, dociera do wyznaczonego punktu postoju około 3 km na południe od południowego krańca Katowic. [...] Prawie równocześnie przybywa oficer oddziału zwiadowczego z Katowic i melduje, że oddział utknął w starciu z powstańcami i bez wsparcia nie ruszy dalej. [...]

Sztab dywizji udaje się na małe wzgórze, z którego widać całe Katowice, wkrótce potem przybywa tu również sztab 3. Odcinka Straży Granicznej. Grupa marszowa rozciągnięta jest na ulicy aż po wzniesienie.

Nagle ze wspomnianej wieży w Parku Miejskim otwiera ogień polski karabin maszynowy w kierunku sztabów, na szczęście seria pocisków przeleciała nad głowami. W odpowiedzi zostaje otwarty ogień z armaty przeciwpancernej i jeden z pierwszych strzałów trafia linę windy, winda spada, ogień zostaje wstrzymany. Za to rozlega się ogień z karabinów i także droga między Brynowem i wzniesieniem znajduje się nagle pod ostrzałem kilku karabinów maszynowych. Również, na szczęście, strzały przechodzą o wiele za wysoko. Oddział zajmuje stanowiska w głębokich rowach przydrożnych i odpowiada ogniem; omiatanymi przez nieprzyjacielskie pociski rowami, odrzucając wiązanki kwiatów, uciekają cywile, którzy chcieli przywitać oddział. Trzy kompanie skierowane zostają na wschód od ulicy w kierunku Katowic, ponieważ prawdopodobnie w lesie za folwarkiem Brynów również znajdują się jeszcze powstańcy. Jedna bateria zajmuje pozycje i Park Miejski zostaje wkrótce oczyszczony, kilku ciężko rannych powstańców zostaje odniesionych, jednakże jeńców nie wzięto do niewoli, ta hołota opuściła Park, udając się zapewne w kierunku miasta....

Ostatnie zdanie, to oczywisty fałsz, mający ukryć prawdę o tym, co faktycznie stało się z wziętymi do niewoli obrońcami Parku. Do kwestii tej jeszcze powrócę...

Rzućmy z kolei okiem do raportu dowódcy 3 Odcinka Straży Granicznej:

Godz. 5.30:  Dowódca udaje się wraz z szefem sztabu oraz sztabem bojowym najpierw do Mikołowa, do 239. dywizji, a potem na trasę przemarszu 239. dywizji, na wzgórze położone jeden kilometr na południe od Katowic, gdzie obserwuje przemarsz dywizji. Na wzgórzu tym sztab zostaje ostrzelany ogniem karabinu maszynowego od strony Parku Południowego. Szybko wprowadzone do akcji działo przeciwpancerne 239. oddziału przeciwpancernego unieszkodliwia gniazdo karabinów maszynowych, znajdujące się na wieży Parku Południowego.

Godz. 11.40: 239. Dywizja oraz 68. pułk straży granicznej wkraczają do Katowic po przełamaniu oporu nieprzyjacielskiego. Wymiana strzałów z bandami w okolicy dworca i Parku Południowego. Własna artyleria i działa przeciwpancerne strzelają w kierunku rozpoznanych gniazd nieprzyjacielskich. W godzinach popołudniowych i wieczornych ożywia się strzelanina na ulicach Katowic, podsycana przez nerwowość oburzonych działalnością partyzantów oddziałów.

Zajrzyjmy jeszcze do relacji porucznika Tresta, dowódcy 1. kompanii 239. oddziału przeciwpancernego:

Z miasta dochodził odgłos wystrzałów, strzelaninę słychać było również w Parku Południowym. Powstańcy chcieli nam przeszkodzić w wejściu do miasta. Spójrz no tam, czy to nie wieża dla skoczków spadochronowych ? To stamtąd przecież strzelano. Co prawda pociski przechodzą nad nami, świszczą koło uszu podoficerowi obserwacyjnemu  i lecą dalej na prawo, gdzie w odległości około 1 km przechodzi nasza piechota. Nasz generał wraz ze swoim sztabem stoi wśród nas. Jedno działo stało oparte o skarpę, na drodze mocno wcinającej się. „Dalej działo na skarpę, km kieruje ogień na wieżę spadochronową”. Skarpa była wysoka na około 2,5 metra i bardzo stroma. Wszyscy którzy stali wokoło, pomagali. Wreszcie działo stanęło na górze. Już pierwszy strzał był prawidłowy, co do kierunku i odległości. Po kilku strzałach – obsługa strzelała w zupełnej ciszy – z wieży odpadł jakiś fragment. Ogień km-u ustał. „Chłopcy” powiedział ktoś za nami, mógł to być generał albo jego adiutant, „to był kawał dobrej roboty”.

Tymczasem spójrzmy, jak rzeczone wydarzenia opisane są w książce Gołby:


Oczekiwany atak nastąpił przed szóstą wieczorem. Poprzedziło go ukazanie się na przedpolu parku ostatniej łączniczki, która do tej pory śledziła ruchy Niemców w Brynowie i nie zdążyła już zbiec. Dziewczyna była w jasnej sukience, widocznej z daleka i gdy wybiegła spośród zabudowań, sypnęły się za nią strzały. Zachwiała się i padła. Wtedy wynurzyła się z ukrycia silna liczebnie grupa Niemców z opaskami na rękawach, pochylonymi do strzału karabinami, i ruszyła w kierunku najbliższych drzew. Gdy minęli leżącą dziewczynę, sądząc, że to trup, ta uniosła się na łokciach i oddała za nimi po strzale.
Zdążyła wystrzelić cały magazynek, zanim tamci z mściwą furią zaczęli w nią bić bez pamięci. Kilkanaście kul utkwiło w ciele dziewczyny, choć już po pierwszych nie żyła. Strzelali jeszcze do jej zwłok. Nie wskrzesili jednak swych trzech towarzyszy, co padli z jej ręki.
Działo się to na oczach całego przyczajonego frontu harcerskiego i powstańczego. Na widok tego bestialstwa zacisnęły się pięści obrońców. Ktoś bez komendy pierwszy nacisnął cyngiel.
Na to hasło przemówiły ogniem wszystkie drzewa, zarośla i krzewy. Wywiązała się krótka mordercza walka. Napastnicy rzucili się na ziemię i zaczęli strzelać do niewidocznego nieprzyjaciela, który każdego z nich mógł brać dokładnie na cel. Zaciekłość z obu stron była niezwykła. Niemcy walczyli o życie, Polacy mścili śmierć bohaterskiej dziewczyny. Do walki wmieszały się strzały z wieży spadochronowej. To trzy druhny uprosiły Stacha, by mogły wziąć udział w odwecie za koleżankę. Napastnicy nie wytrzymali ognia. Czołgając się i ostrzeliwując, wycofali się pośpiesznie. Na przedpolu zostało kilkunastu zabitych i rannych.
- Odparci! Odparci! – wstrząsnęło załogą wieży.
Nawet Paweł Schwertfeger, który leżał z zamkniętymi oczyma i zdawał się z wolna zapadać w wieczny sen, ożywił się nagle.
- Podnieście mnie! – szepnął do Stacha, który się nad nim pochylił. – Chcę widzieć... ostatni raz...
Nie można było odmówić prośbie chłopca, który konał. Stach z Hubertem dźwignęli go, a jedna z druhen podtrzymywała mu głowę. Gasnące oczy chłopca ujrzały w blasku zachodzącego słońca ostatnich bojowców freikorpsu chroniących się między budynkami Brynowa. Ujrzał również, jak z parku wybiegli druhowie i nieśli ciało poległej harcerki.
- O, tak! Warto było! – rzekł Paweł niespodziewanie mocnym głosem. A potem, gdy go znowu ułożono, dodał jeszcze: - Powiedzcie mojemu ojcu, ze choć dał mi niemieckie nazwisko ... i sam czuł się Niemcem, ja jestem Polak...
Zaczętej myśli już nie dopowiedziały zbielałe wargi. Wpatrzony w gorejące niebo nad polską, wolną ziemią, zgasł Paweł Schwertfeger – prawe polskie orlę.
Ciało jego znieśli koledzy i złożyli na murawie przy innych poległych, nakrytych biało – czerwoną flagą. Śmierć Pawła na krótko tylko wyprzedziła koniec bohaterskiego oporu.
Po wycofaniu się freikorpsu zabrały głos ciężkie karabiny maszynowe wehrmachtu. Z okien dachów i z ulic zajętej części Brynowa otwarto gwałtowny ogień na cały front parku, do każdego drzewa, do każdego krzaka.
Obrońcy odpowiadali coraz słabiej, coraz mniej ich było i wyczerpywała się amunicja. Kto żył jeszcze, a wystrzelił ostatni nabój, strzelał nadal z broni poległego kolegi, gdy kul brakło, wycofywał się ku wieżom.
Bo wieże broniły się ciągle. Na platformę spadochronową udało się jeszcze dotrzeć dwu druhnom z ostatnią amunicją przysłaną z miasta i z flagą, którą zdjęły z poległych. Z czcią ją rozwinęły i ucałowali wszyscy.
W tej chwili gdzieś od Ochojca czy od murckowskich lasów nagły huk targnął powietrzem ... za hukiem ostry świst – śmignęło coś w pobliżu – a wtedy straszliwy trzask! ...
To pocisk artyleryjski rozbił w drzazgi drewnianą wieżę obserwacyjną.
Na wieży spadochronowej zrozumiano, co to znaczy. Stach kazał druhnom natychmiast zejść na dół. Nie usłuchała żadna.
W krótkim westchnieniu polecili wszyscy Bogu swoje młode dusze. Stach zatknął biało – czerwoną flagę. Zakwitła wspaniale w łunie gasnącego dnia. Musiał ją ujrzeć cały walczący Śląsk – na najwyższym maszcie okrętu, który idzie na dno.
- A teraz ognia – do ostatniego naboju! Niech żyje Polska!
Zawrzały erkaemy. Zagrzmiały zwykłe karabiny. Ładowali i strzelali i druhowie, i druhny. Ogniem zaporowym narzucili wrogowi, że tej niedzieli do miasta wejść mu nie wolno.
Wreszcie padły na wieżę spadochronową przeciwpancerne pociski wymierzone ręką niemieckiego generała i rozbiwszy żelazną platformę, zgasiły płomień życia ostatnich jej obrońców. W parku – cmentarzu zaległa wówczas cisza.


I gdzie tu niby mamy ten kilkunastogodzinny bój? Gdzie ta ciężka artyleria? Gdzie mamy to wszystko, o czym przeczytać można w wikipedii?
Książka Kazimierza Gołby nie jest pracą historyczną. Jest dziełem literackim (dodam – przepięknym), w którym obok postaci historycznych pojawiają się postacie fikcyjne. Mimo to, nie ma tam tych rzekomych przekłamań, o których wyczytać można w wikipedii. Jeśli można się do czegoś przyczepić, to przede wszystkim do tego, że Gołba błędnie umiejscawia te wydarzenia, mianowicie umiejscawia je w niedzielny wieczór, podczas gdy w rzeczywistości działo się to w poniedziałek rano. Podejrzewam, że jest to zabieg celowy, aby uzyskać pożądany „efekt” w końcowej scenie, w której to wraz z zachodzącym słońcem odchodzi wolność...

Krystyna Heska – Kwaśniewicz w posłowiu do wydania książki Kazimierza Gołby „Wieża Spadochronowa” z roku 1985 pisze:

Natomiast przełomowy moment powieści: obronę wieży spadochronowej w parku Kościuszki, przedstawił pisarz jednak niezgodnie z prawdą (w sensie czasowym), gdyż trwała ona przez trzeci i czwarty dzień września. Natomiast w powieści cały ten epizod zmieścił autor w jednym dniu – trzecim września, była to niedziela.

Krystyna Heska – Kwaśniewicz stwierdza w konkluzji, że Gołba „zawęził ramy czasowe wydarzenia”, a więc stwierdza coś dokładnie odwrotnego, aniżeli zarzucają Gołbie nieuki i poprawiacze historii, wypisujący brednie w gazetach i w wikipedii.

W walkach o Katowice, których symbolem stała się obrona Wieży Spadochronowej, Niemcy stracili w dniu 4 września 1939 roku 15 zabitych i 26 rannych, a w dniu 5 września jeszcze kolejnych 2 zabitych i 2 rannych.

A co stało się z obrońcami Wieży? Henryk Kaszuba, który rankiem 5 września udał się do Parku Kościuszki, zeznając przed OKBZH, opowiadał:

Wchodząc do Parku zobaczyłem trzech żołnierzy niemieckich, nie wiem, z jakiej formacji. Oni nie zwracali na mnie uwagi, a ja poszedłem pod wieżę. Tam z przerażeniem zobaczyłem leżące zwłoki. Część zwłok, jakieś sześć – chłopców w mundurach harcerskich leżało twarzą do ziemi głowami w kierunku wieży, ok. 10 m od niej. Widziałem krew na ziemi wokół głów. Natomiast wokoło leżały porozrzucane zwłoki harcerzy: pięciu chłopców i dwóch dziewcząt. Ich pozycje były bardzo nienaturalne. Wokół nich nie widziałem krwi. Przerażony stamtąd uciekłem, mijając znowu tych niemieckich żołnierzy, którzy się ze mnie śmiali.

 

Wojciech Kempa

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.