Jest okazja by kontrolować władzę. "Czeka nas niejeden ważny egzamin. Od tego, jak środowisko go zda, zależy opinia o nas"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

Każdy, kto widział film z 11 listopada 2011 roku w Warszawie, widział też akcję sławnego policjanta w szytej na miarę białej kominiarce, kopiącego brutalnie w twarz przechodnia na Nowym Świecie, i to na kilka godzin przed rozpoczęciem demonstracji. I tego samego facia potem na pl. Konstytucji w innej akcji, gdy jakimś ciężarkiem na łańcuchu dotkliwie pobił demonstranta. Policjant, jak pamiętamy, został zidentyfikowany przez prasę i w końcu ukarany za swoje postępowanie, aczkolwiek podobno znowu pracuje w policji, do tego szkoli młodzież w klubach sportowych. Ukaranie go było efektem działania prasy, rozumiejącej swoją rolę, rozumiejącej też, że demonstracje bywają brutalne i trudne do opanowania, ale nie znaczy to, że władza i organa ścigania mogą sobie pozwolić na łamanie prawa.

No i znowu mamy kolejną awanturę - albo prowokację, albo wynik skrajnej nieudolności i braku odpowiedzialności policji - w której prawdziwe rzetelne dziennikarstwo może pokazać swoją klasę. Klasę stanu zawodowego ludzi, którzy chcą rzetelnie informować, informować i jeszcze raz informować opinię publiczną. Ale to oznacza również kontrolować poczynania władzy, nie po to, aby ją dręczyć i zwalczać, ale aby poinformować obywateli, jak sprawują się wybrani przez nich demokratycznie przedstawiciele, czy sobie radzą i jak rozumieją swoją rolę. Bowiem w Polsce, jak niektórzy narzekają, ciągle wszystko, czegokolwiek się dotknąć, czy to samoloty, czy ciepła woda w kranie, autostrady czy awantury na plaży – wszystko to jest jak najgłębiej polityczne, związane z prawami, wykonywaniem prawa, pieniędzmi obywateli – tak już jest i inaczej prędko nie będzie. Zresztą tak jest w całym demokratycznym świecie, więc i nasza władza powinna się do tego przyzwyczaić. Dziennikarz, czy widzi czy nie związek tych problemów z polityką, będzie informował o poczynaniach władzy i patrzył jej na ręce, bo taka jest jego rola, i to mimo zarzutów, że wdaje się w politykę i działa na korzyść partii opozycyjnych. Tak właśnie urządzony jest system demokratyczny. Rządzisz – będziesz krytykowany przez prasę, a potem kto inny może obejmie rządy po tobie.

Ciągle jednak odnoszę wrażenie, że władza w Polsce uważa, że nie jest władzą przedstawicielską, rozliczaną przez wyborców, ale właścicielem Polaków. To my mamy słuchać, godzić się na zaskakiwanie kosztownymi, dla naszej w końcu kieszeni, pomysłami my mamy pokornie chylić czoła, w razie skandalicznej wpadki władzy kiwać głową i powtarzać: co my rozumiemy, my tu maluczcy na dole, oni tam to dopiero mają problemy, Al-Kaidę, USA, Unię, Chiny na głowie, gdzie nam, naszym piszczącym głosikiem wzywać pomocy, uwagi, uczciwości, dbałości o nasz wspólnotowy, ale i po prostu ludzki interes.

Władza – ta sama, czy prawie ta sama co dziś – nie popisała się już lata temu, bo przecież rządzi od 2007 roku, a więc sześć lat na własny i tylko własny rachunek. Widać ciągłość – to władza, która kopała w kostkę prezydenta naszego kraju, podśmiewała się z niego, zabierała krzesło, która odwołała BOR ze Smoleńska, która kręci od 3,5 roku w sprawie śledztwa. Tolerowała ochranianie przez policję hałastry obsikującej krzyż przed Pałacem Namiestnikowskim a potem wrzeszczących i ryczących kocią muzyką „tancerzy” na Krakowskim Przedmieściu każdego 10 dnia miesiąca (jest dokumentacja); która karze swoje zbrojne ramię, bijące spokojnych obywateli tylko wtedy, gdy jest do tego absolutnie zmuszona; która planuje spokojnie sytuacje, których powinna unikać (Szczyt Klimatyczny na 11 listopada 2013), a jeżeli tego nie rozumie, niech zapyta swoich wybitnych psychologów społecznych i planistów pijaru. Taka władza nie tylko budzi wątpliwości zarówno co do dobrej woli, jak i co do swojej wydolności umysłowej, ale wręcz sprawia wrażenie ciała obcego i wrogiego obywatelom. A to już skłania do szczególnej uwagi środowisko dziennikarskie, oczywiście to, które rozumie swoje powinności, zna i akceptuje zasady i karty etyczne mediów („Wyborcza” kiedyś oświadczyła w „Rzepie”, że nie akceptuje, wiec nie oczekujemy), i jest gotowe podjąć trud dociekania prawdy i przedstawienia jej w postaci pełnej informacji swoim czytelnikom.

Zauważmy, że w wydarzenia na plaży w Gdyni wdali się politycy, a to politycy bezpośrednio rządzą policją, prokuraturą („niezależną"), a także prawodawstwem. Wypowiedź min. Sienkiewicza „nie ma znaczenia, kto zaczął” uważam za skandaliczną. Ma to ogromne znaczenie. Napastnik jest kimś innym niż ofiara, niech nasze organy ścigania i sądzenia zaczną to wreszcie rozróżniać. Sprawa była od początku jasna, jak powiedział rzecznik policji Mariusz Sokołowski „siedmioosobowa grupa obywateli Meksyku zaczepiała różne osoby na plaży. W pewnym momencie ta siedmioosobowa grupa podeszła do grupy kibiców. Doszło do sprzeczki słownej, która przerodziła się w bijatykę.” Jasne? Trzeba sprawdzić. Pilnować, by policja przesłuchała świadków. W radiu ktoś na gorąco twierdził, że policja nie przyjeżdżała przez 50 minut. Dziennikarze powinni to sprawdzić.

Na napaść musi reagować policja – powinno to być jasne dla wszystkich zajmujących się porządkiem publicznym, przynajmniej od czasu samosądu we Włodowie. Szkoda, że policja działa w sposób wątpliwy. Dziwna jest koincydencja kilku brutalnych wydarzeń z kibicami w roli głównej. Zbliżające się demonstracje wrześniowe i listopadowe nasuwają myśl, że może chodzić o pretekst, by łatwiej pacyfikować wolne zgromadzenia.

Dziennikarze muszą teraz szczególnie uważnie patrzeć władzom na ręce. Czeka nas niejeden ważny egzamin. Od tego, jak środowisko go zda, zależy opinia o nas – czy współobywatele będą nam ufać, czy jeszcze mniej kupować prasę i oglądać telewizję, nazywając nas „mendiami” i „merdiami” (od francuskiego „merde”, pardon – gówno).

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych