Kto się boi Kościoła wiernego sobie? Nie sądzę, żeby jego przesłanie powinno odtąd brzmieć: róbcie, co chcecie. "Wyborczej" i Makowskiemu w odpowiedzi

Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Nie wiem, na jakiej podstawie Jarosław Makowski twierdzi, że papież Franciszek zmienił strategię Kościoła wytyczoną przez swoich dwóch poprzedników. Fakty są takie, że Jan Paweł II i Benedykt XVI wytyczali linię Kościoła w ciągu wielu lat przez  wypowiedzi oficjalne, w tym (szczególnie ten pierwszy) przez liczne encykliki, zaś obecny Papież – z przyczyn oczywistych – jeszcze takiego dorobku doktrynalnego nie ma. Jego jedyna, jak dotąd, encyklika „Lumen Fidei” nie jest jego autorskim dziełem: zaczął ją jeszcze Benedykt, a Franciszek dokończył. Nowy papież jest na urzędzie dopiero 4 miesiące. To zbyt krótko, żeby on mógł w pełni pokazać, jak widzi Kościół w relacji ze światem, i żebyśmy my mogli ocenić czy i jakie są różnice w stosunku do poprzedników. Na razie widoczna jest owszem, różnica akcentów.

Jeśli jednak zabieram głos w tej sprawie, to nie dlatego, żeby spierać się o to czy pontyfikat Franciszka jest, czy nie, głęboką zmianą w Kościele. Być może to, co już dziś widzimy w nauczaniu Franciszka, z czasem utrwali się w doktrynę i w długoletnią praktykę, i wtedy trzeba będzie przyznać Makowskiemu rację. Ale to jest rzecz wątła.

Rzecz poważna jest taka, jakiego Kościoła chciałby Makowski, a jakiego chciałbym ja. Otóż pisze szef Instytutu Obywatelskiego:

Poprzedni papieże chcieli pouczać świat, wyznaczać mu normy postępowania i zasady działania. Franciszek postępuje inaczej: nim wyjdziemy do świata, powiada, musimy się zmienić my – uczennice i uczniowie Chrystusa. Musimy pokazać, że jesteśmy wiarygodnymi świadkami Chrystusa. Inaczej nikt nie będzie nas słuchać.

Mam z takim postawieniem problemu kłopot. Nie myślę przeczyć, że wiarygodność Kościoła bardzo ucierpiała ostatnimi laty, a więc zgadzam się ze stwierdzeniem, że bez jej odbudowania Kościół skazany jest na powolny schyłek. Pytanie tylko, po co mianowicie chcemy odbudowy utraconego prestiżu Kościoła.

Ja bym chciał tej odbudowy po to, żeby Kościół mógł wiarygodnie głosić swoją Prawdę, która jest i zawsze pozostanie niewygodna: trudna, wymagająca, niekiedy karcąca. Makowski, jeśli go dobrze rozumiem, chce czegoś odwrotnego, chce Kościoła, który porzuci swój dyskurs etycznych wymagań. No bo niby dlaczego to źle, że – jak pisze Makowski - poprzedni dwaj papieże „chcieli pouczać świat, wyznaczać mu normy postępowania i zasady działania”. Przepraszam bardzo, ale Kościół między innymi od tego jest. Jasne, że zmieniają się obyczaje życia publicznego, nie żyjemy w średniowieczu i Kościół musi uwzględniać współczesny kontekst, wymogi, które on stawia. W kontekście demokratycznym takim wymogiem jest świeckość państwa; Kościół tak musi prowadzić swoją misję, żeby nie zastępować państwa, nie stawiać się ponad prawem etc., ale przecież z tego nie wynika, że ma przestać głosić swoje orędzie. W nim jest oczywiście przesłanie przede wszystkim religijne, metafizyczne, ale jest też pewna liczba zaleceń dla wyznawców (zgoda: nie dla wszystkich obywateli) w porządku etycznym. W tym sensie Kościół nie może przestać „pouczać świata”.

Otóż mam wrażenie, że Jarosław Makowski występuje w chórze z tymi, którym nie chodzi o żaden tam lepszy (bardziej wiarygodny) Kościół, tylko o Kościół mniej wymagający. Taki, który powie wiernym: zakaz in vitro? – zapomnijcie, zakaz aborcji? – zapomnijcie, niedziela dniem wolnym od pracy? -  zapomnijcie. W ogóle róbcie co chcecie, Kościół nie ma wobec was żadnych oczekiwań i żadnych wymagań.

Od wielu tygodni taką nutę słychać z „Wyborczej”, w najnowszym wydaniu na tę nutę śpiewa w editorialu na pierwszej stronie Aleksandra Klich („GW”, 3-4 sierpnia): Kościół polski boi się Franciszka, bo ten chce w nim wszystko zmienić, zaś nasi konserwatywni hierarchowie nie chcą zmieniać niczego – powiada publicystka. Otóż, nie sądzę, żeby Franciszek rzeczywiście chciał w Kościele wszystko zmieniać, i nie sądzę, żeby Kościołowi rzeczywiście potrzebna była zmiana wszystkiego. Nie sądzę, żeby jego przesłanie powinno odtąd brzmieć: róbcie, co chcecie.

Czegoś takiego Kościół ogłosić nie może, bo to by się równało jego totalnej abdykacji z misji, przyjętej ponad 2 tysiące lat temu, ale nie na dwa tysiące lat, tylko „aż do skończenia świata”.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych