- Idziemy po was – rzucił zawadiacko Leszek Miller, gdy sąd skazał na pół roku więzienia w zawieszeniu szefa ekipy ABW, która była obecna w domu Barbary Blidy, gdy ta śmiertelnie się postrzeliła. Przez „was” Miller miał na myśli Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobrę i tych, którzy w latach 2005-2007 kierowali prokuraturą oraz ABW. Pomijając groteskowość samego zawołania, bo Miller może co najwyżej pójść na ryby, warto przypomnieć, kto to mówi. I dlaczego ktoś taki jak Miller czuje się na tyle pewnie, żeby demonstrować taką butę.
W żadnym innym kraju postkomunistycznej Europy Środkowej były członek politbiura i sekretarz komitetu centralnego kompartii nie jest obecnie szefem ugrupowania reprezentowanego w parlamencie. W innych krajach miejsce takich jak Miller jest na politycznym śmietniku, często z zakazem zajmowania funkcji publicznych. Ale nie w Polsce, gdzie z byłymi komunistami cackano się jak nigdzie. Gdzie pomysły dekomunizacji wywoływały paroksyzmy oburzenia i agresji. Gdzie komuniści uzyskali specjalne, niepisane immunitety. Gdzie wiele mediów do upadłego broniło dawnych komunistycznych kacyków.
Do dziś dawni komuniści wciskają Polakom kit, że ani oni nie byli komunistami, bo przecież partia nazywała się robotnicza, ani w Polsce nie było komunizmu, tylko jakaś w miarę łagodna odmiana socjalizmu. Co oczywiście jest bezczelnością i pluciem na tradycje przedwojennej i wojennej PPS, która z komuną nie miała nic wspólnego. Ale czy w Polsce może być inaczej, skoro przez rok w wolnym podobno kraju prezydentem był pierwszy sekretarz KC komunistycznej partii i członek politbiura Wojciech Jaruzelski, a dwaj inni członkowie politbiura, Czesław Kiszczak i Florian Siwicki, byli ministrami w rządzie Tadeusza Mazowieckiego?
Owszem, są dwa precedensy funkcjonowania na najwyższych stanowiskach dawnych pierwszych sekretarzy partii komunistycznych - w państwach powstałych w Azji po rozpadzie ZSRR, czyli w Kazachstanie i Uzbekistanie. Prezydentem Kazachstanu jest Nursułtan Nazarbajew (doradza mu sowicie za to opłacany Aleksander Kwaśniewski), a Uzbekistanu – Islom Karimow. Obaj w późnych czasach sowieckich byli w swoich republikach pierwszymi sekretarzami partii komunistycznych, którzy przeszli w nowe czasy po rozpadzie ZSRR. Ale w tych państwach pierwsi sekretarze w czasach komuny byli właściwie udzielnymi władcami i tak pozostało po ogłoszeniu suwerenności. Tyle tylko, że Kazachstan i Uzbekistan nie powinny być dla Polski wzorami.
W postkomunistycznej Europie przypadek Millera jest odosobniony i znamienny. Nigdzie bowiem członek politbiura i sekretarz KC nie przetrwał w nowej politycznej rzeczywistości aż do obecnych czasów. Nawet w nieuznawanej na arenie międzynarodowej tzw. Republice Naddniestrzańskiej, która na swojej fladze przywróciła sierp i młot, nie ma w partiach i władzach komunistycznych aparatczyków tak wysokiego szczebla jak Miller. Nieobecność ludzi pokroju Millera jest uznawana za oczywistość i element sprawiedliwości dziejowej. Ale nie w Polsce.
Na Millerze ciąży nie tylko sprawowanie funkcji członka politbiura partii komunistycznej, ale też nigdy przez niego nie wyjaśniona rola głównego bohatera tzw. moskiewskiej pożyczki, czyli przyjęcia w styczniu 1990 r. od sowieckiej kompartii 1,2 mln dolarów w gotówce. Miller nigdy nie wyjaśnił też powodów i okoliczności swojej obecności na Krymie w czasie puczu Giennadija Janajewa w sierpniu 1991 r. Wtedy na Krymie przebywał także Janajew, który zdecydował o osadzeniu w areszcie domowym ówczesnego prezydenta ZSRR Michaiła Gorbaczowa. Miller nigdy nie wyjaśnił też swoich bliskich kontaktów z Gerhardem Schroederem, w czasie, gdy ten przestał już być kanclerzem Niemiec, a został szefem rady dyrektorów rosyjsko-niemieckiego konsorcjum North European Gas Pipeline Company, które budowało Gazociąg Północny.
Zamiast wygłaszać buńczuczne hasła w stylu „Idziemy po was”, Miller powinien dziękować twórcom III RP, że nie trafił do więzienia. Że mimo śledztwa w sprawie moskiewskiej pożyczki, włos nie spadł mu z głowy. Że nie toczyły się przeciw niemu inne śledztwa. Że nie miał zakazu zajmowania publicznych stanowisk. Ale to wszystko nie znaczy, że ludzie nie pamiętają i że nie widzą, iż tylko w Polsce komunistyczny dinozaur wciąż funkcjonuje tak, jakby komuna nigdy nie upadła.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/161623-stanislaw-janecki-tylko-w-polsce-leszek-miller-czlonek-politbiura-kompartii-moze-byc-szefem-ugrupowania-obecnego-w-parlamencie-a-nawet-mogl-byc-premierem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.