Przed trzema tygodniami opublikowałem na tym miejscu tekst o wyborach w Elblągu – było to jeszcze przed pierwszą turą. Napisałem, że Jerzy Wilk, kandydat PiS-u, prawdopodobnie wygra pierwszą turę (co się potwierdziło) i że prawdopodobnie zostanie nieznacznie pokonany w drugiej turze przez kandydatkę PO, Elżbietę Gelert (co się nie potwierdziło).
W rzeczywistości nieznacznie (51,74 do 48,26 proc. głosów) Jerzy Wilk pokonał Elżbietę Gelert. Pani Gelert zabrakło do zwycięstwa około tysiąca głosów, więc wszystko się decydowało „na styk”, jedna niefortunna wypowiedź pana Wilka i wynik mógł być odwrotny.
Najważniejszym przesłaniem tamtego tekstu było stwierdzenie, że PiS ma słabą zdolność koalicyjną, w związku z czym przejęcie przez niego władzy w Polsce po wyborach 2015 roku stoi pod znakiem zapytania nawet, jeśli partia Jarosława Kaczyńskiego te wybory wygra – na co wiele dziś wskazuje. Po ostatecznym zwycięstwie kandydata PiS w Elblągu, doszły mnie opinie, że się gruntownie pomyliłem (co do Elbląga), i że w ogóle gruntownie się mylę (co do Polski). Chciałbym to wyjaśnić.
Istotnie pomyliłem się co do Elbląga - tak jak pomyliły się ośrodki badania opinii publicznej. Co się jednak tyczy szans partii Kaczyńskiego na przejęcie władzy w Polsce – podtrzymuję swoją opinię. Nie twierdzę jednak (i nie twierdziłem w tamtym tekście), że PiS na pewno władzy nie przejmie, twierdzę (i twierdziłem), że to będzie to trudne z tej prostej przyczyny, że partia ta nie umie i nie chce współpracować z innymi, a inni to widzą i wyciągają z tego praktyczne wnioski, co się w języku politologicznym nazywa „małą zdolnością koalicyjną”.
Myślę, że nie należy z przypadku elbląskiego wyciągać zbyt daleko idących wniosków i stratedzy PiS-u zrobiliby błąd, gdyby ten sukces uśpił ich czujność. Trzeba przede wszystkim pamiętać, że inna jest logika głosowania (i inne zachowania elektoratu) w wyborach typu JOW, a inne w wyborach proporcjonalnych na listy partyjne. Sądzę, że wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, ale chociaż mamy w Polsce spór o wprowadzenie JOW-ów w wyborach do Sejmu, to obowiązują one od dawna w wyborach na prezydentów miast, burmistrzów i wójtów (także, od niedawna, w wyborach do Senatu, ale tam z racji istniejącego systemu partyjnego, działa to nieco inaczej).
W przyspieszonych wyborach na prezydenta Elbląga mieliśmy głosowanie większościowe w dwóch turach, a w drugiej turze startowało dwoje kandydatów z największą liczbą głosów – czyli tak, jak w wyborach na Prezydenta RP. Każdy zwycięzca w tego typu wyborach ma co najmniej 50 proc. głosów plus jeden głos, nawet kandydat kiepski, który marnuje swoje szanse, a przegrywający uzyskuje zwykle w wynik dochodzący do 50 proc., nawet kandydat zdecydowanie słaby. O tym decyduje matematyka. Bo przecież nawet gdy kandydat X uzyskuje w liczbach bezwzględnych w drugiej turze mniej głosów niż w pierwszej, w procentach tych głosów jest więcej, bo inna jest podstawa ich liczenia: w drugiej turze głosy dzieli się pomiędzy dwóch kandydatów, zaś w pierwszej (zwykle) pomiędzy trzech lub więcej. Zatem twierdzenia sztabowców partyjnych w rodzaju, że „nasza partia poczyniła niebywały postęp pomiędzy pierwszą a drugą turą” są zwykłym oszustwem. Proste porównanie wyników procentowych z pierwszej i z drugiej tury nie ma sensu: jeśli np. p. Gelert miała 23 czerwca 21 proc. głosów, a 7 lipca – 48 procent głosów, to z tego przecież nie wynika, że za drugim razem głosowało na nią z górą dwa razy więcej elblążan niż za pierwszym. Ta sama zasada dotyczy p. Wilka.
Po prostu w okręgu jednomandatowym następuje polaryzacja i – z powodów czysto matematycznych – nie może być inaczej. Z tego, że zwycięski kandydat zdobył ponad 50 procent głosów, nie wynika jednak, ani to, że ma poparcie ponad 50 proc. mieszkańców, ani to, że uda mu się w Radzie Miasta automatyczne stworzyć większość. To drugie jest zależne właśnie od owej przesławnej „zdolności koalicyjnej”.
Jarosław Kaczyński miał szanse na zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2010 roku, ale z tego nie wynika, że gdyby zwyciężył, to PiS automatycznie wygrałoby w wyborach do Sejmu – głownie dlatego, że owe domniemane 50 procent plus jeden nie przełożyłoby się na wynik w wielomandatowych okręgach w wyborach sejmowych. A jeśliby nawet Prawi i Sprawiedliwość wygrało, to z tego nie wynika, że miałoby w Sejmie większość bezwzględną. A skoro by jej nie miało, to powstaje kwestia zdolności koalicyjnej i wracamy do punktu wyjścia.
Gdybym był strategiem PiS-u łamałbym sobie głowę, jak rozwiązać ten problem. A ponieważ jestem dziennikarzem, opisuję realne mechanizmy polityczne, a nie polityczne „chcenia”. Na zimno. Opis „gorący” pozostawiam sympatykom jednych lub drugich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/161805-jeszcze-o-wyborach-w-elblagu-istotnie-pomylilem-sie-co-do-elblaga-tak-jak-pomylily-sie-osrodki-badania-opinii-publicznej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.