Jak działa „ciepła woda w kranie”? "Tusk wyhodował potwora, nad którym nie jest w stanie zapanować i którego nie rozumie"

Rys. RAFAŁ ZAWISTOWSKI
Rys. RAFAŁ ZAWISTOWSKI

Władza państwowa zawsze ma dwa ostrza. Jedno to odpowiedzialność za całość. Ostrze drugie to korzyści osobiste tych, co władzą dysponują.

Władza – zwłaszcza demokratyczna, choćby trochę podlegająca niezależnej kontroli - stoi zawsze przed dylematem barmana. Można klientów oszukiwać – ale w granicach rozsądku. Mogę podpić nawet najlepszy koniak, ale najwyżej na dwa palce. Jeśli mam się dalej utrzymać w tej robocie, to nie mogę z np. niedolewaniem pod miarkę przeginać.

Barman podobnie jak polityk zawsze stoi w obliczu pokusy nadużycia. I jakaś część śmiertelników tej pokusie ulega. I już wszystko jest jasne – sednem sprawy jest to, jak duża i jak istotna systemowo jest to część.

 

A miało być OK

„Ciepła woda w kranie” to metafora, ale także coś więcej. Oto władza ogłasza, że nie będzie przemieniała, przebudowywała Polski. Żadnych wizji. Prezydent Bronisław Komorowski nawet zażartował:

„jak ktoś ma wizję, to powinien iść do lekarza” („Dziennik Gazeta Prawna”, 6 kwietnia 2013).

Władza nic nie przebuduje, no, najwyżej coś dobuduje – jakieś Orliki, stadiony, autostrady (z niepotrzebnymi ekranami). Żadnej poważnej reformy. Żadnego zaglądania ludziom do łóżek. Żadnego zaglądania ludziom do sumień. A już zwłaszcza oligarchom do portfeli.

Ale system ma realizować podstawowe zadania. Woda w kranie – ciepła – jest. Drogi – przejezdne – są. Pogotowie ratunkowe – z opóźnieniem – ale przyjedzie. Policja kiedyś też. Premier na wałach przeciwpowodziowych – jest. No dobrze – nie samym chlebem człowiek – chcecie odrobiny dumy narodowej? Euro 2012 będzie cool: Polacy, nic się stało!

„Ciepła woda” jest metaforą pilnowania tego, by państwo zabezpieczało pewne minimalne, brzegowe, najbardziej podstawowe warunki działania systemu społecznego.

Zatem od swego aparatu władzy (wraz ze służbami najtajniejszymi) premier Donald Tusk nigdy nie wymagał za wiele. Jego przekaz, nie koniecznie wyrażany wprost, można ująć tak: nie przeginajcie, to tak długo, jak nie będzie problemów z ciepłą wodą, nie będę się wcinał w wasze sprawy i sprawki.

Władza, a zwłaszcza już same kierownictwo państwa, ma reagować (czytaj: odrywać się od haratania w gałę) tylko wtedy, gdy jest to absolutnie niezbędne: gdy „się pali”, gdy „się wali”. Gdy nadchodzi powódź, ubiera się kurtkę „operacyjną” i pokazuje się na wałach. Władza, ma reagować dopiero wtedy, gdy czegoś już zupełnie nie daje się przemilczać.

 

Mandat bylejakości

Władza może mieć mandat patriotyczny. Może też mieć mandat bylejakości. Tusk ten drugi miał. Ale – co nas przecież chyba nie dziwi – ten mandat się wyczerpał. Jak? Dlaczego?

Ciepła woda – potrzebna jak najbardziej. I jak najbardziej zadowoli lemingi z awansu społecznego cieszące się, iż ktoś zechce obsadzić ich w roli poddostawcy półproduktów zaprojektowanych gdzieś poza granicami Polski. Kłopot Platformy w tym, że nawet część lemingów kiedyś wyrasta z mentalności postkolonialnej.

My-ludzie – w tym ludzie aparatu władzy – jesteśmy kontrolowani na dwa sposoby: od wewnątrz i od zewnątrz. Od wewnątrz poprzez wartości, w które wierzymy (jeśli wierzymy); wartości, czyli cele o znaczeniu wspólnotowym. I od zewnątrz - przez mechanizmy nadzoru, kontroli i rozliczania za efekty pracy. Jako polityk post-polityczny ten pierwszy sposób kontroli – poprzez wartości – premier Tusk sobie odpuścił. Pozwolił rosnąć najpaskudniejszym patologiom III RP, przyzwolił na lekceważenie obowiązków, tolerowanie rażących konfliktów interesów osób publicznych, na bylejakość, na afery, niepoważne traktowanie swych własnych obietnic.

 

Przekaz dnia: zacierać ślady?

I okazało się, iż puścił zbyt wiele procesów samopas, by teraz udało się jakiekolwiek poważniejsze odzyskanie kontroli. Dzisiaj aparat władzy musi skoncentrować się na zacieraniu śladów – tak jak przed kampanią prezydencką pochowano wszystkie zdjęcia polującego Komorowskiego (czyli coś jednak te służby potrafią).

Tusk wyhodował potwora, nad którym nie jest w stanie zapanować i którego do końca nie rozumie. Bo, dla zachowania psychicznej równowagi, musi – zresztą jak wielu z nas, choć nie z tak opłakanymi skutkami społecznymi - sobie wmawiać, że w sumie, w takich warunkach, jakie są, przy takich ograniczeniach zewnętrznych i tak niebezpiecznej dla Polski paskudnej opozycji, musi każdego dnia aktywnie praktykować odmowę wiedzy. Czytać jak najmniej dokumentów, nie słuchać ludzi, a najlepiej jak najszybciej wylecieć z Warszawy. A sędziowie Milewscy na trybunie trójmiejskiego stadionu już czekają na przybicie piątki.

Nawet jeśli kiedyś jakieś korzenie wartości w niektórych środowiskach PO były, to już dawno „puściły”. Grupy interesów przeniosły się na jak najbardziej żyzne gleby i żaden Gowinowy „powrót do korzeni” nie jest możliwy.

Wygląda na to, iż w życiu społecznym działa jakiś mechanizm, polegający na tym, iż owe pogardzane wizje niosą ze sobą także impuls umiaru. Jeśli już nie chcemy mówić o uczciwości.

 

Artykuł ukazał się w tygodniku "wSieci". Polecamy aktualny numer.


Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.