Platforma się obnaża. Jedynowładztwo w PO nie jest już w tej partii, a nawet w jej kierowniczych instancjach, czymś wstydliwym

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Rafał Guz
Fot. PAP/Rafał Guz

Odkąd Donald Tusk ogłosił, że nie wie, czy znajdzie czas na debatę z Jarosławem Gowinem – swoim jedynym konkurentem w walce o przywództwo Platformy Obywatelskiej – w PO jakby ucichł entuzjazm dla tej debaty. Owszem, jakiś tydzień temu opowiedział się za nią nie byle kto, bo sam Grzegorz Schetyna, ale potem coraz głośniej było słychać tych, którzy wątpią w użyteczność takiej debaty.

Niedawno powątpiewała w to Hanna Gronkiewicz-Waltz na antenie Tok FM. Co ciekawe, prezydent Warszawy powiedziała, że cieszy się z faktu, iż znalazł się kontr-kandydat dla Tuska, ale zarazem oceniła, że debata jest niepotrzebna. Ciekawe, jak pani prezydent godzi ze sobą te dwie opinie, bo na zdrowy rozum wydają się one sprzeczne. Wiceprzewodnicząca PO wypowiadając się przeciw debacie nie starała się jednak pokazać Gowina jako awanturnika, uznając jedynie, że w wyborach na przewodniczącego partii nie ma potrzeby urządzać tego rodzaju konfrontacji poglądów (ma to, jej zdaniem, sens w prawyborach przed wyborami prezydenckimi).

Jak się wkrótce okazało, na tle innych przywódców tej partii pani prezydent przedstawia stanowisko całkiem demokratyczne. Okazało się mianowicie, że można będąc prominentnym politykiem PO protestować przeciwko debacie Tusk-Gowin z pozycji „centralizmu demokratycznego”. Młodszym czytelnikom przypomnę, że „centralizm demokratyczny” to był koncept obowiązujący w PZPR i opisujący jej niedemokratyczny charakter w taki właśnie zawoalowany sposób.

Otóż zwolennikiem nowocześniejszej odmiany „centralizmu demokratycznego”, odmiany dopasowanej do naszych czasów, jest pani Ewa Kopacz, która w sprawie ewentualnej debaty deklaruje ni mniej, ni więcej, tylko to:

Uważam, że jest zupełnie nie potrzebna. Pan Jarosław Gowin jest w tej chwili osobą, która próbuje zaistnieć w mediach i pokazywać siebie, jako lidera partii. Nie miał takich pomysłów i nie miał pomysłów na Platformę Obywatelską wtedy, kiedy miał pełne instrumenty w swoich rękach, mianowicie był ministrem tego rządu. (…) Dzisiaj uważam, że jego ego podpowiada mu tylko i wyłącznie takie wzywanie do debaty. Poglądy Donalda Tuska są znane wszystkim (…). I pewnie nie ma takiego członka Platformy Obywatelskiej, który dziś nie znałby poglądów Tuska w sposób dostateczny. Więc nie widzę takiej potrzeby (przeprowadzenia debaty). Natomiast, jeśli ktoś chce poznać nowego Gowina, niekoniecznie takiego, który identyfikuje się z Platformą, to nich pan Gowin się nie krępuje, niech sobie jeździ po terenie, niech sobie robi te debaty z członkami PO i pokazuje ten odkrywczy, nowy program” (cytuję za „Rzeczpospolitą”).

Czytam i oczom nie wierzę. Ten przymilny ton w stosunku do szefa i to lekceważenie w stosunku do tego, który rzucił szefowi rękawicę. Gdyby takie myśli pojawiły się w głowie jakiegoś działacza niskiego szczebla, powiedziałbym: działacz niskiego szczebla chce awansować. Gdyby jednak takie opinie, tak jawnie w duchu „centralizmu demokratycznego” zostały głośno wypowiedziane na owym niskim szczeblu partii, uznałbym to za kompromitujące dla tego człowieka i dla jego organizacji PO. Kiedy jednak takie rzeczy mówi marszałek Sejmu, osoba powołana do dbania o kulturę demokratycznej debaty, sprawy mają się gorzej.

To bowiem znaczy, że jedynowładztwo w PO nie jest już w tej partii, a nawet w jej kierowniczych instancjach, czymś wstydliwym. W ten sposób Platforma przekracza kolejny próg.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych