Egipt – powrót do przyszłości. Junta straciła sojuszników poza USA i ludźmi reżimu Mubaraka

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Ciąg dalszy artykułu „Co będzie… z Egiptem, rewolucją i islamizmem” z bieżącego numeru tygodnika „Sieci”. Dziś Bractwo Muzułmańskie maszeruje na Pałac Prezydencki i dowództwo Gwardii.

Zawarli pakt z diabłem, potężnym środowiskiem politycznym i gospodarczym starego reżimu Mubaraka, używającego wojska do swoich celów – napisałem o wszystkich, którzy poparli wojskowy zamach stanu w Egipcie. Napisałem już po masakrze z pierwszych dni po puczu, a jeszcze przed najnowszą i większą masakrą – zabiciem przez wojsko i policję ponad 50 demonstrantów w Kairze pod gmachem dowództwa wojskowej Gwardii Republikańskiej, gdzie prawdopodobnie więziony jest demokratycznie wybrany prezydent Muhammad Mursi. Teraz diabeł w pełni odsłonił twarz i próbuje odpędzić krytykę grubym plikiem sygnowanych krwią cyrografów.

W masakrach dokonanych dotąd przez juntę zginęło razem co najmniej 90 ludzi, a prawdopodobnie około 1000 zostało rannych, często z ciężkimi ranami postrzałowymi. Celem było – jak zawsze przy zamachach stanu – zastraszyć i pozbawić woli oporu, czyli „spacyfikować” większość społeczeństwa. Podobny cel miało w PRL między innymi masowe zabijanie stoczniowców na Wybrzeżu w 1970 roku i górników na Śląsku w 1981 roku, oraz inne masakry komunistyczne. Krwawa socjotechnika niedemokratycznej władzy ma elementy uniwersalne.

Jednocześnie mianowany przez juntę nowy prokurator generalny oskarżył Mursiego o ucieczkę z więzienia podczas Arabskiej Wiosny 2011 roku (z pomocą zagraniczną – palestyńskich islamistów z organizacji Hamas – na co jednak prokurator nie przedstawił dowodów). To absurdalne oskarżenie jest postawione jawnie w obronie i w imieniu reżimu Mubaraka, który Arabska Wiosna obaliła. Wyobraźmy sobie, że dziś polska prokuratura i sądy ścigają ludzi Solidarności za to, że uciekali przed komunistyczną SB. Egipska junta wydała też masowe nakazy aresztowania przeciwników politycznych, w tym lidera Bractwa Muzułmańskiego. Natychmiast zszedł do podziemia. Od nocy puczu uwięziono już około 700 ludzi.

Skutkiem tych i innych najnowszych wydarzeń partie polityczne, ruchy społeczne i przywódcy religijni próbują wycofywać cyrografy poparcia lub stawiać diabłu warunki. Junta szybko popada w izolację lub oblężenie naraz od strony sił prozachodnich i sił fundamentalistycznego islamizmu.

Prozachodni politycznie lub kulturowo, głównie młodzi rewolucjoniści Arabskiej Wiosny mieli obietnicę junty, że pilnie ustanowi nową tymczasową konstytucję zamiast zawieszonej, którą Mursi przeprowadził przez narodowe referendum w 2012 roku. Liczyli na konstytucję liberalną, zarzucając dotychczasowej islamizm. Ale junta, aby zachować pozory dialogu z islamistami, zrobiła tylko poprawki do konstytucji Mursiego. Prozachodni rewolucjoniści liczyli też na odgórne wprowadzenie elementów demokracji jeszcze przed nowymi wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi. Jednak junta całą władzę zachowała dla siebie i tymczasowego prezydenta, który odpowiada tylko przed Najwyższą Radą Sił Zbrojnych. Rewolucjoniści zapomnieli, że w 2011 roku w najcięższych chwilach na kairskim Placu Wyzwolenia ostoją oporu były tysiące ludzi Bractwa Muzułmańskiego, dobrze zorganizowanych i gotowych na każde ryzyko. Bez nich Arabska Wiosna przegrałaby w Egipcie. Potem Bractwo Muzułmańskie wygrywało demokratyczne wybory. Junta nie ma powodu spodziewać się odwrotnego wyniku wyborów przyszłych – chyba, że nie będą demokratyczne.

Naciskają na juntę liderzy ruchu społecznego Tamarod czyli Bunt, który zorganizował wielkie demonstracje i zbieranie podpisów przeciw Mursiemu, a na koniec wezwał wojsko do puczu. Wielu zbiorowych uczestników ruchu zaczyna prowadzić samodzielną, jeszcze mocniej krytyczną politykę. Rozpada się wielopartyjny Front Ocalenia Narodowego – polityczny fundament Buntu – bo w jego ramach partie rewolucyjne i demokratyczne nie znajdują już porozumienia z wywodzącymi się z reżimu Mubaraka. Pierwsze są rozczarowane puczem, drugi kwitną pod jego osłoną.

Poparcie dla junty dyplomatycznie, ale jednoznacznie wycofał najwyższy autorytet sunnicki Egiptu i całego islamu – wielki imam i rektor uniwersytetu Al-Azhar. Na proklamacji puczu siedział przed kamerami obok członków junty i jej ówczesnych politycznych sojuszników, i wygłosił popierające oświadczenie. Po masakrach oznajmił, że wstrząśnięty przemocą wycofuje się do pustelni. Drugi wielki autorytet islamu w Egipcie – wielki mufti, co oznacza urząd religijno-państwowy o zadaniach prawnych, unikalny dla krajów islamskich – nigdy jawnie nie pochwalił puczu.

Współpracę z juntą zerwała partia Al-Nur, reprezentująca salafitów – najbardziej fundamentalistyczny wariant islamu w Egipcie. Sojusz z nią był sprytnym sposobem junty na obejście i okrążenie Bractwa Muzułmańskiego od strony konserwatywnej. Na tle salafitów, stosunkowo umiarkowane egipskie Bractwo Muzułmańskie wygląda – mimo fundamentalistycznej i terrorystycznej przeszłości sprzed kilku pokoleń, zanim 40 lat temu wyrzekło się przemocy – jak krok ku arabskiej Islamskiej Demokracji wzorem europejskiej Chrześcijańskiej Demokracji. Lecz plan junty zawiódł. Skrajni fundamentaliści z Al-Nur okazali się zbyt ideowi, aby pogodzić się z masakrami muzułmanów na ulicach Egiptu i z dominacją liberalnych technokratów w powstającej tymczasowej radzie ministrów.

Ostro skrytykował juntę chrześcijański kościół koptyjski czyli egipski. Jego papież uczestniczył w proklamacji puczu tak, jak wielki imam. Razem tworzyli wrażenie harmonijnego poparcia junty przez wyznawców obydwu największych religii Egiptu. Ale ostatnio biskup koptyjski wyraził w imieniu całego kościoła rozczarowanie i zaniepokojenie tym, że poprawki junty do konstytucji Mursiego umocniły pozycję islamu w państwie i skreśliły zapis o prawach chrześcijan i Żydów. Próba junty utrzymania sojuszu z salafitami zaszkodziła jej wizerunkowi obrońców chrześcijaństwa przed wojującym islamem.

W obozie junty zostali głównie ludzie reżimu Mubaraka i bezideowi lub krótkowzroczni technokraci. A także administracja Stanów Zjednoczonych, odmawiająca nazwania puczu – puczem i wstrzymania pomocy wojskowej dla Egiptu, mimo wezwań czołowego autorytetu Partii Republikańskiej w sprawach zagranicznych, senatora Johna McCaina, i wielu polityków Partii Demokratycznej oraz niezależnych ekspertów i komentatorów. Polityka prezydenta Baraka Obamy wobec Arabskiej Wiosny jest od początku do teraz chwiejna i niespójna. Czy Obama uwierzył, że odzyska raj utracony – wbuduje Egipt znów w system powierzchownie proamerykańskich reżimów wojskowych i świeckich na Bliskim Wschodzie, zapewniających międzynarodowy pokój Izraelowi i całemu regionowi? Ameryka ani nikt nie może od regionalnych przemian uciec do tyłu. Ucieczka możliwa jest tylko w przód – przez nową politykę wobec nowych żywiołów.

Bractwo Muzułmańskie nie uznaje władzy junty i poprawek konstytucyjnych. Chce przywrócić urzędowanie Mursiego jako prezydenta. Dziś maszeruje na Pałac Prezydencki i dowództwo Gwardii, przeciw juncie uzbrojonej zza granicy, ale osamotnionej we własnym kraju. Prezydent Obama prawdopodobnie zasiada w pokoju sytuacyjnym Białego Domu lub Air Force One.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych