Teatrzyk „Przegniły batonik” przedstawia sztukę z życia kleru „Wojtek Lemański szoł”. Pochanke: Niech będzie pochwalony. Lemański: Raczej dzień dobry...

fot. PAP/ Leszek Szymański
fot. PAP/ Leszek Szymański

Występują:

Ks. Lemański – ksiądz otwarty i nowoczesny

Justyna Pochanke – dziennikarka TVN24

 

Miejsce: studio TVN24. W studiu ks. Lemański w koszuli z koloratką i Justyna Pochanke (bez koloratki).

 

Pochanke: Niech będzie pochwalony.

Lemański: Raczej dzień dobry. W końcu jesteśmy w świeckiej telewizji i nie chcemy chyba nikogo wykluczać.

Pochanke: Słusznie. Jak ksiądz daje sobie radę?

Lemański (wzdycha): Ano… ciężko jest. Ciężko, pani redaktor. Bo tak: trzeba bardzo wcześnie wstać, żeby dojechać do Warszawy do Radia Zet na rano. Potem Jedynka radiowa, potem Polsat News, potem u państwa… I tak niemal dzień w dzień muszę wyjaśniać, dlaczego niesprawiedliwie nałożono na mnie zakaz wypowiedzi w mediach. Ciężko, naprawdę.

Pochanke: Tak, ale ja miałam na myśli…

Lemański: …a przecież kiedyś tam jeszcze jakąś mszę trzeba odprawić. Ja przepraszam, że ja tu o takich religijnych sprawach…

Pochanke: Nie szkodzi, w końcu ksiądz jeszcze jest księdzem. Ale pytałam raczej o sytuację księdza w związku z konfliktem z tak zwanym hierarchą. Wiadomo, którym.

 

W tle zaczyna pobrzmiewać Marsz Imperium z „Gwiezdnych Wojen”, a na telebimie za plecami pojawia się wykrzywiona w nienawistnym grymasie twarz abp. Hosera.

Lemański: No cóż, nie powiedziałem wszystkiego. Biskup podczas wiadomego spotkania nie tylko spytał mnie – wiadomo, o co. Na dodatek nie poczęstował mnie herbatą, choć sam pił, a na koniec, jak wychodziłem, podstawił mi nogę.

Pochanke (z troską): A może to było przypadkiem?

Lemański: Na pewno nie, bo tak jakoś krążył wokół mnie, jakby szukał dogodnej pozycji i potem: bach, nogę mi podstawił. Ale się nie przewróciłem. Złapałem się stolika i zrzuciłem niestety wazonik… No i jeszcze będę musiał za niego oddać. Z własnej kieszeni.

Pochanke (wstrząśnięta do kamery): Oto przerażający obraz bestialstwa biskupa Henryka H., któremu dowiedziono już współudział w rwandyjskim ludobójstwie. Teraz swoje mordercze instynkty wyładowuje na osobie jednego z niewielu polskich naprawdę otwartych i porządnych kapłanów. Przypomnijmy, że ksiądz Lemański uległ przemocy, gdy siepacze biskupa wyrzucili go niemal na bruk z parafii. A teraz jeszcze te gestapowskie metody: niepodanie herbaty, podstawienie nogi… No i karygodny brak skromności, o którą tak zabiega papież Franciszek: ten wazonik, na pewno kosztowny…

Scena obraca się. Znika studio, dekoracja w tle przedstawia zabudowania parafii w Jasienicy. Ks. Lemański na proscenium w atrakcyjnym układzie choreograficznym, na scenę wbiegają girlsy w skąpych strojach z piórkami w pupach.

Lemański (na melodię „Pojedziemy na łów”): Jestem sobie Wojtuś, Wojtuś, Wojtuś Lemański.

W tefauenie łóżko mam, prawie stąd się nie ruszam, a Hosera czniam.

Będę tak jak Luter, Luter, albo i więcej.

Skromny jestem bez dwóch zdań, w „Wyborczej” przyjaciół mam, a Hosera czniam.

Publiczność zostaje wciągnięta do radosnego tańca, bileterki rozdają darmowe egzemplarze „Wyborczej”, dziatwa bierze udział w konkursie rzucania rzutkami do wizerunku biskupa H. W związku z ogólnie radosną atmosferą, kurtyna nie zapada.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych