"Naprawdę może dojść do zmiany rządzących krajem. Sytuacja robi się bardzo poważna dla obu stron". NASZ WYWIAD z dr Fedyszak-Radziejowską

Fot. PAP/Tomasz Waszczuk
Fot. PAP/Tomasz Waszczuk

wPolityce.pl: Jak interpretować wyniki wyborów w Elblągu? Kandydat PiS-u wygrał wybory, ale kandydatka Platformy - partii, której prezydent miasto został odwołany w wyniku decyzji mieszkańców - nie doznała klęski. Mamy jednoznacznego zwycięzcę tych wyborów?

Barbara Fedyszak-Radziejowska: Największą wygraną jest w tych wyborach demokracja. Bieg wydarzeń, aktywność liderów rywalizujących partii politycznych i kampania w samym Elblągu pokazały, że to równoprawna rywalizacja formacji politycznych jest istotą i solą demokracji. Platforma Obywatelska swoją polityczną siłę czerpała dotychczas ze skutecznie wprowadzanej do świadomości wyborców narracji, że „nie ma z kim przegrać”. Że jej „doskonałość” jest najlepszą gwarancją dobrych rządów. Wyborcy zdawali się sparaliżowani niewiarą, że można coś zmienić. I to się zmienia. Zobaczmy jak wiele ważnych, politycznych ruchów wykonali politycy Platformy Obywatelskiej między pierwszą a drugą turą wyborów w Elblągu. Podjęli rywalizację z PiS-em na konwencji swojej partii na Śląsku. Oczywiście jej zwołanie dokładnie w tym samym terminie i regionie, w którym swój kongres zaplanowało Prawo i Sprawiedliwość, było elementem konkurencji w skali kraju, ale wystąpienia Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego z całą pewnością miały dla wyborów w Elblągu znaczenie. I tę rywalizację Platforma Obywatelska przegrała. Przemówienie Jarosława Kaczyńskiego było merytoryczne i konkretne, a Donalda Tuska egocentryczne i pyszałkowate. Między pierwszą i druga turą wyborów pojawiły się również mało „demokratyczne” i, jak się okazało, mało wiarygodne taśmy z rozmowami Jerzego Wilka. I niby przypadkiem, tuż przed wyborami w Elblągu miejsce na multipleksie otrzymała Telewizja Trwam.

To wynik wyrachowanej gry? Czy sukces społecznego nacisku?

Oczywiście marsze, nacisk społeczny, opinia Episkopatu miały olbrzymie znaczenie. Ale termin tej decyzji nie jest przypadkowy. Sondaże pokazały spadek poparcia do PO i szanse PiS na wygraną w Elblągu. Tak działa demokracja - dopiero perspektywa przegranej skutecznie wpływa na szanowanie przez władzę obywatelskich postulatów. Zaczyna działać istota demokracji, rządzący czują się kontrolowani i wiedzą, że kończy się ich poczucie bezkarności. Moim zdaniem data ogłoszenia decyzji o przyznaniu TV Trwam miejsca na multipleksie tuż przed wyborami w Elblągu nie była przypadkowa.

Te wybory stały się polem poważnej batalii politycznej. Zaangażował się w nie również premier Donald Tusk. I okazało się, że nie jest on "cudownym" dzieckiem polityki zapewniającym zawsze sukces.

Premier Donald Tusk rzeczywiście bardzo poważnie zaangażował się w kampanię. Przyjechał osobiście do Elbląga i „walczył” z kandydatem PiS szydząc z Jarosława Kaczyńskiego i projektu przekopania Mierzei Wiślanej. I znów przegrał, ponieważ fachowcy w swoich ekspertyzach wskazywali, że ten projekt jest realny i opłacany. Mało tego, taką opinię zawierają ekspertyzy zlecone przez jego własny rząd. Wybory w Elblągu dotyczyły lokalnych zmagań o prezydenta miasta, ale demokracja sprawia, że ich wynik przekłada się na sytuację polityczną w kraju. Bo istotą demokracji jest kontrola rządzących. Zaangażowanie liderów obu partii w samorządowe wybory stało się okazją do przetestowania ich kompetencji i wiarygodności. Twarda rywalizacja zawsze odsłania prawdę o wartości rywali. Wydaje się, że po przegranych wyborach w Elblągu Donald Tusk ma poważny problem, bo grał ostro i przegrał. Sporo stracił na wiarygodności.

To może mieć jakieś poważniejsze konsekwencja dla niego? Już w PO widać było pewne napięcie.

Czar Donalda Tuska zdaje się odchodzić w przeszłość. W Elblągu nie tylko nie pomógł swojej partii, lecz być może nawet jej zaszkodził. A na konwencji w Chorzowie premier Tusk zagrał pokerowo - oddał przyszłość swojego przywództwa w partii w ręce wszystkich członków Platformy. Zrobił to wierząc w swój czar i absolutną przewagę. W czasie konwencji delegaci partyjni rzeczywiście gorąco go poparli. Jednak PO przegrała wybory w Elblągu. Poważnie stawiam więc pytanie o szanse Jarosława Gowina na wygraną. To też są uboczne konsekwencje tego, co wydarzyło się w Elblągu.

Poseł Adam Hofman komentując wyniki wyborów mówi o tym, że czas na Warszawę. Jednak z Pani wypowiedzi wynika, że Platformie opłaca się za wszelką cenę blokować pola bezpośredniego starcia, bo może tracić.

Sytuacja jest naprawdę bardzo poważna. Batalia o stolicę będzie batalią o przyszłość Platformy Obywatelskiej. A PiS i PO to nie są zblatowane partie, które przekazują sobie władzę w pozornej rywalizacji. Wybory demokratyczne polegają właśnie na tym, że traci się władzę na rzecz rzeczywistej opozycji. Mają sens tylko wtedy, gdy formacje polityczne różnią się programami, ludźmi i sposobem rządzenia a władza wie, że wygrani sprawdzą, jak rządzili jej poprzednicy. To robiła PO po 2007 roku, ale niczego „na PiS” nie znalazła. I tego będziemy wymagać od kolejnych rządów po wyborach. Demokracja weryfikuje jakość rządzenia poprzedników i tym samym „uczy” uczciwości i profesjonalizmu tych, którzy wygrali.

O czym to świadczy?

Powaga dzisiejszej sytuacji polega na tym, że naprawdę może dojść do zmiany rządzących krajem. I to sprawia, że obok stosowanego dotychczas przez PO sztuczek marketingu i PR zaczynają działać mechanizmy wspólnoty interesów, autentycznych interesów środowisk biznesowych, medialnych, służb specjalnych i to nie tylko w samej Platformie. Wystarczy zadać pytanie, czy sympatyzujący otwarcie z PO dziennikarze, pracujący dzisiaj w TVP mają świadomość, że wygrana PiS oznacza możliwość utraty pracy? Oczywiście tak, bo telewizja publiczna powinna się zmienić, gdy obywatele zmieniają ekipę rządzącą. Przykładowo, powinna otworzyć się na równoprawny dyskurs między władzą a opozycją. Więc wspólnota interesów dziennikarzy już działa i nie trzeba żadnego wajchowego, by bronili polityków PO, jak socjalizmu. To też są konsekwencje wyniku wyborów w Elblągu. PO przyzwyczaiła siebie i swoich zwolenników do bezkarności i nieodpowiedzialności, a od tego trudno się odzwyczaić. Ale także politycy PiS są dzisiaj pod wielka presją wyborców, muszą być profesjonalni, kompetentni i bardzo rozważni. Bo od euforii do klęski droga jest krótka i łatwa. Dlatego sytuacja w Polsce robi się bardzo poważna dla obu stron.

Jak oceniać fakt, że do wyborów poszło trochę ponad 30% uprawnionych do głosowania?

Frekwencja była na tyle wysoka, że wybory są ważne i wiarygodne, ale wynik potwierdza to, co już wiemy: obie partie mają swoich lojalnych wyborców, swój zaangażowany demos. Respondentom odpowiadającym na pytania sondaży mogą podobać się różne partie i różni kandydaci na prezydentów miast, ale świadomy demos wie, że wybiera pomiędzy autentycznymi rywalami politycznymi. I to ten demos, nawet jeśli nie jest bardzo liczny, rozumie, że realny wybór obejmuje dwie partie: PO i PiS. Bo tylko one mają rzeczywiście różne programy, różne i bogate doświadczenie w polityce, różniące się cele i wartości. Ich rywalizacja jest autentyczna. Nie układają się za kulisami, co komu przekazać, gdzie odpuścić, kogo „przejąć” itd.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych