Zmuszasz mnie, Kolego do powtarzania oczywistych oczywistości. Ale trzeba przyznać, iż jest to dosyć typowa sytuacja dla czasów, kiedy ilość emitowanych, a i – mówiąc bez ogródek - wtłaczanych, informacji, coraz trudniej mieści się w naszych magazynach pamięci. Zatem te nowsze, bardziej kolorowe, bardziej emocjonalne – zwane też quasi nobilitująco: „ekspresyjne” - w naturalny sposób wypierają stare z intelektów otwartych na przestrzał. A wtedy, cóż, przeciągi hulają bez przeszkód.
Skoro tak, trudno, powtarzajmy - to stara, wypróbowana, metoda na utrzymanie czegoś w pamięci. Oczywiście, jeżeli funkcjonuje jeszcze jako-taka samodzielność w otwieraniu i zamykaniu klapek percepcji.
Ta ostatnia uwaga wynikła również z kolejnego, smutnego niestety, potwierdzenia stanów wskazujących na zlemingowanie, u osób ongiś wykazujących nawet żwawość intelektualną. Muszę Ci to streścić, bo i do naszych dyskusji wkradają się podobne elementy.
Otóż otrzymałem wiadomość od koleżanki, postępowej dziennikarki zresztą, że pochyla się z szacunkiem na tragedią i ofiarnością młodych ludzi, oddających zdrowie i życie Ojczyźnie w Powstaniu Warszawski ( w oryginale – małymi literami), tak paskudnie, zbrodniczo i bez sensu zwiedzionym przez starych politykierów.
Ponieważ to standard staro-nowej myśli – typu (pamiętasz? - „Socjalizm – tak! Wypaczenia - nie!” ) poprosiłem - nieskromnie, przyznaję - żeby spróbowała przeczytać mój tekst, oparty na konkretnych, wskazanych, źródłach, dowodzący, że nie było możliwie, iżby walki w tamtym czasie nie wybuchły. Tylko tyle. A po tej - krótkiej przecie lekturze – wskazała na błędy w dowodzeniu, bądź fałszywki w źródłach. To naturalna kolej rzeczy w ścieraniu się poglądów, przyznasz.
Sytuacja na starcie była zachęcająca - nie ja rozpocząłem korespondencję, zatem nie mogłem być oskarżony o „prawicowe”, wręcz oszołomskie molestowanie postępowej części populacji „w tym kraju”. No, tak, na starcie była zachęcająca…
Dalej jednak potoczyło się jak zwykle. Emocjonalne ple-ple obok tematu. Nie pomogły pytania – nazwijmy – pomocnicze np. z prośbą o uwzględnienie w ocenach również wcześniejszego, tragicznego, zupełnie bez nadziei na sukces, bohaterskiego zrywu w Getcie, chybiały prośby o konkrety w odniesieniu do faktów - nic, nic, nic, jeno uniki, ogólniki i w końcu – to typówka – porywy emocjonalne wobec śmiejącego dopytywać o konkrety ad meritum.
Można byłoby machnąć ręką na ten zasmucający, postępujący redukcjonizm intelektu i woli bliźniego, gdyby nie rozmiar społeczny i groźne skutki dla nas wszystkich. Groźne tu i teraz. A dla wielu z nas nie tylko tu…
I nie może narastać pytanie, przechodzące w naturalny odpór: Komu zależy na takim urabianiu świadomości i – gorzej – (nie)samodzielności intelektualnej Polaków. Zresztą nie tylko Polaków. Ale to już inny temat…
Oczywiście zawsze można, a nawet należy, mieć nadzieję na ocknięcie się ogarniętego jakąś pomrocznością umysłu, na uleczenie zdeformowanej woli, na wyzwolenie z przeróżnych uwikłań, pytanie jednak brzmi: Na ile w tej nadziei mamy mieć czynny a na ile bierny udział? Udział obserwatora?...
- A jeżeli czynny – w jakim zakresie, jakimi metodami?...
Oczywiste, iż podstawą normalnej komunikacji między osobnikami homo sapiens jest przekazywanie i weryfikowanie – wspólnym wysiłkiem pro publico bono wszak - informacji. No tak – normalnej komunikacji. Ale jak to czynić, kiedy człekokształtny brat/siostra (niepotrzebne skreślić) uważa za „normalne” konsumowanie jeno podanej papki, nie przyjmując do wiadomości, iż zawiera elementy zagrażające zdrowiu i życiu?
Jak przekonać nadętych umowną ważnością, szczególnie kiedy mają już „swoje lata”, iż każdemu przyjdzie zdać sprawozdanie z życia przed Stwórcą?
- Jakim Stwórcą?...
Ano właśnie, od tego trzeba zacząć. Przynajmniej w wieku dojrzałym. Metrykalnie dojrzałym.
Pisałem Ci już kiedyś (polecając) o Vitttoro Messorim i jego fundamentalnej (dla mnie) trylogii: Opinie o Jezusie, Umęczon pod Ponckim Piłatem?, Mówią, że zmartwychwstał (wyd. M)
Messori daje szansę naszemu intelektowi na zmierzenie się z faktami i wywo-dem z nich wynikającym. Na weryfikację. W końcu gra warta trudu, bowiem chodzi o odpowiedź na najważniejsze pytania: Kim jesteśmy? Skąd, dokąd i po co dążymy?..
Wtedy owe lekceważące, a właściwie bezmyślne, traktowanie samego siebie, skala wygłupów, wylewania ścieków, pazerność, w sumie uleganie wodzeniu na manowce Zła - to wszystko musiałoby być – wierzę dostrzeżone.
- Zatem dlaczego nie korzystamy z wolności rozumnych istot?
Dlaczego podstarzały nadmuchany gwiazdorek bez żenady może oświadczać publicznie, iż nie trzeba kierować się Biblią/ Pismem Świętym, ponieważ nie jest ona (tyle zrozumiał) Księgą życia a nienawiści i przemocy? A jego znacznie młodsi słuchacze - zapewne w imię typowej dla postępu otwartości i tolerancji - profanują symbole religijne. Naturalnie tylko chrześcijańskie. To takie łatwe i bezpieczne. I słuszne. Słuszne jak zwykle, kiedy „ruszamy z posad bryłę świata” w diabelskim amoku. Niezależnie pod jakim szyldem. Czarnym, czerwonym, tęczowym, czy innym ukrytym…
Dlaczego facet z tytułem „ksiądz”, dowartościowuje się, próbując wprowadzić zamęt pojęciowy w fundamentalnych kwestiach; inny – „demokratyzując struktury” nie podporządkowuje się zaleceniom przełożonych, publicznie rozgrzesza (m.in.) satanistę na tzw. Woodstoku, a kolejny uznaje Jezusa Chrystusa w ble-ble wywodzie za „największego genderowca”?
Skąd im to?
- Z oszołomienia parciem do okien w „zaprzyjaźnionych mediach”?
- Z zapomnienia gdzie są, w jakim Kościele, co przysięgali, czego uczyli się, co przyjmowali?...
- Z wykonywanie zadań zleconych?...
- Z haków?...
- Z amnezji?...
I na koniec: Zauważyłeś, iż narasta narracja wadzy i jej tub o zagrożeniu „nietolerancją” (i straszno i śmieszno, kiedy plotą o tym plujki postępu z rodzinnym często doświadczeniem wdrażania totalitarnych szczęśliwości… ), „zacofaniem” ( groteskowe w ustach propagandzistów, nie umiejących stawać do porządnej, równorzędnej dysputy), „obskurantyzmem” (karykaturalne w wydaniu trefnisiów najgłupszych nawet nowinek), wreszcie „faszyzmem” (siostrzeńcem komunizmu wdrażanego przez rodzinki plujek), no i oczywiście „antysemityzmem” (najstraszliwszą i uniwersalną wunderwaffe na wszystko z czym aktualnie walczy wszelaki po/d/stęp)?
A wadza, prawdziwa wadza, ma zasady i wie - za klasykiem marksizmu-leninizmu tudzież innymi koniunkturalistami – że raz zdobyte panowanie nie może być oddane, a ręka podniesiona przeciw wadzy wadza potrafi uciąć.
Wszak tyle się naharowano, tyle narestrukturyzowano, tyle uzyskano wpływów oraz przepływów. Idei i kasy.
Zatem do ostatniej kropli krwi?... W imię POSTĘPU naturalnie!
- Za wiele ogólników! Twierdzisz z uporem.
Więc Ci, również jak zwykle, odpowiem: Mamy „swoje lata”, zatem czas najwyższy na pozostawienia owego toporka codzienności w kącie i poszukania klucza, którym otwiera się furty Wieczności .
A potem przekazanie jego wtórników młodszym. To też się liczy Kolego. Jestem absolutnie przekonany.
Każdemu z nas grozi uwikłanie, zanik pamięci, dezorientacja i wchłonięcie przez wyniszczający trans „postępu” ku nicości, ale i każdy dostaje szansę – wiem coś o tym – na oprzytomnienie, na weryfikacje. Tylko skorzystać.
Tylko…
Tylko, że o wiele łatwiej rzucać się w bieżączki i wymachiwać toporkiem codzienności na wyniszczanej prymitywizmem ziemi.
Ale nic to - ziarno Prawdy i Dobra może wzrosnąć nawet na dawnym ugorze. To tylko sprawa determinacji i wytrwałości w przywracaniu do plonowania. Słowo!
Spróbuj –w imię Tolerancji – otworzyć się na te pytanio-tezy. Jeżeli zechcesz możemy do nich wrócić za jakiś czas. W końcu i nam staruszkom należą się jakieś wakacje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/163512-rozmowy-z-przyjaciolmi-i-znajomymi-ziarno-prawdy-i-dobra-moze-wzrosnac-nawet-na-dawnym-ugorze-to-tylko-sprawa-determinacji-i-wytrwalosci