Od dawna głoszę tezę, że tracimy masę czasu. Bo zajmujemy się długimi godzinami wypominaniem swoim ideowym przeciwnikom tego, co na potęgę sami robimy. Jeden więcej, drugi mniej, ale jako grupy – wszyscy po trochu. W dobie tzw. dziennikarstwa tożsamościowego, które reprezentuje – przykładowo – i Newsweek i Gazeta Polska, a ten portal również, nikt nie jest wolny od podobnych grzechów. Na przykład preferowania „swoich” kosztem „nie swoich” – obiektywizm dawno poszedł w kąt jako zabobon.
Dlatego stosunkowo powściągliwie odniosę się do czysto warsztatowej strony wywiadu z Zygmuntem Baumanem w weekendowej Gazecie Wyborczej. Czy Wyborcza powinna być tak wyrozumiała, że w rozmowie nie pada jedno trudne pytanie? Powtórzę, wszyscy traktujemy swoich lepiej niż nie swoich. Inna sprawa, że ten wybór swoich i nie swoich pozwala się zorientować, kim sami jesteśmy.
Z dziennikarskiego punktu widzenia rozmowa z Baumanem, w której nie pojawia się pytanie najważniejsze, i w tej sytuacji najbardziej wszystkich kręcące: co pan u licha robiłeś w tym KBW, to kuriozum. Świadectwo miejsca, w które zawędrowała nasza pożal się Boże debata. Wyborcza ma do tego naturalnie prawo. Ale przy okazji zmarnowano okazję aby Bauman jakoś się wytłumaczył. Nawet gdyby kłamał (w wypowiedzi dla telewizji twierdził, że tylko kierował ruchem, skojarzenia z dowcipami o SS-manach nasuwają się same), byłby to hołd złożony cnocie.
Tylko, że tej cnoty już nie ma. W latach 90., nawet jeszcze całkiem niedawno te środowiska traktowały komunistyczną przeszłość, zwłaszcza taką komunistyczną przeszłość, jako coś odrobinę wstydliwego. Baumana czciło się tam raczej „mimo” niż „za”. Teraz sędziwy pan profesor opowiada, jak to wierzył w wolność, równość i braterstwo. Jednym słowem podejmował taki sobie normalny wybór. W Anglii jedni są za Labour, inni za konserwatystami. W USA – jedni za republikanami, inni – za demokratami. W Polsce 1945 roku jedni kryli się po lasach, albo wspierali Mikołajczyka dostając w skórę, inni przywdziewali mundur. Normalność. Gdzie w tym problem patriotyzmu, Polski? Gdzieś za drzwiami.
Młody człowiek nic z tamtych czasów nie pojmie, skoro temat swojej służby w KBW Bauman zbywa sam z siebie, bo nie jest o nic nagabywany, rozważaniami o hierarchicznej naturze wojska, oraz o swoim dowódcy , pewnym pułkowniku „bardzo krytycznym wobec świata, który współtworzył”. Incydent wrocławski coś tam otworzył, coś przesilił, ale stał się też sygnałem do polaryzacji totalnej.
„Wyborcza” staje się ostatecznie formacją marzycieli, którzy może i zbłądzili, ale mieli do tego prawo, i sympatycznych, wręcz nadkrytycznych pułkowników KBW. To jest przerażające. A tym co będą mi odpowiadać, że tak było zawsze, odpowiem: nie całkiem. Fakt, że o czymś nie mówimy, że coś przemilczamy, świadczy o tym, że trochę się tego jeszcze wstydzimy.
Dziś ten wstyd znika. Razem z resztkami przywiązania do Polski?
Przy okazji uwagi na temat dwóch innych publikacji „Wyborczej”, bo wciąż jednak czasem się dziwię.
Któryś dzień z rzędu gazeta ściga nauczycielkę, który dawno temu zakatowała ponoć swojego pasierba. Zrobiono z tego wydarzenie, wypchnięto tę kobietę z pracy w szkole i z doradzania MEN-owi. Czułbym się nieswojo, gdyby ktoś, kto używał przemocy, uczył potem dzieci (zakładając, że była winna, w reportaż Mariusza Szczygła, przyznaję się bez bicia, nie wczytałem się mocno). I tyle.
Ale „Wyborcza” nie byłaby sobą, gdyby ograniczyła się do zrelacjonowania zdarzeń. Poczucie misji wygrywa w najprostszych kwestiach.
Dla mnie najbardziej wstrząsającym fragmentem tej historii jest fragment regulaminu lekcyjnego ułożonego przez Ewę T., kiedy znów podjęła pracę nauczycielki. Powtarza się wymaganie ciszy na lekcji, a za każdą niesubordynację stosowana jest sankcja w postaci jedynki. Nie przeraża mnie to, że Ewa T. wymyśliła ten regulamin, ale to że szkoła go zaakceptowała
– ogłasza na marginesie Ewa Siedlecka, tamtejsza rzeczniczka praw człowieka.
No i wszystko jasne. Żądasz ciszy na swoich lekcjach, stawiasz za „akty niesubordynacji” jedynki, jesteś podobny do morderczyni. Można tylko pokochać „Wyborczą” za pasję rozkładania tradycyjnych instytucji w imię najbardziej niemądrych, lewackich wręcz wyobrażeń. Podejmowanych bez żadnej odpowiedzialności, bo przecież pani Siedlecka nie pójdzie do dzisiejszej szkoły uczyć, nawet na godzinę.
A co ze wspomnieniami o najlepszych, bo najtwardszych, nauczycielach przeplatających się jak refren, choćby przez Naszą Klasę. Też byli mordercami? No przecież to czysty nonsens.
Dwie strony dalej Bogdan Wróblewski młotkuje prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta.
Prokuratura potrzebuje charyzmatycznego przywódcy
– prawie krzyczy spokojny zwykle Wróblewski do dżentelmena, który jest żywym zaprzeczeniem takiego postulatu.
A ja się uśmiecham. Bo całkiem niedawno ta sama „Wyborcza”, zapewne wręcz ten sam Wróblewski przekonywali mnie, że prokurator najlepszy to nie kierowany przez nikogo. To stamtąd przychodziło najgorętsze poparcie dla modelu prokuratury „samorządnej”, który zrealizowała w końcu PO, chcąc się uwolnić od odpowiedzialności za wymiar sprawiedliwości.
Dziś pogląd zmienił się radykalnie. Bo antysemickie napisy, bo najazd na wykład Baumana, bo trzeba urwać głowę wymyślonej przez siebie faszystowskiej hydrze… Ja zawsze byłem za prokuraturą scentralizowaną i najlepiej rządową, także przy władzy PO. Widzę zagrożenia, ale przynajmniej wiem, kto za co by odpowiadał. „Wyborcza” skacze z kwiatka na kwiatek, bo mądrość każdego etapu jest skrajnie odmienna. I za każdym razem, całkiem jak politycy, zakłada, że ludzie nie sięgają pamięcią dalej niż wczoraj…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/160874-o-czym-rozmawiac-z-zygmuntem-baumanem-poczet-kuriozow-z-czerskiej-odc-2-wyborcza-staje-sie-ostatecznie-formacja-marzycieli
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.