Na szanghajskiej ulicy panuje prosta, dla nas niepojęta zasada – pierwszeństwo ma słabszy!
1. Patrzę - Chiny, a myślę – Polska...
Dziś trzecia i ostatnia część mojego chińskiego tryptyku podróżnego – o Szanghaju.
Ale najpierw kilka ogólnych refleksji.
2. Chiny mnie inspirują, ale nie tylko same w sobie, ale także, albo przede wszystkim, jako źródło refleksji nad tym, co dzieje się w Polsce. W gruncie rzeczy bardziej o Polsce, niż o Chinach piszę w tych moich „chińskich' felietonach.
Niektórym moim krytykom odpowiadam – owszem, dostrzegam i mam za złe brak demokracji i brak poszanowania praw człowieka w Chinach. Nie podoba mi się wywłaszczanie Chińczyków pod centrum olimpijskie, pod koleje, zapory czy autostrady, nie podoba mi się brak wolności słowa, eksploatacja pracy dzieci, nieprzestrzeganie prawa pracy.
Ale to samo jeszcze bardziej nie podoba mi się w Polsce. Nie podoba mi się wzywanie premiera do brutalności policji czy groźba socjalizowania na siłę obywateli w ustach ministra spraw wewnętrznych. Nie podoba mi się taka brutalna walka z kibicami, w której policjant zabija pałą niewinnego 13-letniego dzieciaka, Przemka Czaję w Słupsku.
Nie podoba mi się dyskryminowanie katolickich mediów, które do dziś nie mogą nadawać w systemie cyfrowym, nie podoba mi się brutalne wywłaszczanie rugowanie polskich rolników, celem przejęcia gruntów pod autostrady i kopalnie węgla brunatnego, nie podoba mi się bicie i brutalne wypędzanie kupców spod Pałacu Kultury i z przejść podziemnych w Warszawie oraz brak zainteresowania, z czego dziś żyją i co się z nimi dzieje. Przeszkadza mi bicie bezdomnych i wypędzanie ich na mróz z dworca we Wrocławiu. Nie podoba mi się zabieranie przemocą dzieci z powodu biedy ich rodziców, nie podoba mi się, gdy ludzie w moim kraju bez pomocy umierają pod bramami szpitali, że pogotowie nie przyjeżdża do umierającego dziecka, nie podoba mi się niszczenie setek rodzinnych firm absurdalnymi represjami podatkowymi, nie podoba mi się w Polsce sto i tysiąc innych rzeczy, nie podoba mi się krzywda i niesprawiedliwość, której doświadczają tysiące moich rodaków.
Dlaczego bardziej mną wstrząsa krzywda Polaków, niż Chińczyków. Otóż w myśl konfucjańskiej zasady – że nie warto się nadmiernie przejmować sprawami, na które i tak się nie ma wpływu. Chin najprawdopodobniej nie naprawię, ale polskie państwo, w jakimś ułamku, przynajmniej mogę próbować zmieniać na lepsze, za to czuję się współodpowiedzialny, jako polityk i jako Polak przede wszystkim. I próbuję je naprawiać, według najlepszej wiedzy i woli, mimo że nie mam udziału we władzy, mającej dziś moc zmiany.
A co do łamania praw człowieka w Chinach...jeśli my pod tym względem jesteśmy bez grzechu, to pierwsi rzucajmy kamieniami..
3. Nie podoba mi się chiński komunistyczno-kapitalistyczny ustrój, ale podobają mi się Chińczycy, ich życzliwość, uprzejmość, kultura, ich skromność. Podobają mi się chińskie koleje, chińskie wieżowce, chińskie autostrady, podoba mi się chińskim mur, chińskie wazy, chiński jedwab i starannie uprawione przez pracowitych rolników chińskie pola.
