Festiwal trwa. „Parafianie z Jasienicy odgrażają się kurii i arcybiskupowi Hoserowi”. „Gazecie Wyborczej” pozostaje tylko cytować.
I chociaż takie konflikty o odwoływanych proboszczów zdarzały się już wcześniej, ten ma wymiar szczególny. Ci sympatyczni ludzie sądzą, że walczą o swojego miłego znajomego, który pełnił przy okazji rolę ich duszpasterza. A tak naprawdę stawką jest cały Kościół. Czy jego linię będzie wytyczało nauczanie papieża i biskupów czy też kazania Michnika, Wiśniewskiej, Lisa i innych.
Trzeba oddać Lemańskiemu co jego: zapewne w swojej parafii jest ujmującym człowiekiem, a to cecha bardzo przydatna duszpasterzowi. Dlatego tak łatwo mu teraz wejść w rolę pogromcy kościelnej pychy i arogancji, choć przecież spór z Hoserem dotyczy całkiem czego innego, przede wszystkim wystąpień w mediach podważających fundamenty kościelnej nauki.
Przestrzegałem przed tym paradoksem polski Kościół. Uważam, że odpowiedzią na takich ludzi jak Lemański powinni być równie charyzmatyczni kapłani o bardziej tradycyjnych poglądach. Pytanie, ilu ich jest? Gdzie ich szukać? Powiem nawet więcej: nieufność parafian wobec ewentualnego następcy zbuntowanego proboszcza odzwierciedla stereotypowy pogląd zwykłych ludzi na temat przeciętnego polskiego księdza.
Sądzę też, że kościelne władze mogłyby to wszystko rozegrać lepiej. Warto takie drastyczne decyzje ludziom tłumaczyć. Także parafianom z Jasienicy.
Tym niemniej komuś, kto powołuje się tej sprawie na swoistą wolę ludu, dedykuję trochę niszowy film amerykański (nie jestem w stanie odnaleźć jego tytułu, ktoś zapewne go przypomni). To historia sympatycznego nauczyciela historii na amerykańskiej prowincji, który głosił skrajnie antysemickie poglądy. I nikomu to nie przeszkadzało, bo wszyscy go kochali. Aż wreszcie przeciwstawiła mu się jedna z matek. I czekała ją w tym momencie droga przez mękę. Przecież wszyscy woleli wierzyć ulubionemu panu od historii niż badać historię powiedzmy drugiej wojny światowej (a nauczyciel negował holocaust).
Czy parafianie wnikali w zgodność nauczania księdza Lemańskiego ze stanowiskiem magisterium Kościoła? A przecież ten Kościół nie jest federacją samorządnych parafii, gdzie każdy duchowny głosi co chce, byle tylko był sympatyczny.
Polemizując ze mną, Dominika Wielowieyska wyśmiewała rozmaitych duchownych, że wytykali Lemańskiemu otwarte zachwyty na przykład nad linią redakcyjną tygodnika Newsweek, albo nad publicystyką Janiny Paradowskiej. Czy takie „detale” powinny być w ogóle podstawą do represji?
Ciekawe, czy od rabinów Wielowieyska oczekiwałaby wyrozumiałości dla publikacji krwawo antyżydowskich. I dla tych spośród nich samych, którzy nagle zapałaliby do takich publikacji obłąkańczą, samobójczą sympatią. Na miejscu kościelnej hierarchii już dawno zająłbym się księdzem o tak niezwykłych gustach. I zainteresowałbym się tym, co naprawdę wkładał w głowy kochających go wiernych.
Bo przecież „Newsweek” propaguje we wszystkich możliwych sprawach – od eutanazji do zwykłej małżeńskiej wierności poglądy nie tylko akatolickie, ale wulgarnie antykatolickie. Paradowska – tak samo (choć może odrobinę mniej wulgarnie), proszę poczytać jej komentarze z ostatnich kilku lat.
Katarzyna Wiśniewska przedstawia moje boje w obronie tej decyzji Kościoła hierarchicznego w sposób jej właściwy: mam odmawiać prawa oceny kościelnych decyzji każdemu, kto nie byłby kapłanem. To oczywisty nonsens. Nie tylko nie odmawiam, ale sam takie decyzje oceniam, a jako żywo księdzem nie jestem.
Ale rzeczywiście powtórzę po raz 101, nie kierując tego do Wiśniewskiej, bo ona doskonale to rozumie, a do tych, którzy nas czytają: sytuację w której kościelnymi personaliami dyrygują ludzie obcy, często wrodzy jego nauczaniu, uważam za anormalną. I żadne głosowanie nogami tej oczywistości nie zmieni. Prawd wiary nie zmienia się ludowym głosowaniem, a już w szczególności głosowaniem ograniczonym do jednej parafii.
Co nie znaczy, że biskupi nie będą mieli kłopotu, jeśli ograniczą się tylko do zakazów i nakazów. Bo Kościół jest zwłaszcza w dzisiejszych warunkach instytucją dobrowolną. Więc ludzi trzeba także przekonać. Nawet skrajnie niekorzystne warunki medialno-politycznej operacji, wymierzonej w Kościół jako całość, od tego nie zwalniają.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/161980-czy-mozna-byc-ksiedzem-i-amatorem-tygodnika-newsweek-a-czy-rabin-uwielbiajacy-zyda-suessa-bylby-uznany-za-osobe-powazna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.