"Jeżeli sobie ufamy, to łatwiej się żyje, nie ma wysokich kosztów jak mury, zamki czy wielostronicowe umowy przygotowane przez kancelarie prawne. " - pisze Krzysztof Rybiński na łamach dziennika "Rzeczpospolita".
Jak bardzo różni się życie w wielkim mieście od życia na prowincji autor felietonu miał okazję przekonać się podczas weekendowej wycieczki rowerowej po okolicach Kazimierza nad Wisłą.
Otóż w połowie wycieczki prof. Rybiński przyjechał do Wilkowa – miejscowości znanej głównie z tego, że dwukrotnie była zalewana czasie powodzi w Polsce. Ku zdumieniu felietonisty, nikt tam nie boi się kradzieży.
Nikt nie zamykał rowerów na łańcuch ani samochodów na klucz, wiele miało nawet otwarte okna, gdy wszyscy pasażerowie i kierowca poszli na zakupy. Podjechał jeden samochód i kierowca zamknął go na klucz. Uff, pomyślałem, a jednak to był przypadek, jest tak jak u nas w Warszawie. I potem spojrzałem na rejestrację... warszawska. Jedynym, który zamknął samochód, był mój ziomek z wielkiego miasta, lokalni zostawiali otwarte
- pisze prof. Rybiński na łamach „Rz”.
I wyprowadza z tego następującą refleksję:
Naukowcy określają to mianem kapitału zaufania lub szerzej kapitału społecznego. Jeżeli sobie ufamy, to łatwiej się żyje, nie ma wysokich kosztów jak mury, zamki czy wielostronicowe umowy przygotowane przez kancelarie prawne. A jak uważamy, że każdy nas może okraść, to musimy ponosić te koszty, jakość życia spada, a zza trzymetrowego muru nie widać świata
Zdaniem Rybińskiego to, co prowincja ma do zaoferowania metropoliom, to zaufanie społeczne, a słynne „słoiki”, które w ostatnim czasie przenoszą się do dużych miast, powinny je, obok wałówki przywozić ze sobą.
Rz, lz,asa
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/162033-prof-krzysztof-rybinski-wazne-aby-slynne-ostatnio-sloiki-przywiozly-ze-soba-do-stolicy-poza-walowka-rowniez-solidna-porcje-kapitalu-zaufania