Właśnie teraz z miejscowości Porto Vecchio na południu Korsyki rusza 100. edycja wyścigu kolarskiego Tour de France. Ten wyścig to we Francji świętość.
Oczywiście jest to wielkie przedsięwzięcie biznesowe i nie tylko z powodów prestiżowych miasta ustawiają się w długiej kolejce do goszczenia kolejnych etapów (najlepiej jako meta etapu), nie bez powodu znane marki sponsorują wyścig, ale Tour jest także wielkim świętem ludowym. Setki tysięcy ludzi ustawiają się na trasie, żeby kibicować kolarzom, miliony w tym celu zasiadają przed telewizorami. Zresztą kibicowanie jest połączone ze swoistym zwiedzaniem Francji, czego możemy doświadczać nawet w Polsce oglądając bardzo przemyślane pod tym względem transmisje Eurosportu (realizacja telewizyjna jest któregoś z wielkich kanałów francuskiej telewizji publicznej, France2, albo France3).
Lipiec we Francji to Tour de France, najbardziej prestiżowy i najtrudniejszy wieloetapowy wyścig na świecie. Zwycięzca Tour de France ma przez następny sezon co najmniej tyle prestiżu w kolarskim świecie co szosowy mistrz świata albo mistrz olimpijski. Francja bez Touru to jak Francja bez festiwalu w Cannes, albo bez Beaujolais nouveau.
A jednak od lat to poczucie identyfikacji z wielkim wydarzeniem i dumy z niego jest podmywane. Chodzi o doping. Pierwsza gigantyczna wpadka dotyczyła drużyny Festina w roku 1998, kiedy wyszło na jaw, że szprycowanie się kolarzy miało tam charakter powszechny i systematyczny. Od wyścigu w 1999 jego organizatorzy ogłaszają co roku, że walczą z dopingiem i że są na dobrej drodze, aby urwać łeb hydrze. Ale łeb odrasta. Dość powiedzieć, że oszustami okazali się najwięksi mistrzowie, zwycięzcy Tour de France: Alberto Contador, Floyd Landis, Jan Urlich, a także – i przede wszystkim – siedmiokrotny tryumfator Wielkiej Pętli Lance Armstrong.
W ostatnich dniach padł cień na innego wielkiego w przeszłości kolarza, a dziś komentatora sportowego, Laurenta Jalaberta. Były kolarz odpowiedział na oskarżenia miękko, wygląda na to, że obawia się, iż ostateczny werdykt komisji Senatu będzie dla niego niekorzystny. I choć sprawa dotyczy roku 1998 (tego, kiedy wydarzyła się afera Festiny), kolejny pomnik został co najmniej zachwiany. W konsekwencji radio RTL oraz ‘telewizja publiczna zrezygnowały ze współpracy z Jalabertem dosłownie na kilka dni przed początkiem Touru. Oliwy do ognia dolał w końcu wywiad Lance’a Armstronga dla „Le Monde”. Amerykanin, który wiosną tego roku w końcu przyznał się do korzystania z dopingu w każdym ze swoich zwycięskich Tour de France w latach 1999-2005, teraz oskarża wszystkich wokół i twierdzi, że bez dopingu po prostu nie da się wygrać tego wyścigu. Armstrong później zniuansował swoją wypowiedź pisząc na Twitterze, że miał na myśli wyścigi, w których sam zwyciężył. Czyli – niby – jego słowa nie rzucają cienia na tegoroczny wyścig i jego przyszłego zwycięzcę.
Niby nie rzucają. W gruncie rzeczy ilość afer dopingowych w Tourze (i w ogóle w zawodowych kolarstwie) jest w ostatnich 15 latach taka, że reputacja Touru nieuchronnie stoi pod wielkim znakiem zapytania. Jak słusznie napisał w „Le Monde” Henri Seckel ten wyścig czyni jego kibiców po trochu schizofrenikami. Bo trzeba zarazem: „Mieć bijące ze wzruszenia serce tyleż podczas ataku kolarzy na przełęcz Galibier [jeden z kultowych podjazdów Tour de France - RG], ile podczas najazdu policji [z kontrolą antydopingową - RG] na hotel goszczący kolarzy”.
Prawdę mówiąc, wrażenie takiej podwójności, wielkości i upadku, nie jest wyłączną domeną kibiców Tour de France. Ani wrażenie tych, którzy próbują dociec prawdy, że biją głową w mur (tu polecam dokument „Błędne koło. Kariera i upadek Lance’a Armstronga” emitowany na kanale National Geographic).
Tour de France jest tylko częścią tego świata. Świata sztucznie, niekiedy, kreowanych wielkości. I zaciekłej ich obrony. I wylewania kubłów pomyj na tych, którzy szukają prawdy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/160830-duma-i-wstyd-tour-de-france-to-najbardziej-prestizowy-i-najtrudniejszy-wieloetapowy-wyscig-na-swiecie-ale-jego-reputacja-stoi-pod-wielkim-znakiem-zapytania