Konflikt w Egipcie wydaje się wchodzić w nową fazę: czy obustronna agresja doszła już do punktu, z którego nie ma odwrotu od wojny domowej?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Sytuacja w Egipcie pogarsza się z każdym dniem. Chodzi nie tylko o bezpośrednie efekty zamieszek, czyli zagrożenie bezpieczeństwa dla zachodnich turystów (nb. pokazywane przez media w sobotę reakcje polskich turystów, którzy nie zamierzają rezygnować z zaplanowanych – być może z dawna wymarzonych – wakacji, świadczą o skrajnej nieodpowiedzialności tych ludzi). Chodzi o to, że tymczasowe władze, działające w gruncie rzeczy z mandatu armii, z każdą kolejną akcją represyjną wymierzoną w Bractwo Muzułmańskie niweczą szanse na uruchomienie procesu powrotu rządu cywilnego, wyłonionego po wyborach.

Oczywiście sytuacja kulturowa (przede wszystkim religijna) w tym kraju szalenie utrudnia, o ile nie uniemożliwia, zaprowadzenie tam porządków demokratycznych w zachodnim rozumieniu tego słowa. Widzieliśmy to przecież w okresie od rewolucji ze stycznia 2011 do obalenia prezydenta Morsiego na początku lipca bieżącego roku.

Władza była wybrana w wyborach, a więc niby była to władza z demokratyczną legitymacją, ale jej kurs polityczny był islamistyczny. Ludzie Bractwa obsadzali po kolei ważne urzędy, pluralizm się coraz bardziej kurczył, istniała groźba (choć, przyznajmy, do lipca 2013 ostatecznie niezrealizowana) przekształcenia Egiptu w państwo islamistyczne na wzór Iranu. Taki też był powód masowych protestów przeciwko Morsiemu z przełomu czerwca i lipca. Stąd też i trudność w jednoznacznej ocenie obalenia Morsiego: faktem jest, że został usunięty przez wojsko, ale faktem jest również, że jego usunięcia domagały się wcześniej miliony Egipcjan i te same miliony chciały widzieć w akcji generałów wyraz woli ludu.

Generałowie sprawnie przeprowadzili wymianę ekipy rządzącej, powołując tymczasowego prezydenta (w osobie prezesa tamtejszego sądu konstytucyjnego, co było pociągnięciem uspokajającym zachodnią opinię publiczną), tymczasowy rząd itd., a do tego uczynili to w asyście przedstawicieli różnych środowisk (np. duchowego przywódcy Koptów oraz duchowego przywódcy sunnitów). Ta asysta była jak gdyby namiastką demokratycznej akceptacji dla drastycznego – bądź co bądź – usunięcia głowy państwa. I poniekąd gwarancją, że zapowiedź rychłego uruchomienia procedur wiodących do powrotu rządów cywilnych nie jest czczą gadaniną. Ale teraz ta quasi-demokratyczna asysta się kończy, a w każdym razie chwieje się. Wymownym tego przykładem jest dymisja ze stanowiska tymczasowego wiceprezydenta Mohameda El-Baradei’a – laureata pokojowej nagrody Nobla, byłego szefa Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.

Teraz, po brutalnej likwidacji dwóch wieców-obozowisk w centrum Kairu w minioną środę, co przyniosło ok. 500 ofiar śmiertelnych, a tym bardziej po siłowym opróżnieniu meczetu Al-Fateh w sobotę, konflikt w Egipcie wydaje się wchodzić w nową fazę. Dziś zatem kluczowe pytanie jest takie: czy obustronna agresja doszła już do punktu, z którego nie ma odwrotu od wojny domowej?

Roman Graczyk

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych