Od dawna nie pamiętam tak burzliwej sesji parlamentarnej w Izbie Gmin jak wczorajszej nocy. Po ogłoszeniu wyników głosowania okazało się, że aż 50 posłów koalicji konserwatystów i liberalnych demokratów połączyło głosy z laburzystami i wynikiem 285 „przeciw” i 272 „za” spuściło z wodą wniosek rządu, aby ukarać Bashara Asada za złamanie międzynarodowych umów i rozpocząć akcję militarną przeciw syryjskiemu reżimowi. W Izbie zapanował chaos.
Z ław konserwatystów minister edukacji Michael Gove krzyczał do swoich kolegów partyjnych: ”Wstyd! Powinniście się wstydzić!”, labourzystowska opozycja domagała się „natychmiastowej rezygnacji premiera”, a lider Scotish National Party Angus Robertson dowodził: ”A ja odpowiadam: to jest demokracja! Taki jest faktyczny wynik głosowania. W końcu wyciągnęliśmy wnioski z wojny w Iraku”. Temat, który także wymaga rozwinięcia.
Zaczęło się od tego, że David Cameron przerwał wakacje parlamentarne i zwołał nadzwyczajne posiedzenie Izby Gmin. Następnego dnia podczas sesji powiedział:
21 sierpnia rząd Asada użył na przedmieściach Damaszku broni chemicznej przeciw ludności cywilnej… Nie ma pewności, że to reżim zastosował tę broń, i tej pewności nigdy nie będzie, ale powinniśmy podjąć decyzję o włączeniu się do międzynarodowej akcji, aby odpowiedzieć na zbrodnię wojenną.
Wspominał jeszcze, że „nie ma cienia wątpliwości”, iż rząd syryjski dysponuje bronią chemiczną, a dowody że użył tej broni, można było zobaczyć na własne oczy, i tu zacytował wypowiedzi naocznych świadków i powołał się na „95 strasznych nagrań video”. Jednak, interesujący akcent, i Cameron podkreślił to kilka razy:
Muszę mieć wsparcie ONZ. Jeśli go nie dostaniemy, a z uwagi na postawę Rosji i Chin prawdopodobnie nie dostaniemy, przeprowadzę głosowanie w Izbie Gmin. Jeśli nie uzyskam waszego wsparcia, akcji nie będzie.
Ciekawe, w tym samym czasie minister spraw zagranicznych William Hague, thatcherysta i jeden z „jastrzębi” w rządzie Camerona stwierdził, a w jego przemówieniu nie było miejsca na wątpliwości i wahania:
W imię pryncypiów, ta akcja powinna się odbyć.
Kolejny sygnał tarć programowych w rządzie brytyjskim.
Wczorajsze burzliwe głosowanie w Westminsterze wykluczyło obecność Wielkiej Brytanii w koalicji państw przeciw Syrii. Jeśli dodatkowo uświadomimy sobie, że była to pierwsza przegrana w głosowaniu w sprawie wojny od 1782 roku, robi to wrażenie. Po drugie, przegrana – choć nie tak duża, bo jedynie 13 głosami – kolejny raz zamanifestowała brak jedności w rządzie Davida Camerona. Po trzecie – był to poważny cios w reputację premiera, i może, choć nie musi, odbić się na jego dalszej karierze. Przypominam, że do maja 2015 roku winny się odbyć wybory powszechne, a to już niecałe dwa lata. Postawa wyczekująca Camerona przed głosowaniem w Izbie Gmin i bardzo umiarkowany entuzjazm co do akcji wojskowej w Syrii, ma jednak swoje głębokie uzasadnienie, psychologiczne, historyczne.
David Cameron jest z natury politykiem umiarkowanym, mało skłonnym do awantur i ryzyka. Po drugie, premier zawsze był bardzo ostrożny w manifestowaniu entuzjazmu dla „specjalnego sojuszu Wielkiej Brytanii z Ameryką” - dla porównania przypomnę Margaret Thatcher i Ronalda Reagana, a nawet labourzystę Tony Blaira i prezydenta Busha Jra. Po trzecie, i może najważniejsze, Cameron dobrze pamięta niesławny koniec Tony Blaira, którego koledzy partyjni i lewicowe media zmusiły do odejścia na ponad dwa lata przed terminem kolejnych wyborów. Tony Blaira, który po 18 latach rządów torysów, zapewnił Labour Party trzykrotne zwycięstwo w wyborach! Ale Blair popełnił pewna nieostrożność. Przez sześć lat trwał jego honeymoon z liberalnymi mediami, ale kiedy w 2003 roku przystąpił do koalicji z Bushem , został sam. Jeszcze dziś pamiętam słowa bardzo opiniotwórczego komentatora politycznego BBC2 Jeremy Paxmana:
Wojna w Iraku przesłoniła wszystkie osiągnięcia Tony Blaira i przesądziła o jego klęsce.
Młody premier David Cameron nie chce podzielić losów Blaira.
Już we środę widać było dylematy premiera i miało się odczucie, że Cameron gra na zwłokę. Z jednej strony demokrata, wspierający prawa człowieka, w tym społeczeństw przed nadużyciami rządów autorytarnych, z drugiej strony – żywa pamięć o losach Tony Blaira, który wciąż pozostaje poza polityką. A prasa konserwatywna tak oto relacjonuje wydarzenia ostatniej nocy, bynajmniej nie łagodząc impaktu z powodu wyniku głosowania. W dzisiejszym Daily Mailu czytamy: ”Ostatniej nocy zrewoltowana grupa torysów zmusiła premiera do rezygnacji z wojskowego ataku przeciw Syrii i wepchnęła go w głęboki kryzys”, a Daily Telegraph pisze:
Cameron, po przegranej w Izbie Gmin, wykluczył udział Wielkiej Brytanii w akcji militarnej przeciw Syrii…To jedno z jego najważniejszych trudności w jego karierze premiera.
Pozwolę sobie przypomnieć, że są to gazety konserwatywne, ale nie słychać tu dźwięków trąbki kawaleryjskiej, nawołującej do ataku. Pacyfizm, antyamerykanizm, do niedawna typowy dla lewicowych liberałów i ich mediów, dziś dzieli także Partię Konserwatywną i jej prasę. A posłowie – torysi także zdają sobie sprawę z „przesunięcia na lewo” myślenia społeczeństwa brytyjskiego o państwie, rodzinie, religii, etc. I ta świadomość oczywiście odbija się na ich głosowaniach w Izbie Gmin.
W sobotę rano zespół inspektorów ONZ ogłosi swój raport i opuści Syrię. Co nastąpi potem, nie wiadomo. Wiadomo tylko, że jeśli dojdzie do zbrojnej akcji przeciw reżimowi Bashara Asada, Wielka Brytania nie będzie w niej uczestniczyć.
Tekst ukazał się na stronie SDP.pl. POLECAMY!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/165340-izba-gmin-przeciw-interwencji-wojskowej-w-syrii-dylematy-davida-camerona
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.