"Po co Polakom referendum? Bo Francuzi czy Niemcy taką władzę jak w Polsce by roznieśli." PIĘĆ PYTAŃ DO Kazimierza M. Ujazdowskiego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Tomasz Gzell
Fot. PAP/Tomasz Gzell

PiS proponuje zmiany w konstytucji. Sejm musiałby pracować nad obywatelskim projektem ustawy (dziś może go odrzucić w pierwszym czytaniu). Z kolei referendum poparte co najmniej milionem podpisów byłoby obowiązkowe (dziś o tym, czy go zarządzić, decyduje zawsze parlament).

To oznacza więcej władzy bezpośrednio dla społeczeństwa. Po co takie propozycje? Czy nie kryją się w nim niebezpieczeństwa? Rozmawiamy z autorem projektu posłem Kazimierzem Michałem Ujazdowskim:

 

wPolityce.pl: Ruch „Ratuj maluchy” zebrał prawie milion podpisów pod swoim projektem referendum. Gdyby obowiązywały zmiany proponowane przez PiS, a Ruch to referendum by wygrał, trzeba by nie tylko wycofać sześciolatki ze szkół, ale także na przykład likwidować gimnazja czy przywracać do liceów historię.

Kazimierz M. Ujazdowski: Ja mam nadzieję, że niezależnie od tego, czy te zmiany w konstytucji zostaną przyjęte, czy nie, to akurat referendum będzie zarządzone. Elbanowscy po prostu mają rację, a jak wynika z sondaży większość Polaków nie uważa polskiej szkoły za przygotowaną na przyjęcie sześciolatków. Także i w innych kwestiach, na przykład podziału szkolnictwa na podstawówki, gimnazja i licea, sympatie Polaków są gdzie indziej niż twórców kolejnych reform.

 

Ale to by oznaczało, że polityka państwa będzie w następstwie referendum zupełnie inna niż zapowiedzi, z którymi wygrywał wybory rząd. Czy nie wkradnie się chaos? Kompletna zmiana obecnego systemu edukacyjnego jest na dokładkę bardzo kosztowna. Kto nam zaręczy, że nie zafundujemy sobie ustawicznych takich zmian – pod wpływem emocji?

Uporządkujmy tę dyskusję. Po pierwsze my proponujemy aby niektóre kwestie były spod referendum wyłączone: zmiany w konstytucji, przyjmowanie budżetu, tematy związane z bezpieczeństwem państwa. Nie ma tu więc zagrożenia uleganiem demagogii. Poza tym wymóg zebrania miliona podpisów czyni z referendum narzędzie  wyjątkowe. To nie jest tak, że wystarczy przypadkowa społeczna emocja abyśmy wszyscy szli do urn. Z drugiej strony ja wręcz uważam, że istnienie obowiązkowego referendum miałoby znaczenie prewencyjne. Rząd unikałby popełniania ewidentnych głupstw, tak jak w przypadku upierania się przy posyłaniu do szkół sześciolatków. Unikałby też forsowania decyzji nieprzygotowanych, nieprzedyskutowanych wewnątrz społeczeństwa. Uważam, że dobre zmiany w Polsce wymagają skutecznej opinii publicznej.

 

Nie boi się Pan blokowania zmian niepopularnych? Czasem trzeba przeforsować taką decyzję, jak wydłużenie wieku emerytalnego, z powodu stanu finansów czy sytuacji demograficznej. Wiadomo jednak, że ludzie ją odrzucą.

W przypadku tej decyzji była ona kompletnie nie zapowiedziana. Donald Tusk ukrywał ją podczas kampanii, a przeforsował w kilka miesięcy po zwycięskich wyborach. We Francji, w Niemczech obywatele by taką władzę po prostu roznieśli. Po przyjęciu naszych zmian rząd Tuska musiałby się ze społeczeństwem komunikować. Musiałby je przekonać. Na tym polega demokracja. Sądzę, że ona pozwala na konieczne zmiany, również niepopularne, o ile tylko rząd znajdzie metodę odpowiedniego ich przygotowania. Ale rząd Tuska wolał uderzyć w słabych niż w silnych.

 

Kiedyś nie był Pan zwolennikiem demokracji bezpośredniej. Co zmieniło Pana pogląd?

W Polsce to nie była nigdy, poza wyjątkowym przypadkiem przedwojennej PPS,  zbyt popularna tradycja. Nawet „Solidarność” w latach 80. specjalnie się do demokracji bezpośredniej  nie odwoływała. Jestem przekonany, że to jest recepta na władzę bardziej przewidującą i uważniej myślącą o konsekwencjach swoich pomysłów. To również antidotum na oligarchizację systemu.

 

Za tym projektem jest także lewicowa opozycja – SLD i Ruch Palikota. Ale przeciw wypowiada się PO, a bez niej nie można konstytucji zmienić. Jak by Pan przekonywał polityków Platformy?

Argumentem, że to nie jest zmiana robiona pod nikogo. To jest zmiana na lata. Liczę na poparcie tych polityków PO, którzy myślą dalej niż tylko w perspektywie epoki Tuska. Zwłaszcza konserwatystów Jarosława Gowina, którzy powinni być też zainteresowani tym konkretnym referendum w sprawie systemu szkolnictwa. Apelowałbym też do PSL jako partii niewielkiej – to dodatkowa droga do wpływania na rzeczywistość, w innej logice niż arytmetyka parlamentarna.

Rozmawiał Piotr Zaremba

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych