Bóg, Honor, Powstanie w Chicago. "Historia lubi się powtarzać, dlatego trzeba pamiętać o ludziach którzy walczyli o wolność i za nią zginęli"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Rafał Muskała
fot. Rafał Muskała

Tak jak w Warszawie w rocznicę „Godziny W”, równo o siedemnastej na cmentarzu w Niles pod Chicago zawyła syrena alarmowa. I policjanci na minutę wstrzymali ruch na głównej ulicy - Milwaukee Avenue, na której stali organizatorzy z biało-czerwonym sztandarem i wieńcem w kształcie kotwicy, symbolu Polski Podziemnej.

Pod pomnikiem katyńskim na cmentarzu w Niles (30 tysięczne miasteczko przylegające do Chicago) była klasyka gatunku: złożenie wieńców, przemówienia, Mazurek Dąbrowskiego, pieśni powstańcze i oczywiście wspomnienia żyjących jeszcze powstańców.

To był wspaniały entuzjazm, nie do powtórzenia

- powiedział mi o swojej „Godzinie W” Ryszard Fiks ps. Lwowiak walczący w zgrupowaniu „Gurt” na Śródmieściu. A najważniejsze wspomnienie z Powstania?

Sam złapałem zasobnik z amerykańskiego zrzutu. Cały oddałem do dowództwa. Wyjąłem sobie tylko mundur amerykański, w którym poszedłem do niewoli

– wspominał.

Ale najciekawszy był fakt, że całą imprezę zorganizowali dwudziestoparolatkowie w kilka dni. 28-letni Sebastian Lubera, który wyjechał z Polski w poszukiwaniu pracy powiedział mi, że chciał „zrobić coś dla Polski”.

Bóg, Honor, Ojczyzna – to jest symbol naszej historii. I to są trzy najważniejsze słowa, które każdy młody czy dorastający człowiek powinien pamiętać. A jak nie pamięta, to się douczyć, choćby tak jak ja, oglądając serial „Czas Honoru”. Bierzmy też przykład z tych starszych osób, bo tak niewiele ich zostało

– mówi mi Lubera, pokazując na kombatantów. Zarabia na chleb ciężką pracą fizyczną i choć sam jest z Krakowa, Powstanie Warszawskie czci, bo to „symbol narodowy”. Podobnie wypowiada się drugi z organizatorów.

Trzeba wiedzieć skąd się jest, żeby wiedzieć dokąd się zmierza. My jesteśmy z Polski, historię trzeba pielęgnować, żeby nasze dzieci wiedziały w która stronę iść

- mówi Darek Suligowski z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.

Na cmentarzu zjawił się też bokserski mistrz świata wagi półciężkiej organizacji IBO, Andrzej Fonfara. Dlaczego przyszedł, mając za nieco ponad dwa tygodnie walkę o tytuł w Chicago?

Mieszkałem jakiś czas temu w Warszawie, więc utożsamiam się z tym miastem. Przede wszystkim przyjechałem upamiętnić tych, którzy zginęli, żebyśmy mogli żyć w wolnej Polsce i mówić po polsku. Ja jestem wojownikiem i na pewno bym walczył, a na pewno za Ojczyznę

- powiedział mi Fonfara. Byli też - a jakże - kibice Legii Warszawa.

Legia jest zawsze na obchodach Powstania Warszawskiego. Zawsze cześć i chwała bohaterom!

– odpowiedział na moje pytanie kibic w koszulce „obrońca Warszawy”.

Łącznie kilkadziesiąt osób przyszło w powszedni, amerykański dzień, aby dać wyraz o pamięci o polskich bohaterach. Marcin przyszedł na cmentarz z kilkuletnią córeczką, obleczoną w koszulkę z wizerunkiem Małego Powstańca i podpisem „Byłem taki jak Ty, poszedłem na wojnę. Proszę, zapamiętaj mnie”. Pytam ojca – Marcina, dlaczego przyszedł z dzieckiem?

Staramy się przekazywać dzieciom wiedzę o Polsce, o Powstaniu, o wydarzeniach historycznych. Media tego troszeczkę nie pokazują a jeśli już, to że Powstanie było niepotrzebne. Nie wiem czy tak było, ale nie mieli innego wyjścia, powstanie musiało wybuchnąć i zrobili, co mogli

– tłumaczy mi.

Całość imprezy nie mogłaby się odbyć bez pomocy burmistrza Niles, który załatwił policjantów i zatrzymanie ruchu na Milwaukee Avenue na minutę pamięci. Zaprosił się też uczestników na poczęstunek (w tym wojskową grochówkę) do domu bankietowego, którego jest właścicielem. Pytam Andrew Przybylo (choć Polak z pochodzenia, to rozmawiamy już tylko po angielsku) czy „powinniśmy czcić powstańców tak wiele lat po zrywie”.

Zawsze. Chwalcie ich, oddawajcie im cześć, róbcie wszystko, żeby zachować o nich pamięć. Bo jeśli nie wy, to kto zachowa pamięć? A przecież historia lubi się powtarzać, dlatego trzeba pamiętać o ludziach którzy walczyli o wolność i za nią zginęli

– mówi mi burmistrz Niles, wybrany na to stanowisko zaledwie w kwietniu.


Paweł Burdzy z Niles

zdjęcia Rafał Muskała

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych