Im więcej kryzysu wokół, tym więcej w przemówieniach premiera Tuska patriotyzmu. Na Westerplatte heroicznie zdobył się nawet na wypowiedzenie słowa "Niemcy":
1 września to dla nas, Polaków ciągle dramatyczna lekcja, ciągle tragiczna lekcja początku wojny; początku, który Polska przegrała. Każdego roku przypominamy sobie tutaj na nowo tę lekcję. To lekcja tak dramatyczna, ponieważ wówczas, 74 lata temu, polscy żołnierze tu na Westerplatte i wszędzie tam, gdzie Niemcy hitlerowskie od pierwszych godzin Polskę atakowały, bronili swojej ojczyzny w poczuciu świętej sprawy, ale także w przygniatającym poczuciu osamotnienia.
Ładnie. Ale nie przywiązujmy się. Nasz ponowoczesny premier nie uważa słów raz wypowiedzianych za zobowiązanie do czegokolwiek. Jutro znów wesprze plujących na Polskę separatystów śląskich, antynarodowych lewaków albo zaatakuje Kościół, bez którego Polski by nie było. Albo jeszcze bardziej przytnie nauczanie dziejów ojczystych w polskich szkołach. Zależnie od potrzeb. Z tą uwagą, że o patriotyzmie Tusk tylko mówi. Działania wymierzone w polskie dziedzictwo, niestety, nie tylko zapowiada, ale także wprowadza w życie.
Ale ogólnie wypowiedzi premiera robią się coraz ciekawsze. Gdy Jarosław Kaczyński ocenił, że "akcja zniechęcania do udziału w referendum w wykonaniu premiera i prezydenta jest antykonstytucyjna i powinna mieć kiedyś, kiedy będą ku temu możliwości polityczne, skutki o charakterze prawnym", Tusk odpowiedział metaforą grubą jak niemieckie armaty:
Jarosław Kaczyński ma w kieszeni zdecydowanie więcej aktów oskarżenia, ja mam czasami wrażenie, że wozi ze sobą taki podręczny szafocik i gilotynę.
Gdyby kontynuować ten sposób myślenia, należałoby stwierdzić, że Tusk wozi ze sobą "taki podręczny plutonik egzekucyjny", i nawet go używa. Choćby we Wrocławiu, gdy zapowiedział egzekucję "Pisiora", którego nawet nie widział na oczy. Zapewne tylko upublicznienie sprawy zapobiegło wykonaniu rozkazu przez tuskowy "podręczny plutonik egzekucyjny".
To wszystko się zresztą ładnie składa. Dla Tuska "Pisiory" to chwasty, które trzeba wytępić. Co zresztą zbliża premiera niebezpiecznie do narracji totalitarnej. Przestrzegał przed taką postawą prof. Zygmunt Bauman. W jego ujęciu to właśnie koncepcja "państwa-ogrodnika", pielęgnującego rośliny uznane za pożyteczne i niszczącego te niechciane odpowiada za zbrodnie XX wieku:
Stało się tak, że za jeden z chwastów porastających grunta na starannie zaprojektowany ogór przyszłości uznano - a to ze względu na ich krnąbrność i skłonność do anarchii - Żydów. Ale były także inne chwasty - na przykład nosiciele chorób dziedzicznych, upośledzeni na umyśle, ludzie zdeformowani fizycznie, czy uznani za zboczonych seksualnie. I były także rośliny, które spadały do roli chwastów po prostu dlatego, że wyższa racja wymagała, by grunt, który zajmowały, został oddany pod uprawę innemu ogrodnikowi. ("Wielznaczność nowoczesna, nowoczesność wieloznaczna", PWN 1995, s. 48)
Wrocławski "Pisior" należy oczywiście do tej ostatniej kategorii. Nie ma się co dziwić, gruntu coraz mniej. W najnowszym wydaniu tygodnika "wSieci" (od poniedziałku w kioskach) Artur Balazs opowiada np. o szczecińskim kole PO, w którym wszyscy, ale to wszyscy członkowie zajmują kierownicze stanowiska w regionie. Inne koła też tak chcą, a przecież, choć władza robi co może, miejsc do obsadzenia wciąż jest za mało.
Widzimy więc, że prof. Bauman ma powody, by odmawiać przyjęcia Honoris Causa polskich uczelni. Groźna mentalność "ogrodnika, który wyrywa chwasty" zaraziła dużą część rządzącego establishmentu. Nawet mordowanie działaczy opozycji ("usuwanie chwastów") - jak w Łodzi - nie przyniosło otrzeźwienia. Jeden z filarów medialnego panowania władzy, Jacek Żakowski, kilka dni temu wprost nazwał Jarosława Gowina "chwastem". Według Baumana jest to po prostu wezwanie, ostatecznie, do morderstwa. A Żakowski musi wiedzieć, jakie konotacje niesie słowo "chwast" - każdy mięsień jego twarzy mówi nam przecież, że przeczytał dużo lewicowych książek.
W tym kontekście nie wiadomo tylko, z jakich powodów Tusk zwalcza narodowców, którzy zwalczają Baumana. Jedyne wyjaśnienie jest takie, że Żakowski nie doczytał, i źle premierowi przekazał sens książek Baumana. W rezultacie Tusk nie zdaje sobie sprawy, że Bauman ostro potępia tuskowe praktyki niszczenia ludzi inaczej myślących. Kto wie, może Tusk myśli, że Bauman napisał podręcznik rządzenia?
Mimo wszystko, bądźmy wyrozumiali dla Tuska. On żyje w ciągłym napięciu. Świadomość tego, jakie owoce przyniosła współpraca z Putinem przeciwko własnemu prezydentowi musi być niezwykle stresogenna. Do tego opozycja nęka zapowiedziami Trybunału Stanu, procesu itp. Premier i tak jest dzielny. Stara się z tego tematu żartować:
Pozwólcie państwo, że nie będę się przejmował kolejną informacją o tym, jaki trybunał mnie dopadnie, wtedy gdy Jarosław Kaczyński będzie miał taką możliwość, przyzwyczaiłem się - powiedział ostatnio.
Można zażartować: dobrze, że premier się przyzwyczaja.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/165407-o-patriotyzmie-tusk-tylko-mowi-dzialania-wymierzone-w-polskie-dziedzictwo-niestety-nie-tylko-zapowiada-ale-takze-wprowadza-w-zycie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.