Ci, którzy ten gospodarczy i finansowy zegarek zepsuli, raczej go nie naprawią

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. sxc.hu
fot. sxc.hu

Pesymiści okazali się realistami, prezes Rady Ministrów zaś w kwestii budżetu po prostu kłamał lub – nie wiemy, co gorsze – oszukiwał sam siebie – piszą Janusz Szewczak i Ryszard Czarnecki na łamach "Rzeczpospolitej".

Polityk PiS i główny ekonomista SKOK uważają, że niezbędne jest przedstawienie rzetelnej informacji na temat stanu polskich finansów:

Prawda o stanie polskiej gospodarki i finansów publicznych staje się dziś coraz bardziej niezbędna. Nasza rzeczywistość gospodarcza i stan finansów publicznych coraz bardziej zaczyna się rozmijać, zarówno z realiami i prognozami, jak i z odczuciami zwykłych ludzi – 70 proc. Polaków podzielających pogląd, że kraj zmierza w złym kierunku, powinno być wyraźnym sygnałem dla rządzących


- piszą autorzy artykułu. Przypominają, że jeszcze pół roku temu minister finansów Jacek Rostowski zapewniał Sejm, Senat, rząd i Polaków, że budżet na 2013 rok. jest bezpieczny, stabilny, prowzrostowy i dobrze skonstruowany. Wzrost PKB miał wynieść 2,2 proc., inflacja aż 2,7 proc., bezrobocie miało zmaleć do 13 proc., a dochody z podatków wyraźnie rosnąć.

Deficyt budżetu państwa miał się zamknąć na poziomie 35,6 mld zł, a deficyt sektora finansów publicznych miał spaść poniżej 3 proc. w relacji do PKB

– wyliczają.
Podkreślają też, że wszelkie  uwagi krytyków, opozycji czy po prostu realistów były brutalnie tłumione i lekceważone, a minister finansów grzmiał z trybuny sejmowej, że nie będzie Budapesztu w Warszawie. Tyle że to właśnie wobec Węgier Komisja Europejska zniosła procedurę nadmiernego deficytu, a nie wobec nas.

A przypomnijmy, że nasza porażka w walce z nadmiernym deficytem może grozić odebraniem Polsce 50 proc. przyznanych już unijnych środków strukturalnych, szacowanych na blisko 73 mld euro

– zauważają Czarnecki, Szewczak.
Reasumując wszystkie te okoliczności autorzy stwierdzają:

pesymiści okazali się realistami, prezes Rady Ministrów zaś po prostu kłamał lub – nie wiemy, co gorsze – oszukiwał sam siebie.

Tegoroczny wzrost PKB może wynieść pomiędzy 0,8 a 1 proc., inflacja może się rozgościć na dłużej na poziomie zaledwie 0,5–0,8 proc., w czerwcu wyniosła zaledwie 0,2 proc., a deficyt sięgnie nie 35,6 mld zł, ale nawet 60–65 mld zł.

I dodają:


Już w połowie tego roku mamy ewidentną zapaść w dochodach podatkowych, zwłaszcza w VAT, CIT i akcyzie. Owa zapaść na razie zapowiada uszczuplenie dochodów budżetu państwa na poziomie 24 mld zł, ale równie dobrze może się okazać w drugiej połowie roku, że przy całkiem realnym braku ożywienia gospodarczego owych wpływów podatkowych może być jeszcze mniej. To już nie tyle „dziura Tuska”, wielka dziura budżetowa, ile − jak ujął to satyryk Jan Pietrzak − „Rów Mariański”.


Czarnecki i Szewczak przestrzegają też, że nie ma co epatować opinii publicznej i sztucznie poprawiać sobie nastroju faktem, że po czerwcu deficyt budżetu państwa na ten rok obniżył się z 87 proc. do 70 proc., bo NBP przyszedł z odsieczą i wpłacił ekstraprezent 5,3 mld zł z tytułu tzw. wpłaty z zysku. Podobnie jak wpadać w dobre samopoczucie i przekonanie, że nowo wprowadzana reguła wydatkowa rozwiąże główne problemy polskich finansów publicznych.

Stąd decyzja premiera Tuska o konieczności nowelizacji budżetu, zmian w ustawie o finansach publicznych to umożliwiających i zapowiedź „manewrowania” z deficytem

„Manewrowania”, które ma ponoć nie zaboleć polskiego społeczeństwa. Z manewrowaniem trzeba być zawsze bardzo ostrożnym, przekonał się o tym boleśnie kapitan włoskiego statku wycieczkowego „Costa Concordia”, a zwłaszcza jego pasażerowie. Trzeba bardzo uważać z owym „manewrowaniem”, gdy paliwa zaczyna brakować, hamulce puściły, a droga to same serpentyny

- piszą ekonomista i polityk.

Według nich jest już najwyższy czas, by dokonać rzetelnego, profesjonalnego bilansu otwarcia, gdyż jako społeczeństwo, podatnicy i przedsiębiorcy musimy wiedzieć, na czym naprawdę siedzimy.

Autorzy zaznaczają też, że nowelizacja tegorocznego budżetu, potencjalna likwidacja OFE, zapaść dochodów podatkowych już tego lata oznacza praktycznie nowe rozdanie w sferze finansów publicznych.

Skoro z tym budżetem są tak ogromne problemy koncepcyjne i proceduralno-prawne, to niemożliwe może okazać się przygotowanie realistycznego budżetu na 2014 rok do końca września

– prognozują. Zastanawiają się też, czy możliwy jest taki scenariusz, żeby w wyniku nieprzedstawienia parlamentowi budżetu w konstytucyjnym terminie,  doszło  rozwiązania Sejmu i przedterminowych wyborów.

Mogłoby to być traktowane jak próba ucieczki z tonącego okrętu i ratowania czego się da. Wyniki wyborów w konstytucyjnym terminie (2015) byłyby bowiem dla PO zapewne miażdżące

– czytamy w "Rzeczpospolitej".


Autorzy artykułu przypominają też słowa samego ministra finansów Jacka Rostowskiego: „bez wiarygodności nie ma bezpieczeństwa, ale co najważniejsze, bez bezpieczeństwa nie ma rozwoju gospodarczego”.

I konkludują:

Kolejne obietnice i zaklęcia, brak koncepcji, co dalej robić, może się okazać szczególnie groźne, jeśli próby przeciwdziałania skutkom kryzysu będą się nadal opierać na życzeniowym myśleniu, błędnych prognozach, podrasowanych wskaźnikach, na zaklinaniu rzeczywistości i medialnej propagandzie, tym bardziej że strefa euro jeszcze długo pozostanie w recesji i błędnym kole cięć i oszczędności. Prawdziwy obraz stanu polskich finansów publicznych i gospodarki powinien sprzyjać, a nie zagrażać bezpieczeństwu ekonomicznemu Polski i Polaków. Dlatego gruntowny remanent jest tak bardzo pożądany. A ci, którzy ten gospodarczy i finansowy zegarek zepsuli, raczej go nie naprawią.


asa/ Rzczpospolita

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych