To jest wiadomość sprzed ponad roku. Ale warto ją przypomnieć, ponieważ zupełnie nie przebiła się do polskiej opinii publicznej, a zdecydowanie powinna.
Bardzo wiele wskazuje na to, że w 2008 roku, tuż przed wojną rosyjsko-gruzińską, Izraelczycy przekazali Rosjanom kody do zakupionych przez Tbilisi izraelskich wojskowych dronów. Oznaczało to że Rosjanie mogli je unieszkodliwiać z łatwością, elektronicznie. I tak też zrobili; tuż przed wojną Gruzini rozpaczliwie (i nieskutecznie) próbowali w trybie natychmiastowym kupić bezzałogowe samoloty amerykańskiej produkcji.
Izrael rzecz jasna nie zrobił tego za darmo. W zamian za kody do sprzedanych przez państwo żydowskie Gruzji dronów Moskwa przekazała Jerozolimie analogiczne kody do rosyjskich rakiet przeciwlotniczych, sprzedanych parę lat wcześniej Iranowi. Transakcja była więc ekwiwalentna.
O tym wszystkim mówi raport http://wikileaks.org/gifiles/docs/64027_insight-russia-israel-georgia-mexico-defense-deals-and-swaps.html cenionego i bardzo wiarygodnego amerykańskiego prywatnego instytutu wywiadowczego Stratfor, opublikowany w lutym 2012 r. przez WikiLeaks.
Czy jest w tym coś dziwnego? Ależ nie. Z dwóch przyczyn.
Po pierwsze, to nie jest pierwszy przykład takiej operacji. Ktoś dobrze zorientowany w realiach światowego rynku broni opowiadał mi np., że w czasie wojny falklandzkiej Francuzi najpierw się targowali, ale w końcu przekazali Brytyjczykom kody do sprzedanych Argentynie rakiet przeciwokrętowych, i w efekcie efektywność argentyńskiego ostrzału stała się minimalna. Po prostu - w dobie elektroniki trzeba bardzo uważać, od kogo kupuje się cokolwiek bardziej skomplikowanego od broni strzeleckiej. Bowiem każdy, kto produkuje broń na eksport, dba o zakodowanie w niej „haczyków”, umożliwiających zdalne unieszkodliwienie jej, czy przynajmniej zasadnicze zmniejszenie jej efektywności - na wypadek, gdyby kupujący zechciał nagle wojować ze sprzedawcą. A skoro takie „haczyki” już są, to można je wykorzystywać również w operacjach typu „coś za coś” (Izrael-Rosja) lub sojuszniczych (Francja-Anglia), opisanych wyżej
Po drugie – nie zaskakuje też fakt, że do takiej transakcji doszło między Izraelem a Rosją. Te dwa państwa, wbrew temu co chciałoby sądzić wielu, nie są bowiem wcale śmiertelnymi wrogami.
Ich relacje wprawdzie nie są przyjacielskie, ale są zarazem dalekie od wrogości. Istnieją całe sfery rzeczywistości, gdzie ogólnie rozumiane interesy Moskwy i Jerozolimy są zbliżone, jak np. maksymalne osłabienie radykalnego islamu typu wahabickiego. Ponadto w samym Izraelu sporą rolę odgrywa teraz wspólnota rosyjskich Żydów, która jest nadal bardzo związana z Rosją. I sentymentem, i często interesem. Bardzo częste są przykłady kogoś, kto z Rosji wyemigrował, a po kilku-kilkunastu latach wraca, czy to on czy jego syn, i zaczyna w Rosji prowadzić interesy. Albo po prostu – żeby żyć, bo woli żyć w Moskwie niż w Jerozolimie, ale tym bardziej jest sentymentalnie związany z oboma krajami.
Polacy, pamiętający urzędowy radziecki antysemityzm, panujący tam od lat 50 do krachu ZSRR mają tendencję, by a priori uznawać, że jest on też cechą systemu putinowskiego. Nic bardziej mylnego. Rosja potrafi grać szeroko - ma tradycję myślenia nie wąsko etnicznego, tylko imperialnego.
Oczywiście – nie wynika z tego, jakoby między Rosją a Izraelem istniał jakiś nieformalny sojusz. Te kraje potrafią też bardzo ostro wystąpić przeciw sobie, kiedy mają sprzeczne interesy. Natomiast są sfery, w których ich interesy są wspólne, albo przynajmniej nawzajem mogą coś sobie załatwić. I kiedy następuje taka sytuacja, to nie mają oporów przed współpracą – bo choć nie ma między nimi sojuszu, to zarazem żadna ze stron nie czuje obrzydzenia ani nienawiści do drugiej.
Co z tego wynika dla Polski? To chyba dość jasne. Sympatyzujemy (ja przynajmniej sympatyzuję) z Izraelem, z jego walką o przetrwanie. Życzymy (ja w każdym razie życzę) mu jak najlepiej. Jestem zwolennikiem przyjaźni polsko-izraelskiej, polsko-izraelskiej współpracy. I doskonale rozumiem stosowaną przez Jerozolimę zasadę prymatu bezpieczeństwa własnego kraju nad wszystkimi innymi zobowiązaniami.
Ale stosujmy tę zasadę również wobec siebie. Bo przecież, jeśli Wojsko Polskie będzie kiedykolwiek walczyć z jakimś przeciwnikiem, to zapewne będzie to Rosja.
Nie wystawiajmy więc polsko-izraelskiej przyjaźni na zbyt ciężkie próby. Nie kupujmy izraelskiej broni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/163587-nie-kupujmy-izraelskiej-broni-nie-wystawiajmy-polsko-izraelskiej-przyjazni-na-zbyt-ciezkie-proby