A gdy patrzę na te wieżowce w Pekinie czy w Szanghaju, to i owszem, przebiega mi przez głowę myśl – jakim to jest osiągane kosztem. Ta sama myśl przebiega mi też w Nowym Jorku – ilu Indian zabito i ile bizonów, ilu przy tych amerykańskich wieżowcach padło trupem biednych emigrantów, także naszych galicyjskich, zanim nowa Ameryka zbudowała swoją potęgę. Nie zmienia to faktu, że te potęgę podziwiam nieustannie.
4. A teraz o drugim co do wielkości mieście świata – Szanghaju.
Ogrom tego miasta oszałamia. Ogrom wszerz i wzdłuż, a zwłaszcza wzwyż. Takiego lasu wieżowców, ciągnącego się aż po horyzont we wszystkie strony świata, nie zobaczycie na Ziemi nigdzie.
Nie wiem ile ich takich co najmniej 50-60-piętrowych budynków tu zbudowano, ale tysiące.
Te najwyższe, ginące w chmurach, są na wyspie Pudong, szanghajskim Manhattanie. Pudong tym jednak różni się od Manhattanu, że jego wieżowce są wyższe od nowojorskich i bardziej nowoczesne. To są już wieżowce nowej generacji, nie tylko olbrzymie, ale i fantazyjne.
Uparty czytelnik zapyta mnie zaraz – a ilu robotników zginęło na budowie tych wieżowców? Nie wiem, zadaję sobie sprawę, że zasady prawa pracy i bezpieczeństwo pracowników zapewne nie są w Chinach święte, jak niegdyś czerwona książeczka Mao (dziś można ja za pięć juanów kupić na bazarze) – ale powiedzmy sobie szczerze – a u nas są święte? Zapytajcie ludzi spod Białej Podlaskiej czy Opoczna, którzy pracują na warszawskich budowach, niech wam opowiedzą, jak się w Polsce dba o pracowników i przestrzega prawa pracy..
Albo na budowie autostrad – ileż to ludzi pracowało nie za miskę ryżu, ale za darmo, własny ryż do tego dokładając, mam na myśli polskie firmy budowlane, które zbankrutowały i z torbami poszły.
5. Patrzę na oplecioną rusztowaniami, z trzema dźwigami na szczycie, najwyższą szanghajską wieżę, już ginącą w chmurach, a jeszcze w budowie. Myślałem przez chwilę, że to zapowiadane „Sky City”, najwyższy budynek świata, 880 metrów, ale nie, tamten ma być zbudowany w 3 miesiące w mieście Chongsha, wcale nie w Szanghaju. A to jest „Shanghai Tower”, która ma mieć tylko skromne 632 metry wysokości i 380 tysięcy metrów kwadratowych, czyli trzydzieści osiem hektarów powierzchni biurowej. A kształt ma taki zakręcony, jak przedstawiana na malunkach biblijna wieża Babel. Że też Chińczycy nie boją, że Pan Bóg języki im poplącze... chociaż już poplątał, Chińczycy przecież mówią różnymi językami, inaczej w Pekinie, inaczej w Szanghaju, tylko dla szczęście dla nich pismo mają wspólne i jednakowe, tak więc poplątanie języków im nie straszne.
6. Szanghaj jest inny niż Pekin, cieplejszy nie tylko w sensie klimatu (choć teraz w sierpniu w obu tych miastach żar się z nieba leje jednakowy), ale różnica jest mniej więcej jak między Moskwa i Paryżem. Pekin – wiadoma rzecz, stoli, i każde słowo zbędnem.. Jak to stolica, ziębi chłodem gmaszysk partyjno-rządowych. I w dodatku geograficznie jest na północy cesarstwa, prawie w Mandżurii, gdzie zimą minus piętnaście stopni i według wyobrażeń południowców, białe niedźwiedzie oraz syberyjskie tygrysy grasują po ulicach. A Szanghaj jest cieplutki - palmy, platany, oleandry, cykady, nenufary, miłorzęby dwuklapowe...
7. Tak się rozpisuję, ale powiedzmy szczerze – niewiele można zobaczyć w centrum miasta, gdy ojczyzna wzywa i ma się na zwiedzanie zaledwie jeden dzień. Ale jedna rzecz przykuła moja uwagę szczególnie – skutery. A także rowery i motorynki.
Będąc na szanghajskiej ulicy można by się pomylić, że to Nowy Jork albo Paryż, ale te drobne pojazdy, których tu mnóstwo, przypominają, że to jednak inne miasto.
Skutery, motorynki i rowery są tu wszędzie, jadą zewsząd i „dowsząd”, na każdym siedzi jeden, dwóch, a bywa że i trzech Chińczyków, względnie Chinek, czasem doczepione są do tego jakieś przyczepki, jeździ to „ustrojstwo” bez tablic rejestracyjnych, bez świateł, czasem nawet bezgłośnie, bo na akumulatorze. Ulice przejeżdżają na świetle zielonym albo czerwonym, dla nich bez różnicy, jadą środkiem ulicy, wzdłuż albo w poprzek, między samochodami, a jak im wygodniej, to między ludźmi chodnikami.
8. Obserwowałem ten ruch i odkryłem w nim prosta i dla nas Polaków niepojętą zasadę – na szanghajskiej ulicy rządzą słabsi!
Na ulicy samochody, jako silniejsi uczestnicy ruchu, ustępują pierwszeństwa słabszym rowerom, skuterom i motorynkom. A na chodniku skuter jest silniejszy, więc ustępuje pierwszeństwa pieszym.
Jest pozorny bezład, ale w gruncie rzeczy jest to ruch bardzo uporządkowany i bezpieczny.
I chodzi się bezkarnie i bezpiecznie na czerwonym świetle, wśród jadących samochodów. I przechodzi się ulicę w dowolnym miejscu.
Za przykładem Chińczyków ze sto razy popełniłem tu w Szanghaju straszne, według polskiego prawa, wykroczenie – wtargnąłem pod nadjeżdżające samochody.! Gdybym tak chodził w Polsce już bym nie żył, a tu żyję i opisuję (choć tęsknię po Tobie Ojczyzno) ten niepojęty dla nas chiński komunikacyjny fenomen. Wtargnąłem, bo mogłem wtargnąć, bo ci chińscy kierowcy jadą tak delikatnie i uważnie, że można bezpiecznie „wtargiwać”.
Jakże to różne od polskiego prawa dżungli, w którym rządzi masa pojazdu i brutalna siła, a kierowcy zazwyczaj nie odpowiadają nawet za potrącenie pieszego na pasach.
W Szanghaju komunikacyjna Europa, a u nas niestety wciąż Azja...
9. Już nocą, która tu, w strefie podzwrotnikowej, zapada błyskawicznie. na starym zardzewiałym rowerze, jechał stary Chińczyk, tak stary, że ludzie zasadniczo nie żyją aż tak długo. Kiedyś bym powiedział, że miał ze siedemdziesiąt lat, a że dziś sam mam prawie sześćdziesiąt, to powiem, że ten Chińczyk pewnie miał lat prawie sto.
Jechał prawie środkiem ruchliwej ulicy, wśród samochodów, ulicą w centrum Szanghaju. Rower miał obwieszony jakimiś starymi torbami, z których wystawały jakieś graty. do bagażnika miał przytroczone sznurkami jakieś stare pudła. Taki zbieracz, jakich u nas się spotyka, gdy pchają swoje wózki ze skarbami, wygrzebanymi ze śmietnika.
I ten Chińczyk właśnie jechał rowerem, środkiem szanghajskiej ulicy, bujało się to wszystko i trzęsło razem z nim, on jechał powoli, a samochody grzecznie zwalniały, omijały go, nikt nie trąbił, nikt go nie próbował zawracać ani spędzać z tej ulicy. Był słaby, więc miał pierwszeństwo.
10. Patrzę – Chiny, myślę - Polska...
------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------
Kup wSklepiku.pl książkę:"Kraina Smoka Chiny Wczorajsze Chiny Dzisiejsze"
autor:Zbigniew Domino
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/164606-szanghajska-europa-i-nasza-polska-azja-patrze-chiny-a-mysle-polska
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.