W czasie deszczu dzieci się nudzą... Ale aby nie nudziły się na przykład na własnych urodzinach można zaangażować zawodową „zabawiaczkę”, która ich rozrusza. Pani zarobi, dzieci się zmęczą i nie będą marudzić, a rodzice zyskają chwilę dla siebie. Tyle, że trochę to kosztuje. Ale życie przecież w ogóle jest drogie. A pracy brak.
W sprawie wyręczania postanowiliśmy w naszym kraju skorzystać z wiedzy niby mądrzejszych i bardziej doświadczonych. Najechało się firm doradczych i pośredników. Uzdrowiciele weszli do ledwo dyszących zakładów przemysłowych, do mediów, do armii, Sejmu, Senatu. Niektórym wepchali się nawet do łóżka, ale to już „private story”.
Teraz przychodzi za to płacić.
Niemcy skusili wiele nadgranicznych rodzin tanimi mieszkaniami, ale wymagają teraz by polskie dzieci chodziły do niemieckich szkół. Menadżerowie o podwójnych paszportach wleźli dzięki uczynnym pośrednikom do polskich firm i teraz rozsadzają je od środka. Polska była na ustach Europy ale ten festiwal już się skończył. Kiedyś przehandlowali nasz kraj miłośnicy Sasów i carycy Katarzyny, magnaci – którzy chcieli mieć jeszcze więcej. Teraz opierzyli się prawie za darmo gołodupcy, którzy najpierw na piechotę ale wkrótce już rolls-roycami wyprowadzili z kraju pieniądze do rajów podatkowych, a skarb wywieźli znowu do Anglii. Było to zrozumiałe, gdy Niemiec napadł na Polskę. Dziś złożenie naszego złota w londyńskim city – zdumiewa. Trudno z tym się pogodzić. No i czy ci sprytni Angole to złoto oddadzą.
Społeczeństwo przypomina chłopów z „Tanga” Mrożka: „a może byśmy coś zasiali…” i dalej siedzą bezczynnie na ławie. Ogłupiali i wystraszeni żurnaliści latają od ściany do ściany. Zjednoczony blok miłośników Platformy Obywatelskiej – „Wyborcza”, „Polityka”, TVN – zaczyna wycofywać się rakiem z uwielbiania premiera w trampkach. Dumają jak to zrobić, by nie stracić twarzy. Niepotrzebnie – bo przecież jej nie mają. Ostatecznie można wypróbowanym sposobem wysłać Lisa, Olejnik i Żakowskiego do jeszcze czynnych egzotycznych ambasad. Niech tam piszą książki o kumysie, niech jadą do Patagonii szukać śladów dzieci kapitana Granta, albo na białe niedźwiedzie, tyle że na Alaskę.
Opinia publiczna zżymając się na kłującą w oczy nierzetelność dziennikarską obarcza odpowiedzialnością zbiorową i tych, którzy starają się wykonywać rzetelnie swoje obowiązki. Porządni obrywają za kolesi, z którymi my – w SDP - szarpiemy się potem po sądach, zamiast poprzestać na nawet najbardziej gorącej dyskusji publicystycznej. Byłoby taniej i zawodowo. Jest jednak wolność i każdy może zaskarżać i domagać się. Problem w tym, że nawet w naszym własnym Stowarzyszeniu odnotowujemy przedziwne reakcje kolegów. Ot, np. jeden mówi (a właściwie krzyczy), że Stowarzyszenie nie powinno karać HIENĄ. Ale przecież ta nagroda funkcjonuje od lat. Teraz jest nawet dwustopniowa – najpierw następuje nominacja, a dopiero na koniec roku – po zwykle bardzo burzliwej dyskusji – zapada decyzja. Jeśli z 13-tu członków ZG co najmniej siedmiu uzna, że nominowany „zasługuje” – to „on” ją otrzymuje.
Za 1,5 roku będziemy znowu wybierali władzę w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich. Wystarczy wyjąć berło z plecaka. I przekonać delegatów. Znowu będzie ich około 200. Przedtem zostaną wybrani na konferencjach w oddziałach. Tak to się toczy u nas od ponad 60 lat. Niecierpliwi kandydaci na prezesów poczekajcie jeszcze chwilę.
Dzieci na urodzinach zabawia wynajęta przez rodziców „zabawiaczka”. Koledzy mogą powołać, wynająć lobbystów, którzy zachwalać zaczną już dziś swoich kandydatów np. twierdząc, że przygotowywanie wywiadu przez 12 lat to żurnalistyka dogłębna. Albo, że nic nie robienie w oddziale dobrze rokuje: bo w ten sposób zbiera się siły by szaleć po wyborze na szefa.
Lobbysta może być wolontariuszem i pracować społecznie – tak jak wszyscy wybierani w Stowarzyszeniu. Wprawdzie za pracę powinno się płacić, ale akurat nasz statut tego nie przewiduje. Ale i to – jak władze - można przecież zmienić. W końcu większość decyduje. Martwa litera prawa - jak ryba – śmierdzi od łba. Podobnie jak lenistwo. To błogostan dość powszechny obecnie. Do pyszczenia jest wielu chętnych, do roboty tylko nieliczni.
Cieszymy się, gdy możemy podpisać nową legitymację. Przechodzi to przez Zarząd Główny. Ostatnio przybywa po kilka osób na miesiąc. Przybywa z terenu, bo w Warszawie – marazm. A szkoda.
Może tak się dzieje, bo jak słyszę, krystalizują się nowe zawody. Nawet dziś (10 bm) Pan Prezydent podpisał uproszczone warunki dopuszczające do pracy w pięćdziesięciu zawodach.
Ja mam też propozycję. I nie chodzi o jakieś tam dodatkowe pieniądze, które ponoć uzyskał Minister Pracy i Płacy na aktywizację bezrobotnych. Najpewniej zresztą ten wydatek przejedzą urzędnicy na bezsensowne kursy i lipne szkolenia. Bo miejsc pracy tą drogą na pewno nie przybędzie. Tak jak od mieszania w szklance herbata słodsza nie będzie.
Ja podpowiadam konkretnie i za darmo. Oto – partaczunie macie – nową zawodową listę:
1) zabawiaczki - mogą być dwojakie: dla dzieci „tralala” i dla dorosłych „bunga bunga”;
2) dostarczyciel – chodzi o gifty, albo wziątki - "z polska" mówiąc łapówki dostarczane dyskretnie ludziom wpływowym; taki zawodowy dostarczyciel musi się orientować komu i ile trzeba dać, a przede wszystkim jak to zrobić, by się nie wydało, by biorący nie został nagrany; ale też ważne jest by ufał, iż nagrany nie będzie; to ciężki kawałek chleba tylko dla najbardziej inteligentnych; czym wyższą ma rangę odbiorca, tym usługa drożej kosztuje;
3) sprzątacz - ... brr – brr; na samą myśl już się boję, bo chodzi o sprzątanie na zlecenie niewygodnych ludzi;
4) grabarz – to trochę delikatniejszy zawód, bo operacje odbywają się nie na żywym człowieku, ale najczęściej na dogorywającej firmie; chodzi o to by upadała jak najszybciej i kosztowała potem jak najmniej; trzeba mieć dobre kontakty w związkach zawodowych i mediach;
5) szperacz – wyszukuje podatnych na łapówki urzędników;
6) mediator – namawiający do uiszczenia haraczu, zanim zjawi się mafia;
7) fibaker – oferujący pomoc w znalezieniu bogatego sponsora;
8) specjaliści od załatwiania pracy – np. Ukrainkom, żeby nie trafiały do domów erotomanów;
9) następny to już fachowiec z wyższej półki - haker osobisty – dostarczyciel informacji o konkurencji i wrogach, przy użyciu wyższej techniki; on wie ale o nim nikt nie;
10) Ogłaszam konkurs na pomysł czytelników. Nagroda w postaci zgody na wydrukowanie własnego felietonu na tym tutaj portalu.
Ogłaszam – co ogłaszam, po prostu daję! Bo tak się składa, że mam jutro urodziny.
10.07.2013
Felieton ukazał się na stronach sdp.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/161602-prezent-oto-partaczunie-macie-nowa-zawodowa-liste
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.