Mamy go! "Nie dostał zakazu wypowiedzi, a spowiadania i odprawiania Mszy św., nie za wywiad w GW, a za uszkodzenie ciała współbrata"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Felieton ukazał się na portalu SDP - polecamy!

Co może się stać pretekstem do komentarza na pół kolumny, w najważniejszym miejscu, największego opiniotwórczego dziennika? Wpis na blogu. Nie trzeba dziś sprawdzać, ile w nim prawdy i dlaczego się pojawił. Ważne, że wpis się „dobrze wpisuje” w linię gazety. Tak się zaczęła sierpniowa epopeja medialna ojca Krzysztofa Mądela.

Katarzyna Wiśniewska – zgodnie z receptą Hitchcocka - zaczęła od trzęsienia ziemi: „Krzysztof Mądel musi zamilknąć, bo nie chce płynąć z autorytatywnym kościelnym nurtem” - napisała, a jej gazeta niespecjalnie przejęła się tym, że z incydentem w nowosądeckim klasztorze było jak z samochodami na Placu Czerwonym. Mądel nie dostał zakazu wypowiedzi, a spowiadania i odprawiania Mszy św., nie za wywiad w GW, a za uszkodzenie ciała współbrata itp., itd. Kolejne ujawniane fakty, coraz bardziej wskazujące na osobisty charakter problemu głównego bohatera w niczym nie zmieniły przyjętej pierwotnie linii dziennika: jest kolejny kapłan - po ks. Adamie Bonieckim i ks. Wojciechu Lemańskim - który musi zamilknąć. Mamy go! I nie odpuścimy.

Nie chcę wchodzić w to, co dzieje się w duszy ojca Krzysztofa, nie uważam w ogóle by w obecnym stanie nadawała się ona do publicznej analizy. Na pewno nie taką terapię miał zakonnik na myśli prosząc o pomoc swojego przełożonego. Przywołuję tę historię jedynie jako kliniczny przykład pewnej paranoi w jaką zaczynamy popadać. Oto dziennikarzy, którzy mają przede wszystkim ustalić: kto, co, kiedy i dlaczego, stan faktyczny interesuje jedynie w jakiejś części. Tej, która pasuje do naszej ulubionej układanki. Reszta nie ma znaczenia.

Być może paranoja ma szerszy zasięg i przybiera rozmiary epidemii. Ustalanie faktów nie interesuje bowiem nawet ministra spraw wewnętrznych. Podczas pamiętnej konferencji prasowej po bijatyce na gdyńskiej plaży zadeklarował otwarcie, że mimo pojawiających się sprzecznych wersji nie ma dla niego znaczenia jaki był faktyczny przebieg wydarzeń. On pobił, czy jego pobili, nieistotne. Był zamieszany. Oczywiście rozumiem co miał na myśli Bartłomiej Sienkiewicz. Nie interesowały go detale, tylko kibole. On też ma swoją układankę, do której na plaży w Gdyni znalazł bardzo udatny klocek. Ale czy szef MSW nie mógłby choć sprawiać wrażenia, że chce wiedzieć dokładnie i w szczegółach jak było?

Zostawmy ministra, martwmy się o siebie. O nasz pociąg do (wielu) źródeł informacji, zawodową ciekawość i rzetelność w przekazywaniu tego, co nam się udało ustalić. To jest fundament. Dopiero na nim układajmy swoje klocki.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych