„Od samego początku, jak tylko zakończyła się wojna, narastała kampania przeciw NSZ. Im można było przypisywać wszystko, bo ich już praktycznie nie było. Tych, którzy przeżyli dobijała komuna” - mówił pod namiotem Solidarnych 2010 historyk Leszek Żebrowski, wyjaśniając czemu przez kilkadziesiąt lat pomijano udział Narodowych Sił Zbrojnych w Powstaniu Warszawskim. Badacz dziejów najnowszych opowiadał o usuwanych z podręczników do historii wątkach powstania oraz o tym, jak fałszowana była cała historia polskiej konspiracji z czasów wojny.
Żebrowski podkreślał, że w kampanię przeciw NSZ zaangażowani byli nie tylko komuniści, ale i inne środowiska. Wspominał o przykładach szkalowania tej formacji przez niektórych przedstawicieli polskiej emigracji.
„Były AK-owiec Andrzej Pomian w broszurze wydanej w 1946 roku pt. „Powstanie Warszawskie” napisał: „Narodowe Siły Zbrojne, ostatnia organizacja wojskowa niescalona z AK nie wzięła udziału w powstaniu”. W tym jednym krótkim zdaniu są dwa nienawistne kłamstwa. Po pierwsze NSZ zostały scalone z AK w marcu 1944. W tej organizacji, jak praktycznie we wszystkich organizacjach, które scalały się z AK doszło do rozłamu. Niewielka jej część nie wykonała umowy scaleniowej i miała oczywiście swoje racje. Dowództwo NSZ zostało oszukane. Rozkazy Naczelnego Wodza gen. Sosnkowskiego mówiące o tym, że NSZ ma uzyskać daleko idącą autonomię zostały ukryte” - przypominał historyk, dodając, że jedną z osób, która torpedowała próby scalenia z NSZ był wysoko postawiony w szeregach AK płk Jan Rzepecki, który po wojnie robił karierę w Polsce Ludowej.
„NSZ wiedziały, że mamy dwóch okupantów: Niemców i komunistów, którzy z nimi współpracują denuncjując do Gestapo swoich przeciwników” - dodawał, wspominając m.in. o wspólnej akcji Abwehry, Armii Ludowej i NKWD przeciw Archiwum Delegatury Rządu RP na Kraj. Następnie przeszedł do kwestii udziału NSZ w Powstaniu Warszawskim.
„NSZ nie zostały uprzedzone o wybuchu powstania. Ta część, która była scalona z AK dostała informację o godz. 11 rano 1 sierpnia. Część niescalona z AK nie wiedziała o tym w ogóle. W tych jednostkach, które nie były wprost jednostkami AK zapanował chaos. Należy podziwiać sprawność NSZ. Nie mając dostępu do broni własnej stworzyli sprawne jednostki” - kontynuował Żebrowski.
„NSZ na Starym Mieście już przed powstaniem miały zorganizowane warsztaty naprawcze. Na wszelkich wypadek. Naprawiano tam broń wszystkim, nie tylko NSZ-owcom. Z tych warsztatów korzystały oddziały AK, czy nawet ludzie z niepodległościowego PPS. NSZ-owcy mieli także jedną z najsprawniejszych powstańczych drukarni, położoną przy Rynku Starego Miasta. Ona także działała na potrzeby wszystkich sił powstańczych” - podkreślał.
Mówił również o tym, że ważną rolę w powstaniu odegrali członkowie „zdrowej części” organizacji „Miecz i Pług”, która scaliła się z NSZ. Wymienił nazwiska m.in. kpt. Lucjana Fajera „Ognistego”, kpt. Tadeusza Przystojeckiego, kpt. Jana Jaroszka „Proboszcza”, kpt. Wacława Zagórskiego czy kpt. Tadeusza Dąbrowskiego „Prusa”, którzy pełnili funkcje dowódcze w powstańczych jednostkach.
Przypominał, że to NSZ-owcy budowali liczące 3200 żołnierzy Zgrupowanie Chrobry II, o którym dowódca powstania gen. „Monter” napisał, że jako jedyne przez cały okres walki nie oddało Niemcom ani piędzi ziemi. Mówił również o liczącej 1200 żołnierzy NSZ-owskiej Brygadzie Dyspozycyjno-Zmotoryzowanej „Koło” - największej powstańczej jednostce na Starym Mieście.
Zaznaczał, że NSZ-owcy byli także na kluczowych stanowiskach w sztabach zgrupowań AK-owskich m.in. w „Zośce”, „Radosławie”, „Parasolu”. Zaakcentował, że po wielu nieudanych akcjach zdobycia PASTy skuteczny plan jej zajęcia opracował NSZ-owiec, ppłk Jan Mirwiński ps. „Ogończyk”. Wspominał, że NSZ miał plan sformowania dwóch własnych dywizji powstańczych, którego zaniechał za skutek próśb Komendy Głównej AK, by nie wyjmować żołnierzy z oddziałów. NSZ miał jednak kadry potrzebne do tej operacji – ludzi wyszkolonych w słynnych w całym podziemiu szkołach, które w odróżnieniu od innych formacji stawiały duże wymagania przed kandydatami na oficerów.
„Dowódcą jednej z tych dywizji miał być pułkownik dyplomowany Marian Czerniewski ps. „Szreniawa”. To nie było tak, jak w AL, gdzie w zgrupowaniu „Czwartaków” porucznikiem był 17-letni Edwin Rozłubirski, późniejszy ulubieniec Zbigniewa Bujaka” - podkreślał Żebrowski.
Nawiązał także do historii z czasów swej pracy w Urzędzie ds. Kombatantów, kiedy weryfikował dowódcę plutonu specjalnego ochrony Sztabu Głównego GL-AL, który dowodzić miał nim w wieku..... 6 lat. Historyk przeszedł także do szerszego opisania prób manipulowania historią poprzez „produkowanie” kombatantów.
„W latach 70. jedno z najbardziej zasłużonych zgrupowań AK dostało nowego prezesa, człowieka, który miał kilkanaście lat w czasie wojny i nie był w żadnej konspiracji, ale posługiwał się fałszywymi dokumentami. Później pytam ich, jak mogli dopuścić, żeby ktoś taki był ich prezesem. A oni mówili, że on im lokal załatwił, a w lokalu ciastka i herbatę. On nawet pomnik na Powązkach im postawił, gdzie są wszyscy wymienieni z nazwiska i stopnia. I ja pytam: „a on też tam jest wymieniony?”. Odpowiedzieli mi, że tak i to jako porucznik. To ja pytam, czy im to nie przeszkadza. A oni, że na początku przeszkadzało, ale niech już będzie” - wspominał Żebrowski.
„A tymczasem wysoki urzędnik kancelarii prezydenta Wałęsy powiedział już po 1990 roku, że NSZ nie dostanie uprawnień kombatanckich, bo tak samo jak UPA i Werwolf były formacją wrogą Polsce. A NSZ-owcy siedzieli w komunistycznych więzieniach nie po kilka, ale nawet powyżej 20 lat. Niektórzy wychodzili w połowie lat 70. kiedy pułkownik „Radosław” pił w ZBoWiDzie wódkę z Moczarem” - dodawał.
„Przez to, że trwało to tak długo, że to psucie naszej historii przez te wszystkie ZBoWiDy, uprawnienia kombatanckie, tytuły było tak głębokie, część powstańców szła na współpracę z komunistami. Sygnowali komunistom wszystko za kasę i lokale. I jak to odwrócić? Kwatera NSZ na Powązkach to jest mały pomniczek, na którym ledwo się napisy zmieściły. A największa kwatera to jest kwatera GL-AL. Na pięć kamieni pustych, na jednym jest nazwisko. Tam nie leżą ludzie, którzy zginęli w powstaniu. Jeden zmarł w 1965 roku, inny - Sowiet przywieziony z Grójeckiego, któryś umarł w 1949 roku. Wszystkich ładowali, a teraz jak się patrzy na te kamienie to wygląda, jakby najwięcej powstańców było z AL” - zaznaczał historyk, przypominając, że coraz częściej na narodowej nekropolii brakuje miejsca dla faktycznych bohaterów np. z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
Wracając jeszcze do tematu NSZ, po raz kolejny mówił o tym, że Narodowe Siły Zbrojne jako jedyna formacja słusznie przewidziała, jaką strategię należy zastosować wobec komunistów.
„Ile by nam było łatwiej, jakby w 1943, 1944 roku roku Polska Podziemna rozumiała co będzie później. NSZ-owcy o tym pisali. Są dramatyczne meldunki kontrwywiadu AK, że macki PPR i NKWD sięgały do szeregów AK, penetrowały organizację, ustalały ludzi. Meldunek z 1944 brzmi: „Jest najwyższy czas, by przystąpić do rozprawienia się z komuną”. Nie zrobiono tego. Po wojnie komuna zabiła 100 tys. ludzi, w tym wielu AK-owców” - przypominał.
„A czym my się dzisiaj zajmujemy? Towarzyszką Blidą. Powstała komisja w tej sprawie i idą miliony złotych. Na towarzysza Kalisza, który jest coraz szerszy, bo trzeba było pić wodę i jeść paluszki na komisjach. A dzisiaj postkomuna wrzeszczy, że ekshumacje na Łączce kosztują. Trzeba było zrobić to, co postulował Jan Olszewski w 1992 roku – opodatkować komunę, by zapłacili za to, co ukradli przez ponad pół wieku” - podkreślał Żebrowski.
„A tak dzisiaj Leszek Miller mówi o NSZ, że to faszyści i żydobójcy. I trzeba przypomnieć, że jego GL-AL zabiła tysiące Żydów. Jedno zgrupowanie Korczyńskiego miało setki ofiar. Pijany Gronczewski, późniejszy pułkownik LWP opowiadał, że widział po ciemku jakieś sylwetki, to puścił serię z pepeszy. Podszedł, a tam leży kobieta żydowska z dziećmi. Wrócił pić dalej” - kontynuował.
Na koniec mówił również o tym, jak manipuluje się historią Powstania Warszawskiego w ostatnich latach.
„Wychodzi generał, który konspirował dwukrotnie - najpierw podczas okupacji niemieckiej i tutaj ma chwalebną kartę, a potem konspirował przeciwko własnym kolegom i własnej rodzinie. I to ma być symbol powstania? Wyciąga go prezydent i władze Warszawy. Potem wychodzi człowiek, który brał udział w powstaniu, ale teraz mówi, że ci, którzy głosowali na inną partię, niż on to jest bydło. Oni nie mogą się potem dziwić, że kończy się na gwizdach i buczeniu” - podsumował Żebrowski.
Relacja: Piotr Mazurek, Bernard i Margotte
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/164270-leszek-zebrowski-o-nsz-w-powstaniu-warszawskim