W pięć dni po morderstwie w Woolwych David Cameron wygłosił speech, w którym zapowiedział działania przeciw islamskiej radykalizacji „w medresach, meczetach, uniwersytetach i w internecie”. A nasze media wysmażyły z tego wojownicze teksty z cyklu ”Cameron wypowiada wojnę islamskiemu radykalizmowi”, jak bez mała George Bush Jr po zamachu na World Trade Center.
Nikt nawet nie dostrzegł małego, lecz bardzo ważnego zdania, gdy Cameron jednym tchem dodał: ”Nie będę także tolerować skrajnie prawicowej islamofobii”, co natychmiast uspokoiło organizacje islamskie, i upewniło, że wiele wody upłynie w Tamizie, zanim zostaną podjęte jakiekolwiek działania. Jeśli w ogóle. Kłopot z newsami agencyjnymi polega na tym, że są wyrwane z kontekstu, a bez tego kontekstu właściwie każda ich interpretacja dziennikarska – w Polsce, Chinach czy Kolumbii - jest uprawniona. Tyle, że nie każda przynosi prawdę o zdarzeniu, zjawisku czy procesie.
Bo choć premier Cameron „zapowiedział działania”, wcale nie znaczy, że wszystkie resorty nagle rzuca się do pracy, że ich aktywność przyniesie jakiś widoczny pożytek, np. projekty ustaw, że te ustawy zostaną wprowadzone w życie, że w ogóle cokolwiek będzie się działo. Ze stylu pracy premiera, nie bez powodu zwanego „Hamletem”, z dotychczasowych efektów rządu torysów w rozwiązywaniu „islamskiego radykalizmu”, wynika raczej, że w dającym się przewidzieć czasie niewiele się zdarzy. Wystarczy spojrzeć na skład zespołu TERFOR, powołanego do tej pracy, aby nasz entuzjazm ostygł. Minister ds. handlu Vince Cable, z koalicyjnej partii liberalnych demokratów, bardziej lewicowy niż szef Nick Clegg. Minister sprawiedliwości Chris Grayling, przedtem – członek Social Democratic Party, wieloletni producent BBC i, uwaga, Channel 4, pierwszy nie – prawnik na tym stanowisku od 1672 roku. Jasnym punktem jest minister edukacji Michael Gove, konsekwentnie rozszerzający program nauczania i podwyższający standardy egzaminacyjne. Ten sam, który zaproponował, aby każdą szkołę wyposażyć w Biblię św. Jakuba, znienawidzony przez związki zawodowe nauczycieli, z których jeden nie dalej jak w marcu wysmażył przeciw niemu votum nieufności. I szefowa ministerstwa spraw wewnętrznych Theresa May, patronująca misji, która podsumowała przedsięwzięcie: ”Tak więc teraz, zamiast walki z aktami przemocy, trzeba przede wszystkim stawić czoła zjawisku radykalizacji islamskiej”. A dlaczego nie i jednemu i drugiemu? Czy to są działania wykluczające się czy, przeciwnie, wspierające? No i dozorujący akcją premier, który hamletyzuje przed każdą ważniejszą decyzją, przesuwa ją w czasie, zastanawiając się, ilu wrogów sobie przy tej okazji przysporzy. Czy to wygląda – jak zapowiadały buńczucznie polskie media – na „wojnę przeciw islamskiemu radykalizmowi”? Wolne żarty.
A teraz, z jaką rzeczywistością zespół TERFOR musi się zmierzyć? I tu tkwi cały problem. Dziś nie tylko w Londynie, Manchesterze, Birmingham, Bradford, ale i w historycznych „sercach Anglii” jak Bath czy Salisbury, widać całe arabskie dzielnice, gdzie biały nie ma czego szukać. Meczety, suki, kawiarnie z shishami, restauracje, serwujące arabskie przysmaki, całe dzielnice, gdzie jedna na 5 - 7 osób mówi po angielsku, gdzie rządzi prawo szariatu, kompletnie niepenetrowalne dla brytyjskiej policji. Gdzie w meczetach nierzadko można usłyszeć „mowę nienawiści”, w centrach kulturalnych odbywa się instruktaż przyszłych „wojowników Allaha”, a są dowody że także składowana jest broń. W 2002 roku wybuchł skandal z „taśmami prawdy”. Imam Abu Hamza, który nawoływał do świętej wojny z cywilizacją Zachodu, został nagrany ukrytą kamerą przez dziennikarza BBC. Ale kiedy ta zaprosiła duchownego do studia, Abu Hamza wyparł się wszystkiego i … oskarżył BBC o „sianie nienawiści religijnej i rasowej”! I tak jest do dziś. W dyskusjach w mediach liberalnych – w BBC, ITV, Guardianie etc. muzułmańscy liderzy religijni, polityczni, studenccy - zawsze mają rację. Policja Metropolitalna, atakowana przez Labour Party i lewicowe media, w obawie o kolejne posądzenie o rasizm, jak ognia unika publikowania statystyk, z których wynika że w Wielkiej Brytanii istnieją grożne gangi tureckie, zajmujące się kradzieżą samochodów i gangi pakistańskich stręczycieli, „opiekujących się” białymi nastolatkami, które nazywają „white flesh”, „białym mięsem”. Jedynie konserwatywna prasa szeroko omawia „zbrodnie honoru”, jeśli jakimś cudem news przebije się do wiadomości publicznej. Przypadki porwań, jak Humrayi Abedin, która pojechała do rodziców do Bangladeszu, gdzie przez cztery miesiące była więziona, bo nie chciała poślubić wybranego przez nich kandydata. Jedynie konserwatyści szerzej komentują zdarzenia jak napad i pobicie przez trzech muzułmanów dwojga strażników w więzieniu o ostrym rygorze New Sutton. Oraz potępiają torysów za marnowanie milionów funtów na procesy z somalijskimi kryminalistami jak Abdisamed Sufi, który korzystając z usług muzułmańskich adwokatów, opłacanych przez państwo, od 2003 roku walczy z ekstradycją do kraju pochodzenia. W takim sporze z brytyjskim wymiarem sprawiedliwości tylko somalijskich kryminalistów jest około 200. Dokumentując temat, wybrałam się do urzędu miasta, dział pomocy socjalnej, i na własne oczy zobaczyłam skalę problemu! Wyłącznie emigranci, większość spoza Europy, z Pakistanu, Bangladeszu, Maroka, Somalii, a wszyscy – po benefity. Wystarczy, aby sobie uświadomić jak nieadekwatnie brzmi zapowiedż premiera „podjęcia działań przeciwko islamskiemu radykalizmowi”! Jeśli nie na tę okazję wymyślono powiedzenie „ to już ostatni dzwonek”, nie znam innej, do której pasowałoby lepiej.
David Cameron oświadczył w ubiegły poniedziałek: ”Musimy skończyć z tą nienawiścią”, jednak nie dodał kto musi i z czyją nienawiścią? A lewicowe media czynią wszystko, żeby tę odpowiedzialność rozmyć. Jeszcze tego samego dnia na Kanale 4 pokazano reportaż „The Boston terrorists and the Woolwych terrorists”, w którym rodzice morderców, ich sąsiedzi, nauczyciele, określali ich jako „chłopców miłych, dobrze ułożonych, choć trochę zagubionych”. Po prostu „rozczarowani życiem w Wielkiej Brytanii młodzi ludzie, którzy marzyli o tym, aby dokonać coś wielkiego”. Dlaczego morderstwo ze szczególnym okrucieństwem dokonane na młodym żołnierzu przez terrorystów ma oznaczać „coś wielkiego”, tego program nie wyjaśnił. Z kolei w dzienniku BBC wypowiadało się dwóch liderów muzułmańskich związków studenckich, były i obecny, którzy próbowali dowodzić, że na kampusach studenckich nie ma takiego zjawiska jak islamizacja i rekrutacja studentów przez organizacje terrorystyczne. A wytrenowany w politycznej poprawności prezenter – grzecznie przytakiwał temu oczywistemu kłamstwu.
Sytuacja jest grożna, i wiem o tym nie z agencyjnego newsa, lecz wieloletniej obserwacji kraju, w którym mieszkam. To naprawdę ostatni dzwonek. Tak wiele jest do zrobienia, że nie wiadomo od czego zacząć. Na pewno zacieśnić prawo emigracyjne, przestać respektować wyroki Trybunału Praw Człowieka, który lubi grać na nosie sądom narodowym; zwrócić się do OFCOM, aby zobowiązała media do skończenia z promowaniem liderów politycznych czy studenckich, znanych z „mowy nienawiści”. Zakwestionować prawo szariatu i egzekwować własne, brytyjskie; zażądać – z użyciem wszelkich legalnych form nacisku - aby z Google’a zniknęły strony organizacji islamskich, znanych z podżegania do nienawiści lub instruujących „jak zrobić bombę z szybkowara”, z czego skorzystali terroryści z Bostonu. Zaapelować do przemysłu filmowego i telewizyjnego, aby przy dystrybucji funduszy na projekty filmowe, zrezygnowały z „punktów za pochodzenie”. Na Wyspach, jak kiedyś “black”, dziś „muslim is beautiful”. Czy nie należałoby zagrozić ekstradycją rodzin tych terrorystów, którym udowodniono winę? Chyba nikt rozsądny nie wierzy zapewnieniom, że rodzina, przyjaciele, wspólnota, nic nie wiedziały o przygotowaniach do zamachu. No i przestać hojnie szafować zasiłkami dla rodzin muzułmańskich, po pierwsze wielodzietnych, a po drugie - wciąż pączkujących. Bo młodzi Pakistańczycy czy Malezyjczycy często biorą sobie żony z krajów pochodzenia, za którymi na Wyspy ściągają ich liczne rodziny. Premier Cameron zadaje pytania: „Kiedy młodzi ludzie, urodzeni i wychowani w Wielkiej Brytanii radykalizują się i zabijają, powinniśmy zadać sobie pytanie, co stało się z naszym krajem?” Jest to postawa równie realistyczna jak przedszkolanki, perswadującej bandycie, który wywija Kałasznikowem przed oczami małych przerażonych zakładników, wrzeszcząc „już was nie ma białe ścierwa!”, aby grzecznie oddał jej broń.
W ubiegły poniedziałek premier Cameron kolejny raz zapowiedział zdecydowane działania przeciw islamskiej radykalizacji „w medresach, meczetach, w uniwersytetach i w Internecie”, a polscy dziennikarze zrobili z tego newsa całą „wojnę z terroryzmem”. Prawda sobie, a news agencyjny sobie. Dlatego jeszcze raz apeluję do mediów konserwatywnych – potrzebujemy siatki własnych korespondentów, gdzie tylko się da! Inaczej, mimo agencyjnych newsów, wciąż nie będziemy wiedzieli „jak czytać świat”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/159586-jeden-krok-blizej-swiata-sytuacja-jest-grozna-i-wiem-o-tym-nie-z-agencyjnego-newsa-lecz-wieloletniej-obserwacji-kraju-w-ktorym-mieszkam
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.