Katarzyna Hall broni reformy jak niepodległości. Reforma jest dobra, rodzice - źli

Fot. Facebook
Fot. Facebook

Jest mi przykro, że przy okazji tych zmian powstaje tyle napięć. Niestety różne kampanie medialne przekładają się na to, że ileś małych dzieci zaczyna bać się szkoły, zamiast pozytywnego nastawienia – odczuwać niepokój - mówi w rozmowie z dziennik.pl Katarzyna Hall, była minister edukacji. Jutro do Sejmu ma trafić obywatelski wniosek o referendum w sprawie reformy obniżającej wiek szkolny. Autorką tej reformy jest właśnie Katarzyna Hall.

Katarzyna Hall broni swojej reformy:

Ja mam przekonanie do merytorycznej zasadności tej zmiany, jeśli chodzi o korzyści dla rozwoju dzieci. Mam przekonanie co do tego, żeby dzieci kończyły szkołę, mając lat 18, a nie 19. Uważam, że miejsce 18-latka jest na studiach albo na rynku pracy, a nie w ławce szkolnej. Poza tym dzięki tej zmianie mamy spory postęp na odcinku udostępniania edukacji przedszkolnej. A czym wcześniej dziecko trafia do specjalistów, którzy mogą mu pomóc w rozwoju, tym lepiej dla niego. Trzeba pamiętać, że w wielu rodzinach nie ma niestety takiej możliwości, żeby to dom zatroszczył się o dziecko, rozpoznał problemy, nad rozwiązaniem których trzeba pracować.

 

Na pytanie o wątpliwości rodziców była minister stwierdza:

 

Ta zmiana, jak każda, wzbudza wiele niepokoju, także emocji politycznych. Ja mam sporo obserwacji związanych z działaniami samorządów terytorialnych. Nawet niedawno spotykając się z samorządowcami na Pomorzu, powiedziałam, że gdyby wszystkie samorządy działały tak jak wiele pomorskich, to bylibyśmy w innym położeniu. Tam odsetek rodziców decydujących się na zaufanie szkole i wcześniejsze wysyłanie dzieci do pierwszej klasy jest relatywnie najwyższy – w niektórych gminach nawet 40-50 procent. Samorząd jest w stanie przekonać rodzica tym, jak pracuje szkoła. Tu nie chodzi o zrobienie lepszej kampanii reklamowej z udziałem gwiazd. Rodzic codziennie idzie do szkoły i mówi „sprawdzam”. A dziecko najczęściej wysyła do tej placówki, którą ma najbliżej. Tam, gdzie zarówno samorząd, jak dyrekcja szkoły mają w centrum uwagi potrzeby dziecka i rodziców, tam dużo łatwiej ten proces przebiega. Są jednak i takie samorządy, dla których nowe przepisy oznaczały mechaniczne przejęcie dzieci i zgarnięcie subwencji bez starannego przygotowania szkoły. A szkoła powinna być przyjazna i powinna dobrze opiekować się dziećmi również ośmio- i dziewięcioletnimi. To nie jest tak, że jak dziecko ma siedem lat, to już można stosować „zimny wychów”.

 

Była pani minister uspokaja i jednocześnie atakuje rodziców:

Odsetek szkół, co do których przygotowania są wątpliwości, nie jest duży. Dużo nie brakuje do sytuacji, w której wszelkie analizy i badania pokażą, że jest dobrze. Wszystkie wątpliwości trzeba traktować poważnie i je rozwiewać. Czy rozwiązaniem będzie stwierdzenie: „Wstrzymujemy wszelkie reformy, niech w szkole dalej będzie źle, nieprzyjaźnie i paskudnie”? Ja się na to po prostu nie zgadzam. Cofajmy się, bójmy się dalej szkoły i straszmy nią małe dzieci – dla mnie to nie są argumenty. Róbmy wszystko, aby ta szkoła była taka, jak trzeba.

Zdaniem pani minister podpisy zebrane podczas akcji "Ratuj Maluchy i Starsze Dzieci też" , wcale nie należą do rodziców:

Ja podejrzewam, że te 800 tysięcy osób to nie są w stu procentach rodzice, którzy codziennie odprowadzają dzieci do szkoły i oglądają tę szkolną rzeczywistość. To są też babcie, dziadkowie, ludzie zaniepokojeni jakimś medialnym obrazem itd. Ci, do których dotarła medialna kampania. Ja jednak bardziej polegałabym na konkretnych analizach, które stwierdzają, że w którejś szkole coś jest nie tak.

Katarzyna Hall uspokaja, że jej były resort robi wszystko, żeby usprawnić reformę:

Rząd zapowiedział poza tym wprowadzanie obowiązku szkolnego z podziałem na półrocza – najpierw obowiązkowo do szkoły idą sześciolatki urodzone w pierwszym półroczu, w kolejnym roku dzieci urodzone także w drugim półroczu. Mnie bardzo cieszy jeszcze jedna zmiana, która jest w projekcie ministerialnym, a która jest głęboko uzasadniona. Chodzi o ograniczenie liczebności klas do 25 osób. Te normy obowiązują już w edukacji przedszkolnej i w świetlicach. Natomiast nie były wprowadzone na poziomie klas szkolnych. Będzie to więc ujednolicenie standardów. To także jest wyrazem wsłuchiwania się w różne sygnały i zastrzeżenia. Ta kolejna zmiana poprawia standard, także tych kilku procent szkół z mankamentami.

I wracamy do wątku, że wszystko co złe, to wina rodziców:

Jest mi przykro, że przy okazji tych zmian powstaje tyle napięć. A przecież tak istotne jest, żeby dzieci miały pozytywne nastawienie do szkoły. Niestety różne kampanie medialne przekładają się na to, że ileś małych dzieci zaczyna bać się szkoły, zamiast pozytywnego nastawienia – odczuwać niepokój. Do tej pory małe dzieci szły do szkoły z radosnymi emocjami, a to też jest cel sam w sobie.

I o co chodzi?Rodzice sobie coś ubzdrali, straszą dzieci, a przecież państwo chce dla nich jak najlepiej.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.