Trudno nie nazwać tego operacją. Na łamach weekendowej „Gazety Wyborczej” pojawia się tekst stawiający tezę o zasadniczym rozbracie między polskim Kościołem, a nowym papieżem Franciszkiem. Opatrzony wielkim zdjęciem Ojca Świętego na pierwszej stronie, krzykliwymi tytułami. Jest to tekst kolejny.
Teza o tym rozbracie jest nam podsuwana co kilka dni. Tym samym tonem przemawiają media elektroniczne: spójrzcie na TVN czy posłuchajcie radia Tok Fm, a przekonacie się, że to świadomie prowadzona, skoordynowana kampania próbująca się odwołać, jak w eksperymentach Pawłowa, wręcz do odruchu.
I dodajmy, operacja niestety w dużej mierze udana. W warunkach obecnego ideowego spolaryzowania i ostrej walki politycznej, symbol jednej strony nie może stać się symbolem drugiej.
Niniejszym więc odebrano nowego papieża polskiej prawicy i kręgom konserwatywnym, ba nawet większości polskiego Kościoła. Skoro „Wyborcza” wojuje pod sztandarem Franciszka, po prawicowej stronie będzie się rodzić, już się rodzi, nieufność. W tym sensie komentarz Aleksandry Klich na stronie pierwszej jest bałamutny, ale tytuł mówiący o prawicy bojącej się nowego papieża utrafia w sedno wydarzeń. Tyle że jest równocześnie świadectwem gigantycznej manipulacji.
Naturalnie część ideowych konserwatystów w Polsce miała też swoje pretensje na przykład do Jana Pawła II. Na przykład o mocny rys ekumeniczny, zdaniem ludzi o tradycjonalnych poglądach forsowany „kosztem prawdy”. Ale ten konflikt dotyczył jedynie jednostek. Był więc słabo zauważalny. Dla polskich katolickich mas Jan Paweł II pozostał ikoną Kościoła tradycyjnego. Teraz próbuje się wytworzyć napięcie między Franciszkiem i tymi masami.
Rzecz jest podwójnie absurdalna. Po pierwsze polski Kościół z wielu względów akurat słabo pasuje do katalogu siedmiu grzechów głównych, jakie próbuje wystawiać rzekomo wspólnie z papieżem liberalno-lewicowa część naszych mediów. Nie jest jako całość specjalnie bogaty. Takie grzechy jak pedofilia były tu w stosunku do niektórych krajów zachodnich nic nie znaczącym marginesem. Itd.
Z drugiej strony naturalnie ów „sojusznik” papieża to klasyczny przykład diabła, który dzwoni ogonem na mszę. „Wyborcza” swoją krucjatę na rzecz nowego papieża kwituje wywiadem z jezuitą księdzem Krzysztofem Mądelem. Który od dłuższego czasu z powodu zatargów, między innymi z kolegami z własnego zakonu, widzi w Kościele głównie wady, a po liberalno-lewicowej stronie szansę na oczyszczenie. W efekcie wywiad wygląda klasycznie. Dziennikarka podsuwa kolejne grzechy polskiego Kościoła, a ksiądz Mądel zawsze potwierdza. Bez cienia refleksji, że nawet gdyby miał rację we wszystkim (a z tym jest różnie), staje się narzędziem dla tych, którzy nie są zainteresowani trwałością jakkolwiek pojmowanych tradycyjnych norm moralnych. Jakkolwiek pojmowanej religii.
Gdyby ksiądz Mądel był zdolny do intelektualnej samodzielności, próbowałby choć raz zadać pytanie swojej interlokutorce. Na przykład o materiał w „Wyborczej” dzień wcześniej, kiedy powołując się na naukowe autorytety ogłaszano jako dogmat, że nie jesteśmy stworzeni do monogamii, ale do rozwiązłości. Rewelację uczyniono z czegoś, co znane było od dawna. Bo od dawna opisywano konflikt między naturą, a kulturą. To jasne, że w imię wyższych racji tłumimy popędy. Ale przecież nie o dyskusję tu chodzi, a o budowanie nowej moralności. Czy ksiądz Mądel jej sprzyja? Można by twierdzić, że tak. Ja twierdzę, że się kompletnie zagubił.
Czy takie publikacje to dobry punkt wyjścia do wspierania papieża Franciszka? Jakiegokolwiek papieża? Twierdzę, że nie. Ale polscy konserwatyści tak się w tej sprawie pogubili, że sami z siebie nie są w stanie wydobyć głosu. Są równie reaktywni jak ksiądz Mądel, tyle że w druga stronę. Nie mają klarownego stanowiska, co najwyżej zapytani kluczą.
A paradoks polega na tym, że papież upiera się, aby reformować Kościół większą prostotą i tępieniem własnych wad w momencie, kiedy polskim konserwatystom szczególnie potrzebna jest także zewnętrzne wrażenie jego siły. Muszą więc być pogubieni. Ten papież ma nieco inną listę preferencji niż oni. On zwraca najwięcej uwagi na kwestie społeczne (co wynika także z problemów regionu, z jakiego się wywodzi). My chcielibyśmy przede wszystkim pryncypialnej obrony ortodoksji.
Wokół poszczególnych wypowiedzi pojawia się istna komedia omyłek. Jego sławna już wypowiedź o homoseksualistach naprawdę nie była czymś nowym, ani niezwykłym. Odwołując się do katechizmu, pokazał, że w samym nauczaniu nic się nie zmieniło. A chór polskich „wielbicieli” Watykanu z Moniką Olejnik i dziennikarkami „Wyborczej” na czele zdążył już przedstawić papieża jako rzecznika tej grupy i koniecznie ich prawnych aspiracji. Przeciwstawiając go rzekomo homofobicznym wypowiedziom polskiego Kościoła, z której żadnej jednak nie zacytowano. Bo ich nie ma.
Zarazem pewne napięcie między papieżem Franciszkiem i polskimi konserwatystami jest uzasadnione. Ludzka życzliwość wobec ludzi to jedyna postawa, jaką powinien prezentować nie tylko papież, ale każdy duchowny. Ale słowa o tym, że homoseksualistów nie należy wyłączać ze społeczeństwa padają w chwili, kiedy te środowiska są wyjątkowo ofensywne. Na Zachodzie, a w coraz większym stopniu i w Polsce, nie tylko nikt ich nie z niczego wyłącza. To one narzucają większości swoje wyobrażenia o organizacji norm prawnych i społecznych. Być może odreagowują dawny wstyd, konieczność ukrywania się. Ale w roli zahukanych ofiar już ich raczej nie widzimy. Może jeszcze w jakichś małych zamkniętych społecznościach.
Papież się myli, przychodzi nam więc do głowy. A może postępuje zgodnie z ewangeliczną zasadą nastawiania drugiego policzka? Musimy jakoś wypośrodkować między naturalną koniecznością obrony swoich wartości przed „złym światem” i zasadami ewangelicznej pokory. Nie jest to łatwe, bo stajemy się oblężoną twierdzą. A nasi przeciwnicy są tak silni i sprawni, że potrafią nam „podebrać” papieża i użyć go do własnych celów.
Nie jest łatwo te sprzeczności rozwikłać. Ale nie możemy unikać dyskusji o nich.
Nie będę ukrywał, że ja akurat jestem wielkim admiratorem nowego papieża. Obserwowałem jego wizytę w Brazylii i widziałem, w jak naturalny sposób wychodzi naprzeciw wyzwaniom współczesnego świata. Nie kłaniając mu się – skoro na kontynencie, który ma taki problem z narkotykami tak klarownie, ma się rozumieć negatywnie, odniósł się do postulatu ich legalizacji. Widziałem też jego wspaniały kontakt z tłumami.
Papież próbuje sięgnąć po religijność średniowiecznych zakonów żebrzących – stąd to przybrane imię, choć sam przecież jest jezuitą. Te zakony osobistą skromność i pomysł na reformę Kościoła w tym duchu łączyły nie tylko z żarliwością, ale i z ortodoksją. Naturalnie jednak ta wrażliwość zderza się ze stylem polskiego Kościoła, może nie bardzo bogatego, ale cieniącego sobie widowisko, ostentację. A ostatnio na dokładkę pod naporem nieprzyjemnych zmian bardzo upolitycznionego. I szukającego w swoistym triumfalizmie odtrutki na kolejne agresywne lewicowe kampanie, które Zachód ma już w dużej mierze za sobą, a które nas ciągle zaskakują i bolą.
Chcielibyśmy, aby Franciszek bardziej rozumiał i czuł tę naszą wrażliwość? To naturalne. Ale mówiąc już całkiem wprost: my też otwórzmy się na jego sposób myślenia i odczuwania. I nie przyjmujmy postawy obronnej, wedle której nawet krytyka pojedynczego biskupa czy księdza jest zawsze atakiem na Kościół. Bo to nieprawda, a na dokładkę to odpycha wielu wrażliwych ludzi od Kościoła. Jako jedna więcej korporacja ma on szansę przyciągać tylko tych, którzy są już przekonani.
Mówiąc nieco cynicznie, nowy papież chce wszystko zmienić, żeby wszystko zostało po staremu. Czasem chce zmieniać być może zbyt pośpiesznie, ale kierunek jest słuszny. Nie powinniśmy zostawiać tego papieża Katarzynie Wiśniewskiej, Monice Olejnik i Tomaszowi Lisowi. Jako rzecznicy Kościoła ubogiego są oni szczególnie śmieszni, ale przede wszystkim są niewiarygodni jako uzdrawiacze jakiejkolwiek religii, Spróbujmy choć trochę odzyskać tego papieża. Może nie jest za późno?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/163441-operacja-franciszek-trwa-czerska-odbiera-polskiemu-kosciolowi-nowego-papieza-co-na-to-konserwatysci