Nasz wciąż odległy dystans do świata widać i w dużych debatach studyjnych, i w małych komentarzach. Oto kilka obrazków z ostatnich tylko dni.
Piotr Duda, przewodniczący związku zawodowego „Solidarność”, przybył na Śląsk jako gość zaproszony na IV Kongres Prawa i Sprawiedliwości. I tam wygłosił speech, w którym znalazło się takie oto zdanie, cytuję:
Premier aktualnego rządu Donald Tusk, to tchórz i kłamca.
W studiach mediów mainstreamowych zagotowało się. Gdyby Polska leżała bliżej Dubaju, z na pewno usłyszelibyśmy krzyk:
obciąć język świętokradcy!
W studiu TVN24, bodaj w Faktach po faktach, prof. Paweł Śpiewak, jak zawsze z wielką uwaga wsłuchujący się w siebie – gdybyż połowę tej uwagi zechciał poświęcić rozmówcy! – powiedział, a raczej zaprorokował:
Związki zawodowe na kongresie partii! To jakieś bezhołowie!
A związki zawodowe, od końca XIX wieku bywają regularnie na kongresach wybranych partii. Ba, W Wielkiej Brytanii, a podejrzewam, że i w innych krajach krajach, z ruchu związkowego wyrosła cała formacja partyjna, Labour Party! I właśnie dotacje związków zawodowych trzymają Partię Pracy przy życiu, i obecnie trwa batalia o utransparentnienie tych „niebezpiecznych /nomen omen/ związków”. Gdyby te brytyjskie trade unions nie miały realnego wpływu na Labour Party, liderem opozycji byłby dziś nie „geeky”, „dziwak” Ed Miliband, tylko bardziej „wybieralny” na premiera jego brat, David. Ale to Ed okazał się mieć lepsze układy ze związkami zawodowymi.
Po zakończeniu wojny, gdy w 1945 roku labourzyści otrzymali mandat do rządzenia, a premier Clement Attlee rozpoczął wznoszenie zrębów państwa opiekuńczego, „czerwoni baronowie” błyskawicznie rosły w siłę. I ani laburzysta Harold Wilson, ani konserwatysta Ted Heath, zupełnie sobie z nimi nie radzili. Strajk następował po strajku, a kiedy prace porzucili śmieciarze, Londynowi i wielkim miastom Midlandów groziła epidemia. Państwo pogrążało się w chaosie. I dopiero Margaret Thatcher – jak do dziś określają to konserwatywne tabloidy –„skręciła kark czerwonym baronom”.
Teraz ograniczają swoje wpływy do Partii Pracy i Liberalnych Demokratów. W Polsce powojenna historia związków zawodowych układała się zupełnie inaczej. Ruch związkowy w 1980 roku przerodził się w masową organizację antykomunistycznego oporu, dziś powraca do swojej działalności statutowej. Toteż obecność szefa „Solidarności” Piotra Dudy na kongresie, zwłaszcza na Kongresie PiS, partii której program zawiera elementy społecznego solidaryzmu, jest doskonale usprawiedliwiona. Więcej, jest europejską normą.
Obrazek drugi: 13 grudnia1981 roku, po wprowadzeniu stanu wojennego, Zygmunt Miernik został internowany. A więc aresztowany bez wyroku i bez postawienia mu zarzutów. A 5 czerwca 2013 roku na korytarzu sądowym w Warszawie, rzucił tortem w sędzinę Annę W. która prowadziła rozprawę w procesie – tasiemcu, wytoczonym Czesławowi Kiszczakowi, jednemu z konstruktorów stanu wojennego, i winnemu śmierci 9 górników w kopalni Wujek. W dyskusjach studyjnych, nawet konserwatywnej Republiki, oraz na portalach słychać było głosy potępienia.
Nie pochwalam rzucania tortami w sędzinę…
A na świecie, a na pewno w kolebce europejskiej demokracji Wielkiej Brytanii, owszem, rzucają. I nikt się temu nie dziwi, bo jest to uprawniona forma protestu. Co nie znaczy, że taki miotacz nie dostaje potem wyroku „20 godzin pracy na rzecz miasta” – a tabloidy, pokazując polityka ze spływającym z nosa jajem, co najwyżej napiszą:
oto głos wolnego społeczeństwa.
Szczególnie lubianymi pociskami są torty, pomidory i surowe jaja. Sama pamiętam kilkanaście takich przypadków. David Cameron, jeszcze jako szef opozycji, 21 kwietnia 2010 roku; Tony Blair, Ed Miliband, Nick Clegg. Do tego długiego szeregu można jeszcze dodać Ruperta Murdocha, któremu podczas przesłuchania w Izbie Gmin w sprawie słynnej afery hackerskiej, tort rzucony przez mężczyznę z galerii, wylądował tuż na ramieniu o cal mijając głowę. Osoby publiczne muszą się liczyć nie tylko z gratulacjami i wyrazami poparcia, ale także z głosami protestów ich wyborców, wyrażanymi i w taki właśnie sposób. I w Wielkiej Brytanii żaden z polityków nie robi z tego ceregieli. Inaczej w polskiej młodej jeszcze demokracji.
I jeszcze jedno sprostowanie: Maja Narbutt na portalu polityce.pl broniła podróżujących Polaków, atakowanych przez lewicowo-liberalne portale. Jakże słusznie! Portale pisały z ironią, że Polaków za granica wyróżnia niechlujstwo, skarpety noszone do sandałów i klaskanie po wylądowaniu samolotu. Sporo podróżuję po świecie, głównie British Airways, i często się zdarza, że po łagodnym lądowaniu /a smooth landing/, Anglicy klaszczą. Jest to cywilizowany wyraz uznania dla umiejętności zawodowych pilota. To jedynie kilka nieporozumień, kolportowanych przez polską „wszechwiedzącą” i „europejską” liberalną lewicę. I trzy strzały obok tarczy.
Londyn, 1 lipca, 2013 roku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/161024-trzy-strzaly-obok-tarczy-o-tym-co-polska-liberalna-lewica-naprawde-wie-o-europie-czyli-mniej-niz-zero