Znowu przed rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego wróciło pytanie o sens tego zrywu. Tym razem przyczynkiem do niej jest moda na ośmieszanie powstania. Muszę przyznać, że nie rozumiem, dlaczego zamiast skupiać się na dramacie i heroizmie powstańców, czyli narracji, która kształtuje i buduje narodową dumę, powtarzamy propagandowe tezy, które można sprowadzić do stwierdzenia, że powstanie nie miało realnych szans i dlatego było bez sensu. Takie tłumaczenie służy zdjęciu odpowiedzialności z zachodnich mocarstw, które muszą jakoś wyjaśnić swoją bierność i zdradę Polski i wyręcza propagandę sowiecką, bezmyślnie powtarzając jej kłamstwa.
Każda rozmowa o Powstaniu Warszawskim wzbudza we mnie porywy serca powodowane historią mojej rodziny. Moja Mama urodziła się podczas powstania. Babcia była wówczas w mocno zaawansowanej ciąży, a mój Dziadek był przedwojennym sędzią. W powstaniu walczyły siostry Babci, a jedyny Brat był więziony na Pawiaku i zginął rozstrzelany w Palmirach. Babcia często powtarzała o jego heroicznej postawie, o tym, że nie wydał nikogo z członków podziemia AK.
Pradziadkowie mieli kamienicę na Powiślu, która w wyniku powstańczych działań została całkowicie zniszczona. Niestety wszystkie rodzinne pamiątki pochłonęła zagłada Warszawy. Ocalała jedna rzecz. Zachowała się sukienka, w której Babcia opuszczała Warszawę. Wypędzanych z domu mieszkańców stolicy gromadzono w obozie przejściowym utworzonym na terenie dawnych zakładów kolejowych w Pruszkowie. Z tego obozu dziadka wysłano na roboty przymusowe do Niemiec.
Pamiętam z opowieści uznanie Babci, że wśród niemieckich żołnierzy znajdowali się również tacy, którzy okazywali potrzebującym Polakom ludzkie odruchy. Wspominała o młodym żołnierzu, który obsługiwał wspomniany obóz w Pruszkowie. A wracając do pytania o sens Powstania Warszawskiego chcę podkreślić, że nigdy nie słyszałem z ust Babci wątpliwości, co do konieczność ówczesnej walki, czy też słów narzekania w związku z ofiarę tysięcy ludzi. Mimo, że nasza rodzina straciła praktycznie wszystko.
Inną rzeczą jest to, że powstanie zapewne i tak by wybuchło, bo usilnie dążyli do tego Sowieci. SS i Wehrmacht zdecydowało się na bestialskie rozprawienie z Polakami w momencie, gdy klęska III Rzeszy w całej wojnie była już na horyzoncie. Związek Sowiecki był już na progu hitlerowskiego państwa. Nic w tym dziwnego, że Sowieci prowokowali Polaków nazywając Armię Krajową „faszystowskimi tchórzami” i „kolaborantami”. Oddanie Polaków w ręce niemieckiej armii było dla Sowietów wygodne. Tak samo, jak każde straty, które powstańcom uda się zadać Niemcom. Z tych właśnie powodów powstańcy i ich przywódcy zdawali sobie sprawę z realności sowieckiej prowokacji zmierzającej do wzniecenia powstania. W tej sytuacji chodziło już tylko o to, czy Polska krew będzie przelewana za wolność, czy za "sowiecki pokój".
W momencie wybuchu powstania gasła nadzieja na pomoc sojuszników i ratunek Polsce. Warszawa wiedziała, że jej opór obliczony jest na chwilę. Świadomość dysproporcji sił miało tysiące młodych ludzi, którzy 1 sierpnia 1944 r. ruszyli do walki. Skąd zatem w powstańcach ta wola walki i entuzjazm? Zryw tysięcy często bardzo młodych mieszkańców stolicy można nazwać ostatnią szansą obudzenia sumienia świata, zmobilizowania aliantów do działania. Nie chodziło o jakieś nadzwyczajne działania. Wystarczyło zrobić to, co Zachód mógł uczynić. Wysłać samoloty z bronią, i żywnością, które niestety zbyt późno pojawiły się nad niebem Warszawy.
Pamiętamy dzisiaj nie tylko o żołnierzach, ale i o około 200 tys. cywilnych ofiar tego zrywu. Oddajemy chwałę bohaterskiemu miastu i bohaterskiej Polsce. Warszawa „nosi na sobie blizny najbardziej krwawego ze wszystkich powstań polskich. I chociaż legła wówczas w popiołach i gruzach, ale pokonana nie została”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/163289-bohaterska-warszawa-dumna-polska-i-chociaz-legla-wowczas-w-popiolach-i-gruzach-ale-pokonana-nie-zostala