Kim jest ks. J. B. Bashobora – kapłan, charyzmatyk, uzdrowiciel, wskrzesiciel - który potrafi skłonić nawet przypadkowych słuchaczy do otwierania się na wiarę?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

W najbliższą sobotę 6 lipca na Stadionie Narodowym w Warszawie odbędzie się spotkanie ewangelizacyjne „Jezus na Stadionie”. Wystąpi na nim ugandyjskiego kapłan-charyzmatyk ks. John Baptist Bashobora, znany z niezwykłych uzdolnień: uzdrowień, wypędzania złych duchów, a nawet ze wskrzeszania zmarłych.

 

Kim jest ks. Bashobora, którego postać stała się w ostatnich tematem tak wielu - nie zawsze mądrych - publicznych dyskusji?

Urodził się 5 grudnia 1946 w mieście Bushenyi w południowo-zachodniej Ugandzie. Mając 2 lata został w praktyce sierotą, gdyż zmarł jego ojciec, ponoć otruty przez swą szwagierkę, która zazdrościła zgody i miłości, panującej w tej rodzinie i zaraz potem wypędziła matkę. Wychowaniem malca, nieświadomego sytuacji, zajęła się jego ciotka (z mężem), czyli ta, która wcześniej otruła jego ojca. Później zresztą chciała otruć również jego, gdy okazało się, że przyszły kapłan jest inteligentniejszy i mądrzejszy od jej własnych dzieci.

Zamiar ten nie powiódł się jednak, gdy chłopiec, zanim zasiadł do stołu, aby zjeść podaną mu owsiankę (z trucizną), zrobił znak krzyża przed jedzeniem – wówczas naczynie z zatrutym pokarmem rozpadło się na drobne części. Tak ten etap życia przyszłego uzdrowiciela i charyzmatyka przedstawiają wszystkie jego biografie. Zwracają też uwagę, że aż do 26. roku życia, czyli do przyjęcia święceń kapłańskich, John nie wiedział, że osoby, które go wychowują, nie są jego rodzicami.

Urodzony i wychowany po katolicku chłopiec już w 10. roku życia wstąpił do niższego seminarium duchownego, choć – jak sam to wielokrotnie później przyznawał – nie odczuwał wówczas powołania kapłańskiego. Seminarium niższe było po prostu szkołą, kształcącą młodych chłopców, z których tylko część decydowała się później pójść do seminarium wyższego i przyjąć święcenia.

Jezus w centrum życia

W życiu przyszłego kapłana już od najmłodszych jego lat obecny był Bóg, a obrazek Pana Jezusa widział codziennie w szkole. Czytał też Pismo Święte i próbował robić dosłownie to, o czym przeczytał, np. pościł 40 dni, jak Jezus. Gdy miał 7 lat, dowiedział się od katechisty, że wszyscy ludzie są Ciałem Jezusa. Według biografów, mały John zapytał Go wówczas:

Skoro jesteśmy Twoim Ciałem, czy możesz posłużyć się mną jako swym narzędziem, które będzie sprawiać, że gdy dotknie kogoś chorego lub cierpiącego, to ktoś taki zostanie uzdrowiony?

To wtedy miały się rozpocząć niezwykłe zdolności późniejszego kapłana, choć wtedy jeszcze nie uświadamiał ich sobie.

Nie zamierzał początkowo być księdzem, gdyż duchowni kojarzyli mu się tylko ze śmiercią. Ze względu na wielkie braki duchowieństwa, modlitwę w kościele prowadzili katechiści, kapłan zaś pojawiał się w jego wiosce niemal wyłącznie wtedy, gdy ktoś umierał, aby udzielić takiej osobie sakramentu chorych. John wiedział ponadto, że nie mógłby zostać księdzem, bo jego ojciec (czyli w rzeczywistości wujek) był poligamistą, miał drugą żonę, a synowie takich ludzi nie mogli przyjmować święceń. Na szczęście znalazł się mądry kapłan, który dostrzegł w chłopcu inteligencję i mądrość i pozwolił mu przejść do wyższego seminarium.

Ale jeszcze w seminarium niższym młody John zetknął się z dwoma kanadyjskimi księżmi, należącymi do ruchu charyzmatycznego. Modlili się za chorych, głosili z mocą i żarem Słowo Boże. Jednakże w pierwszych latach po Soborze Watykańskim II wielu ludzi (zwłaszcza w Afryce) nie rozumiało jeszcze charyzmatyków, toteż doprowadzili do tego, że obaj księża musieli wracać w swe strony rodzinne, gdyż uważano ich za zielonoświątkowców protestanckich. Przed opuszczeniem tych stron zdążyli jeszcze opowiedzieć małemu Johnowi o sakramencie kapłaństwa, i o swym Zgromadzeniu Świętego Krzyża, rozbudzając w nim zainteresowanie tą wspólnotą. Aby się tam dostać, wyjechał do nowicjatu w Indiach, niebawem jednak wrócił do Ugandy i tam dokończył swą formację seminaryjną.

Kapłaństwo, ruch charyzmatyczny

W 1972 przyjął święcenia kapłańskie i dopiero wtedy dowiedział się, że wychowywali go nie jego rodzice, ale wujostwo. Wtedy też podeszła do niego jego niedoszła trucicielka i wyznała mu całą prawdę o niedoszłym zamachu na jego życie. Dla neoprezbitera był to wielki wstrząs, ale potrafił jej wybaczyć. Niebawem odszukał też grób swego prawdziwego ojca i odnowił więź z matką.

Władze kościelne wysłały młodego kapłana na dalsze studia do Rzymu. Tam na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim obronił rozprawę doktorską z teologii duchowości, a jej tematem było rozeznawanie duchów w życiu ugandyjskich chrześcijan. Uzyskał również magisterium z psychologii. W stolicy Włoch ks. Bashobora poznał też i nawiązał bliski kontakt z katolickim Ruchem Odnowy Charyzmatycznej, któremu pozostaje wierny do dzisiaj.

Zaangażowanie społeczne

Po powrocie do kraju i swej rodzimej archidiecezji Mbarara ( południowo-zachodnia część kraju) założył tam dwie szkoły podstawowe i dwie średnie oraz dwa sierocińce, w których pod jego opieką przebywa prawie 6000 sierot, w dużej części po rodzicach zmarłych na AIDS lub poległych w czasie licznych w Afryce wojen i walk plemiennych oraz dla podrzutków. W tym celu powołał do życia fundację swego imienia („Father Bash Fundation”), która ma dawać środki na prowadzenie tych dzieł. Dzięki niej powstał także szpital, który będzie służył wszystkim okolicznym mieszkańcom, dzięki czemu ludzie będą mieli bliżej do otrzymania pomocy lekarskiej. Pieniądze na Fundację pochodzą w dużym stopniu z głoszonych przez kapłana konferencji i nauk rekolekcyjnych w różnych częściach świata.

Ks. Bashobora opiekuje się dziećmi tak długo, aż znajdą one pracę po szkole. Budując kolejne sierocińce, zawsze dba o to, by była w nich bieżąca woda i elektryczność. Dzieci, dla których jest po prostu Ojcem Bashem (Father Bash), chętnie przychodzą do niego, by porozmawiać o swoim życiu, o nauce, planach małżeńskich albo tylko po to, aby się doń przytulić.

Obecnie jest archidiecezjalnym koordynatorem Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej i członkiem Krajowego Stowarzyszenia Modlitwy Wstawienniczej.

Kapłan prowadzi bardzo intensywne, wręcz wyczerpujące życie. Wstaje już o godzinie 3.00 rano, po czym modli się za wszystkie narody i ludzi, którzy go o to proszą. Potem śpi jeszcze niecałą godzinę, by o 5.00 rozpocząć przygotowania, a następnie odprawić Mszę świętą i prowadzić modły w kościele, które w sumie trwają do 7.00. Po śniadaniu idzie do biura, w którym pracuje od poniedziałku do czwartku po południu do godziny 22.00. W tym czasie także modli się, udziela rad, odwiedza ubogich, przyjmuje ludzi, którzy przyprowadzają sieroty, pomaga ludziom, którzy wyszli ze szpitala i nie mają leków, tym, którzy w ogóle nie dostali się do szpitala, a także wdowom, oszukanym przez nieuczciwych prawników.

Ks. J. Bashobora a Polska

Ugandyjski duchowny głosi rekolekcje i prowadzi charyzmatyczne spotkania modlitewne w swoim kraju i za granicą, m.in. wielokrotnie robił to w Polsce. Po raz pierwszy przebywał u nas w dniach 27-30 września 2007, uczestnicząc w spotkaniu „Strumienie Miłosierdzia” w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. Sesja ta, przebiegająca pod hasłem „Rozpal nasze serca Twoją Miłością”, stanowiła dziękczynienie Panu Bogu za 40-lecie Ruchu Odnowy Charyzmatycznej w Kościele Katolickim.

Od tamtego czasu ks. Bashobora co roku, a nawet kilkakrotnie w ciągu roku odwiedzał Polskę, zawsze gromadząc tłumy w kościołach, na stadionach i wszędzie tam, gdzie organizatorzy zaplanują kolejne spotkanie z nim. O jego popularności w naszym kraju świadczy fakt, że po najbliższym spotkaniu w Warszawie już w połowie sierpnia ponownie tu przybędzie, tym razem na Dolny Śląsk i do Wielkopolski, aby poprowadzić kolejne spotkania charyzmatyczne i rekolekcyjne.

Rok temu, w czerwcu 2012 ks. dr J. Bashobora i towarzyszące mu osoby przeżyły szczęśliwie groźny wypadek drogowy w Zembrzycach na trasie z Suchej Beskidzkiej do Wadowic.

Ale to nie tłumy uczestników są głównym akcentem spotkań modlitewnych z jego udziałem. Znacznie ważniejsze są nawrócenia oraz powroty ludzi – nieraz po wielu latach przerwy – do więzi z Bogiem i do Kościoła. Kapłan-charyzmatyk osobistym przykładem oraz niezwykle sugestywnym i wymownym sposobem przemawiania potrafi pociągać wielu słuchaczy, a nawet przypadkowych uczestników spotkań do otwierania się na wiarę i na Jezusa. A że często towarzyszą temu takie zewnętrzne znaki i przejawy, jak uzdrowienia czy modlitwa wstawiennicza (o uwolnienie od zła), jeszcze bardziej zwiększa to skuteczność misji i świadectwa ks. Bashobory.

Kontrowersje

Tymczasem paradoksalnie, ta właśnie misyjna „wydajność” duchownego z Afryki wzbudza też najwięcej uwag i wątpliwości, i to nie tylko w środowiskach stojących z dala od Kościoła. Wielu księży i świeckich mniej lub bardziej sceptycznie podchodzi do sposobów i skutków działania tego kapłana, widząc w nich albo wprost szarlatanerię obliczoną na naiwność prostaczków, albo co najmniej duże zagrożenie dla prawdziwej wiary.

Szczególne zastrzeżenia budzą przy tym zjawiska, będące raczej marginesem misyjnego posłannictwa ks. Bashobory, ale za to najchętniej i najsilniej eksponowane w mediach, czyli uzdrowienia, egzorcyzmy i domniemane wskrzeszenia zmarłych. Krytycy tych działań zwracają uwagę, że tylko Bóg może uzdrawiać chorych, wypędzać złe duchy z opętanych, a zwłaszcza przywracać życie zmarłym, ale też prawdą jest, że sam Jezus przekazał apostołom i tym wszystkim, którzy „nie są przeciw nam”, te wszystkie moce i zdolności, dzięki którym czynił cuda. O tym przede wszystkim należy pamiętać, oceniając takie czy inne działania ks. Bashobory – zresztą nie tylko jego, ale wszystkich, którzy, głosząc Słowo Boże i powołując się na moc Boga, dokonują (nie zawsze zresztą, bo nie to jest tu najważniejsze), rzeczy niezwykłych, a przy tym widowiskowych.

Należy też pamiętać, że kapłan z Ugandy jest jak najbardziej prawowiernym członkiem Kościoła i nie tylko nie podważa żadnej z prawd wiary, ale przeciwnie – przy wielu okazjach podkreśla bardzo mocno, co więcej, potwierdza to całym swoim życiem i działaniem, wiarę w rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii. Przy tym – będąc samemu człowiekiem bardzo skromnym i pokornym – stara się zawsze wysunąć na pierwszy plan Boga i stale podkreśla, że działa w Jego imieniu i Jego mocą.

Trudno przewidzieć, czy jutro na Stadionie Narodowym ktoś zostanie uzdrowiony (np. wstanie z wózka inwalidzkiego i zacznie chodzić) albo uwolniony od złego, nie mówiąc o powstaniu z martwych, z całą jednak pewnością spełni się cel tego spotkania modlitewnego, jeśli przynajmniej część jego uczestników odzyska lub umocni swą wiarę, jeśli zerwie z nałogami i poprawi swe życie.

Warto jeszcze dodać, że ks. J. Bashobora jest jednym z bohaterów filmu dokumentalnego Macieja Bodasińskiego i Lecha Dokowicza z 2008 – „Duch”.

KAI/ansa

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych