Córka białoruskiego przedsiębiorcy, została pobita i wywieziona do lasu. Sprawcy pomazali jej twarz czarną farbą

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot: Biełsat
fot: Biełsat

16-letnia córka białoruskiego przedsiębiorcy związanego z opozycją Wiaczasłaua Szeleha została porwana, pobita i pomazana farbą przez nieznanych sprawców. Przedsiębiorca uważa, że ma to związek z jego działalnością opozycyjną - pisze w Karta'97.

Natalla Szeleh została uprowadzona w sobotę rano, gdy szła na stadion, gdzie zamierzała pobiegać. Dziewczyna mówi, że uderzono ją w głowę i że straciła przytomność. Nieznani sprawcy wywieźli ją do lasu, a gdy się po kilku godzinach ocknęła, okazało się, że jest pomazana na twarzy i rękach czarną farbą, zabrano jej buty i porwano ubranie. Do rodziców zadzwoniła z telefonu, który jej udostępnił przejeżdżający drogą kierowca.

Według relacji przedsiębiorcy miesiąc wcześniej ostrzyżeni na łyso mężczyźni grozili jego córce, że jeśli będzie wychodzić z domu, wywiozą ją do lasu i zgwałcą.

Szeleh, który mieszka w z Bobrujsku, wiąże napaść na córkę ze swoją działalnością polityczną. W 2010 roku wchodził w skład grupy inicjatywnej zbierającej podpisy pod kandydaturą opozycyjnego kandydata na prezydenta Andreja Sannikaua, jest także członkiem komitetu na rzecz utworzenia partii Białoruska Chrześcijańska Demokracja (opozycyjnej).

Porwanie mojej córki to nie tylko próba zastraszenia mnie osobiście. To przestroga dla całego społeczeństwa obywatelskiego: zobaczcie, co się stanie z waszymi dziećmi, jeśli nie zamknięcie ust na kłódkę.

- powiedział Szeleh portalowi Karta'97.

Szeleh sądzi, że córkę porwano także dlatego, że on sam przygotowuje skargę na dekret prezydenta Alaksandra Łukaszenki do Komitetu Praw Człowieka, organu kontrolnego powołanego na mocy Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych z 1966 roku.

W 2006 roku, gdy przedsiębiorca miał sklep ze sprzętem gospodarstwa domowego, skonfiskowano mu cały towar po kontroli państwowej, podczas której znaleziono - jak pisze Karta'97 – "jeden, jakoby nieprawidłowo wypełniony druk". Kiedy Sąd Najwyższy unieważnił decyzję o konfiskacie, cały towar oszacowany na 93 mln rubli białoruskich (33 tys. zł) był już przez państwo sprzedany po cenie niższej od rynkowej. Ministerstwo finansów odmówiło mu zwrócenia całej tej kwoty, gdyż zgodnie z prezydenckim dekretem państwo może zwracać jedynie sumy, które wpłynęły do budżetu, a do budżetu trafiło po sprzedaży tylko 60 mln rubli (21 tys. zł).

Wyczerpawszy całą procedurę apelacji w kraju przedsiębiorca postanowił napisać skargę do Komitetu Praw Człowieka i obecnie szykuje niezbędne dokumenty. "Myślę, że służby specjalne dowiedziały się o tym i postanowiły wywrzeć na mnie presję. Bo w odróżnieniu od innych skarg kierowanych przez Białorusinów, moja nie dotyczy działań pomniejszych urzędników, lecz dekretu samego prezydenta" - powiedział Karcie'97 przedsiębiorca.

Komitet Śledczy wszczął sprawę w związku z porwaniem Natalli Szeleh z artykułu o chuligaństwo.

PAP, lz

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych