Co "łucznicy spod Mons" mają do "cudu nad Wisłą"? Nie wstydźmy się wiary w Boską ingerencję i opiekę nad narodem w najtrudniejszych chwilach

Nie będę pisał o cudzie nad Wisłą. Wszyscy powinni domyślić się dlaczego. Chcę napisać o łucznikach spod Mons, dedykując to wszystkim tym, którzy kochają historyczny rewizjonizm i nawołują do racjonalnej rzekomo reinterpretacji rodzimej historii.

23 sierpnia 1914 roku siły Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego stoczyły pod Mons swoją pierwszą, obronną bitwę w wojnie światowej. Wygrały ją mimo niesłychanego naporu wojsk niemieckich. Ale było to tylko okupione znacznymi stratami zwycięstwo taktyczne, zniwelowane całkowicie klęską Francuzów pod Charleroi, która zmusiła siły Ententy do wycofania się z terytorium Belgii. Pod Mons Brytyjczycy stracili ponad 1500 ludzi, a nacierający Niemcy ponad 5000. To niemal „żadne” straty wobec bitewnych hekatomb, które nastąpiły w dalszym ciągu wojny.  Marginalny epizod po prostu...

A jednak bitwa pod Mons stała się w Wielkiej Brytanii legendą. Stało się tak za sprawą pewnego pisarza, który w pamięci potomnych zapisał się głównie jako twórca... horrorów.

29 sierpnia 1914 Arthur Machen opublikował na łamach gazety THE EVENING NEWS krótkie opowiadanie pt.”Bowmen” (Łucznicy). To było opowiadanie o cudzie, który wydarzył się na polu bitwy pod Mons. Prosta,  banalna i typowo angielska ghost story: w obliczu nadciągającej wraz z niemieckim natarciem pewnej śmierci, angielski żołnierz wypowiada inwokację do św. Jerzego. „Adsit Anglis Sanctus Georgius!” I patron Anglii nie odmawia pomocy. Na polu bitwy pojawiły się duchy słynnych w średniowieczu, angielskich  łuczników, których strzały dziesiątkują nacierającego wroga. Cud pierwszy. I cud drugi: tak racjonalni podobno Brytyjczycy uwierzyli, że pod Mons wydarzyło się coś nadprzyrodzonego. Opowiadanie Machena spełniło ważną i pozytywną rolę podczas wojny, w której zginęło niemal całe pokolenie młodych Brytyjczyków, podtrzymując ducha i słabnącą wiarę w zwycięstwo. Już w XXI wieku angielski literaturoznawca, David Clarke,  napisał, że legenda o „aniele z Mons” Świętym Wspomożycielu, pozostaje jednym z nieśmiertelnych symboli I WŚ w świadomości Anglików.

Morał z przywołanej historii płynie dwojaki.

Nie wstydźmy się wiary w Boską ingerencję i opiekę nad narodem w najtrudniejszych chwilach, bowiem nie jesteśmy w tej wierze odosobnieni. Wbrew temu, co starają się nam od laty wmówić...

Choć nie wiemy na pewno, czy Królowa Polski była Własną Osobą pod Ossowem i na polach innych bitew – tak, jak malował ją J erzy Kossak – to wierzmy, że  zbieżność zawarta w dacie 15 sierpnia nie była dziełem przypadku.

Mitologia narodowa jest bowiem orężem i gwarantem narodowego bytu.

Tomasz Łuczak

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych