Kuźmiuk: W sprawach finansów od dłuższego czasu nie mówi się Polakom prawdy, a rząd dotarł do muru. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jakub Kamiński
fot. PAP/Jakub Kamiński

Podczas wczorajszej konferencji premier Tusk, zapytany przez jednego z dziennikarzy, szeroko wypowiadał się na temat nowelizacji budżetu. Jednak zapomniał wspomnieć, że obecnie jest to prawnie niemożliwe - najpierw bowiem trzeba dokonać nowelizacji ustawy o finansach publicznych. O sytuacji polskich finansów rozmawiamy ze Zbigniewem Kuźmiukiem, posłem PiS z Sejmowej Komisji Finansów Publicznych.

wPolityce.pl: Premier Tusk podczas konferencji zapytany o nowelizację budżetu wspomniał o progach oszczędnościowych w ustawie o finansach publicznych...

Zbigniew Kuźmiuk: Ażeby dokonać nowelizacji budżetu trzeba najpierw znowelizować ustawę o finansach publicznych, gdzie wymagane będzie zniesienie zapisanego w niej I progu oszczędnościowego wynoszącego 50 proc. PKB. Bez tego niemożliwa jest zmiana planu budżetowego. Premier Tusk coś tam mówi o akceptacji rynków, że on nie chce pogarszać sytuacji ludzi. Prawda jest taka, że doprowadzili obydwaj z Rostowskim do sytuacji, w której nawet znowelizowanie budżetu nie jest możliwe bez zmiany tzw. otoczenia finansowego.

Jak w takim razie można rozumieć to, że premier pomija fakt, że jest to prawnie niemożliwe?

Premier omija prawdę, ukrywa ją przed opinią publiczną. W tych sprawach już od dłuższego czasu nie mówi się Polakom prawdy, a w tej chwili obydwaj panowie Tusk i Rostowski dotarli do muru. Tutaj kluczyć się nie da, nie ma skąd wziąć dodatkowych pieniędzy, więc budżet trzeba znowelizować - podwyższyć zapewne deficyt i obciąć w ostatnim kwartale wydatki tam gdzie się da. Jednak żeby taką propozycję przedłożyć Sejmowi, wcześniej trzeba znowelizować ustawę o finansach publicznych. Grzebanie przy tych progach ostrożnościowych może wywołać złe nastroje na giełdzie i u inwestorów. Do tej pory Tusk z Rostowskim szukali jakiegoś trzeciego wyjścia, np. szybkiego sięgnięcia do OFE - ale i tu się nie udało. Zdaje się, że pod koniec sierpnia - bo wtedy Sejm wróci do pracy po przerwie wakacyjnej, przedłożą nowelizację i będą próbowali udawać, że nic się nie stało. Natomiast naszym zdaniem najpierw potrzebna będzie nowelizacja tej ustawy o finansach publicznych, a dopiero później na tej podstawie można nowelizować budżet. Na razie tego zrobić się nie da.

Czy wynikają z tego jakieś konsekwencje dla Polaków, że nowelizacja budżetu się przedłuża?

Te płatności, które musi realizować budżet, są realizowane. Najwyżej spowolnione zostaną inwestycje, nie będą płacone pewnie faktury w ostatnich miesiącach. Jednak Ci, którzy realizują zlecenia na rzecz budżetu się już do tego przyzwyczaili, że w ostatnich miesiącach roku budżet nie płaci, bo nie ma pieniędzy i przerzuca te wydatki na pierwsze miesiące następnego roku. Nie ulega wątpliwości, że takie załamanie dochodów podatkowych świadczy o tym, że mamy do czynienia z rozpadem systemu podatkowego.

Premier Tusk podczas konferencji wspomniał o "prawnych możliwościach zwiększenia deficytu w ramach akceptowanych przez Europę". O co tutaj może chodzi?

Tutaj istnieje bardzo poważna obawa, że w sytuacji kiedy już i tak nasz dług publiczny jest finansowany w ponad 50 proc. przez inwestorów zagranicznych, którzy - jeżeli zacznie się grzebać przy tzw. progach ostrożnościowych, mogą się wystraszyć. W tej chwili nasze obligacje mają rentowność niezbyt wysoką, w granicach 4-5 proc., natomiast gdyby doszło do jakiejś paniki, to ta rentowność gwałtownie urośnie i będzie trzeba pożyczać znacznie wyższe pieniądze. Tego się właśnie obawiamy. Tusk i Rostowski tą swoją wielomiesięczną niefrasobliwością do tego właśnie doprowadzili.

Od jak dawna premier i minister finansów są świadomi kiepskiej sytuacji polskich finansów publicznych? Czy było możliwe jakieś zaradzenie tej sytuacji?

Załamanie dochodów podatkowych nie nastąpiło z miesiąca na miesiąc. To wyraźnie było już widać w 2012 r. Wtedy do planowanych wpływów z VAT-u zabrakło 12 miliardów złotych. W sytuacji kiedy mieliśmy - wprawdzie nieduży, ale jednak - 0,5 proc. wzrost, prawie 4 proc. inflację. Od momentu wprowadzenia podatku VAT, czyli od połowy 1994 r. jeszcze nie byliśmy w takim położeniu, żeby było takie załamanie wpływów. Potrzebne było uszczelnienie systemu podatkowego, ale z jakichś powodów tej władzy na tym specjalnie nie zależy. Przez to ta dramatyczna sytuacja się teraz pogłębia. W tym roku przeniosła się na akcyzę, na podatek dochodowy od osób prawnych i teraz szybko się tego naprawić nie da. Mamy także bardzo wyraźne spowolnienie, więc po stronie dochodowej jest dramat. A ponieważ wydatki są w miarę stabilne i nie ma gdzie ich ucinać - jest końcówka realizacji programów unijnych, więc panowie Tusk i Rostowski znaleźli się w kropce. Może być tak, że na jesieni nie będą chcieli nam zwyczajnie pożyczać, bądź będą pożyczali bardzo drogo.

not. mc

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych