"Byłam przekonana, że oprawcy zadbali o to, żeby go tak poćwiartować i posypać wapnem, żebyśmy nigdy go nie odnaleźli". NASZ WYWIAD z siostrzenicą "Zapory"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Grzegorz Jakubowski
fot. PAP/Grzegorz Jakubowski

Wybitni dowódcy oddziałów AK i WiN mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" i mjr Hieronim Dekutowski "Zapora" to kolejne ofiary komunistycznej bezpieki, które udało się zidentyfikować po ekshumacjach na warszawskich Powązkach. Wyniki identyfikacji podał IPN.

CZYTAJ TAKŻE: Kolejni bohaterowie zidentyfikowani. IPN prezentuje wyniki ostatnich badań ekshumacyjnych. Wśród zidentyfikowanych m.in. legendarny "Łupaszko" i "Zapora"

 

wPolityce.pl: Jakie uczucia towarzyszyły pani podczas dzisiejszej uroczystości?

Krystyna Frąszczak: To jest uczucie niesamowite, ale muszę przyznać, że było ono dawkowane przez ostatnie miesiące. Dziś mam ukoronowanie tych emocji. Oczywiście jest wielkie wzruszenie, ale przez ostatnie miesiące te emocje, jak w kryminale, narastały, ta nadzieja coraz bardziej rosła. Czuliśmy, że to się już stanie.

 

Jakie to były etapy, co państwa przybliżało do pewności, że uda się odnaleźć szczątki brata pani mamy?

Kilka lat temu, gdyby ktoś mi powiedział, że szczątki Dekutowskiego zostaną odkryte i zidentyfikowane, to bym nie uwierzyła. Byłam przekonana, że oprawcy zadbali o to, żeby go tak poćwiartować, posypać wapnem, spopielić, nie wiem co jeszcze zrobić, żeby nigdy to się nie udało. Przynajmniej ja byłam o tym przekonana. Także, gdy zaczęły się ekshumacje na "Łączce" i mówiono, że tam leżą ci z więzienia mokotowskiego, to tliła się w nas nadzieja, że uda się go odnaleźć, ale nie bardzo w to wierzyłam. Potem jednak były kolejne etapy, kolejne ekshumacje i ogłaszanie nazwisk odnalezionych. Instytut poprosił nas o materiał genetyczny od najbliższych. Ta nadzieja zaczęła rosnąć.

 

Materiał genetyczny był od członków pani rodziny pobierany kilkakrotnie, dlaczego?

Dekutowski nie miał dzieci, poszedł na wojnę, kiedy miał 19 lat, nie zdążył założyć rodziny. Najbliżsi jego krewni to rodzeństwo, które już nie żyje, no i my - siostrzeńcy. Najpierw pobrano materiał od nas, okazało się, że to nie wystarczy i konieczna była ekshumacja moich rodziców.

 

Jak pani mama wspominała brata?

Moja mama, Zuzanna, była z nim bardzo związana, bo była najmłodsza z rodzeństwa, a on był kolejny. Dlatego zapewne byli sobie najbliżsi. Zawsze wspominała go z wielkim bólem, znam relację mamy z czasu już po jego śmierci, po śledztwie, po jego cierpieniach - nigdy nie mogła spokojnie o tym mówić. Wyobrażenie o tym co przeszedł, nie dawały jej spokojnie o tym mówić. Przez to nie udało mi się nawet od mamy wyciągnąć takich beztroskich wspomnień o nim, bo na nie nałożyły się te okropne przeżycia późniejsze.

 

Czy pani mama wiedziała kim on jest i jaki ma stosunek do komunistów?

Moja mama odwiedzała go w lesie, gdzie był ze swoim oddziałem, opowiedziała mi kiedyś o ostatnim pożegnaniu z bratem. Przesłał gryps do domu, żeby siostra, czyli moja mama, przyjechała do niego do oddziału. Matka mówiła, że w przebraniu chłopki, konnym wozem pojechała do niego do lasu. Spędziła tam jedną noc, całą rozmawiali. Strasznie płakała przy pożegnaniu, a on mówił: "Nie martw się Zula, niedługo przyjdą żołnierze, pójdziemy razem na Berlin". Wreszcie będziemy syci, wszystko będzie dobrze. Prawdopodobnie opowiadał takie rzeczy naiwne, żeby uspokoić młodszą, ukochaną siostrę. Bo przecież chyba nie wierzył w to, że Armia Czerwona się zbliża i oni będą razem. Strasznie im tam było ciężko, podobno byli bardzo zawszeni, wszy strasznie gryzły.

Kiedy siadała na wóz, żeby odjechać, to zebrał cały oddział i zarządził: "A teraz na pożegnanie mojej kochanej siostry - ognia!" I taka salwa w las poszła. Ile razy moja mama to opowiadała, to płakała i mnie to się zawsze tak samo udziela.

 

A jakie miejsce w pamięci pani rodziny zajmuje Hieronim Dekutowski, jak się o nim mówi?

On jest traktowany jak bohater, w nas nie było ani chwili zwątpienia w taką prawdę. Chociaż wiadomo, jakie były czasy i jakie były szykany. Jakie było wręcz odium hańby na rodzinie. W rodzinnym domu Dekutowskich po wojnie przez długi czas był taki punkt kontaktowy żołnierzy WiN. Zostawiali karteczki, a na nich informacje o sobie. Potem ten dom był pod obserwacją, umieszczono w nim rodzinę milicjanta. Dom został w końcu zburzony, jako pierwszy, wcześniej niż inne domy w tej okolicy, żeby to gniazdo przestało istnieć.

 

A czy pani rodzinę spotykały jakieś inne szykany?

Moja mama, która była nauczycielką, nie mogła dostać pracy w zawodzie. Powiedziano jej szczerze, że osoba z takiej reakcyjnej rodziny nie może uczyć młodzieży.

 

Co pani czuje dziś, opowiadając o tych czasach?

Ulgę, zdecydowanie ulgę…

 

Rozmawiał Marcin Wikło

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych