O środowisku "Gazety Wyborczej" jako o sekcie słyszymy dość często. "Sekta z Czerskiej" to oczywisty niemal dla wszystkich synonim gazety, "której nie jest wszystko jedno". I rzeczywiście, socjologicznie patrząc, sporo jest na rzeczy. Mamy więc grupę, która radykalnie zrywa z dotychczasowym otoczeniem (polskim dziedzictwem), obsesyjnie dyskredytuje inne, zewnętrzne kanały komunikacji (media niepodległe wobec "GW"), przypisuje sobie wyłączność na zbawienie (pomysł na Polskę, walka z "faszyzmem"), wymaga ślepego podporządkowania się charyzmatycznemu liderowi (Adamowi Michnikowi), często ulega fanatyzmowi (choćby antykościelnemu), wywiera psychiczny nacisk na własnych członków (nader częste szantażowanie moralne).
Jak to wygląda w praktyce? Niedawno mieliśmy klasyczny wręcz przykład. Oto po ośmiu latach pracy w "Gościu Niedzielnym" red. Marcin Wójcik przeniósł się do "Wyborczej". Jego prawo, choć tak radykalna ideowo wolta ma w sobie wszystkie cechy zdrady. Ale cóż, taki jest człowiek.
Red. Wójcik na zmianie pracy jednak nie poprzestał. Opublikował w dodatku do „Gazety Wyborczej" artykuł pt. „Ze mną trzeba grzecznie”, w złym świetle stawiający panią profesor Krystynę Pawłowicz. Okazało się, że materiał do tekstu zebrał jeszcze jako dziennikarz "Gościa Niedzielnego". Wójcik nadużył więc w sposób ordynarny zaufania swojej rozmówczyni, naraził także dobre imię swojego pracodawcy, używając jego logo jako kamuflażu. Zachowanie nie do obrony.
Teraz pytanie: czy sam Wójcik chciał takiego scenariusza? Czy miał interes w tym, by narażać się na - słuszne - zarzuty podeptania etyki zawodowej? Oczywiście nie. W jego interesie było możliwie ciche przeniesienie się na Czerską. Po co mu taki bagaż na starcie "nowego życia"? Czyż odium zdrady nie jest wystarczającym obciążeniem? Więcej, w normalnym środowisku red. Wójcika raczej by chroniono przed kolizjami z dawnym środowiskiem, zdając sobie sprawę, że to kwestie delikatne. W "Wyborczej" jest jednak inaczej. Zupełnie inaczej.
Sądzę, że Wójcika zmuszono do uderzenia w swoje poprzednie środowisko. Zasugerowano mu zapewne, że musi wykonać jakiś spektakularny gest, który uwiarygodni go w oczach nowych mocodawców. Coś, co - metaforycznie - sprawi, iż "Adam uwierzy w trwałą przemianę". Coś, co będzie nie tylko wianem w nowym miejscu, ale i dowodem Przejścia, Zerwania. Ostatecznego Zerwania z poprzednim światem. Jak w sekcie.
I Wójcik, sądzę, usłuchał. Uderzył mocno w "Gościa Niedzielnego", uderzył w prof. Pawłowicz. Tak uderzył, że za jednym zamachem zerwał wszelkie kontakty. Z dawnych przyjaciół i znajomych zrobił sobie wrogów.
I oto chodziło. O Przejście do Nowego Świata, o zerwanie ścieżek odwrotu. Jak w sekcie. Jak u Świadków Jehowy, którzy starannie dbają, by nowi adepci szybko i nieodwracalnie zrazili do siebie rodziny, by zadali bliskim - matkom, ojcom, rodzeństwu - głębokie rany.
W przypadku "Wyborczej" zmuszanie do tego typu działań zdaje się być normą. Atakująca Kościół niemal codziennie Katarzyna Wiśniewska zadebiutowała (na łamach "Tygodnika Powszechnego") "reportażem" o siostrach zakonnych. Inni dziennikarze "GW" szczególnie brutalnie atakują tych polemistów, z którymi łączyły ich bliskie relacje - choć równie dobrze tę brudną robotę mógłby wykonać ktoś inny. To jednak mijałoby się z celem, jakim jest ostateczne Zerwanie ze Starym Światem. A później - stałe potwierdzanie owego Zerwania.
Oczywiście, "Wyborcza" osiąga przy okazji inne cele. Pokazując prawicy i Kościołowi, że może werbować najemników nawet w "Gościu Niedzielnym", obniża zaufanie społeczne, sieje niepokój i podejrzliwość. Zgodnie z hasłem: "Nam nie jest wszystko jedno".
A kto wie, może przy okazji charyzmatyczni liderzy środowiska zaspokajają swoje potrzeby psychiczne, w tym potrzebę uwodzenia? Może takim ruchem upewniają się, że druga strona nie ma idei, i jest przekupna?
Najbardziej w tym wszystkim szkoda red. Wójcika. Jak żyć z takim bagażem? Jak patrzeć w lustro? Jak zasypiać?
Nie zazdroszczę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/161955-to-charakterystyczne-ze-red-wojcik-przechodzac-do-wyborczej-musial-uderzyc-w-srodowisko-z-ktorego-wyszedl-jak-w-sekcie