Miejscowości wypoczynkowe to letnie i zimowe bazy dla „starego” aparatu. Czyli SB na stoku...

fot. Wikimedia Commons/ Mlody694 Mateusz Nikiel /licencja C.C. 3.0
fot. Wikimedia Commons/ Mlody694 Mateusz Nikiel /licencja C.C. 3.0

W ostatnich tekstach sporo teoretyzowałem o złowieszczym „postkomunizmie”. Można by straszyć dzieci Kwaśniewskim i Millerem, gdyby nie to, że postkomunizm w praktyce, czyli mikroskali przybiera postać pasożyta, a nie nocnej mary.

Kto w celach wypoczynkowych wyruszy na Mazury lub na Podkarpacie, uspokojony, że zastanie tam kresy postkomunizmu, może się nieźle rozczarować. Miejscowości wypoczynkowe to odpowiednio letnie i zimowe bazy dla „starego” aparatu, zwłaszcza Mazury, gdzie stoją wille ostatnich „ideowych” komunistów, Jaruzelskiego i Kiszczaka.

Szemrane interesy

Na terenach ubogaconych przez naturę kwitnie przedsiębiorczość w postkomunistycznym stylu. Jej podstawą są szemrane interesy, oparte na „starych” znajomościach, legalizowane potem w samorządach, zwykle na bakier z interesem lokalnej społeczności. Zapach zalegalizowanej korupcji roznosi się także po zboczach Beskidów. Mieszkam na jednym z nich, więc czuć także z moich okien.

Stacja narciarska

W granicach Bielska-Białej leży szczyt górski o nazwie Dębowiec. Rozpościera się z niego piękny widok na miasto. Na północnym stoku tej 600-metrowej góry zbudowano stację narciarską. Inwestycja kosztowała 29 mln złotych. Większość terenu, około 6,3 ha, na którym ośrodek powstał należy do Skarbu Państwa i gminy Bielsko-Biała, i… prywatnych właścicieli. Zamiast je wykupić, władze pozwoliły, by stacja stanęła na iście „grząskim” gruncie. Jeszcze w 2009 r. wiceprezydent miasta przekonywał, że nie może ono „inwestować na nieswoich gruntach, bo to jest sprzeczne z prawem”. Było, minęło. Wydatki z tytułu dzierżawy terenu mają do 2034 roku wynieść ponad 17 mln zł., zapewniając dożywotni byt tajemniczym kontrahentom.

Właściciele

Kto więc jest właścicielem owych gruntów? Okoliczni górale, właściciele schronisk? Wolne żarty. Większa działka, licząca 2 ha, należy do Marka Piotrowskiego, oficera śląskiej SB, który po transformacji przez lata zajmował się odzyskiwaniem dla Kościoła utraconego przezeń w PRL majątku; Piotrowskiego zatrzymanego, jak pamiętamy,  w 2010 r. przez CBA. Mniejszą, wynoszącą 0,7 ha włada spółka biznesowa należąca do rodziny… tegoż Piotrowskiego.

Miasto śpi

Szczegóły transakcji próbował zbadać młody radny PiS Grzegorz Puda. Nie wskórał póki co niczego. Rada Miasta zdominowana przez radnych PO oraz klub prezydenta, związanego z tą samą formacją, w milczeniu przyglądała się zmaganiom radnego z czołowym włodarzem. Zresztą większość z nich w całym roku ani razu nie zabrała głosu na posiedzeniach plenarnych rady, a niektórzy od początku kadencji nie złożyli nawet jednej interpelacji.

A miasto jak spało, tak śpi. Lokalne media jedynie w zawoalowany sposób piszą o sprawie. Nawet koledzy partyjni Pudy nie przesadzają z aktywnością, nie chcąc palić za sobą mostów.

Prokuratura też śpi, choć o ewentualnych nieprawidłowościach już cztery lata wstecz zawiadomił ją sam wiceprezydent. Klimat popsuło nieco CBA, które zajęło się sprawą, idąc pewno tropem Marka Piotrowskiego.

Ręce zacierają tylko ci, których ktoś kiedyś oświecił, że miasto śpi, ale śpi na pieniądzach. Ot, postkomunizm w mikroskali.

Paweł Zyzak

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych