Katarzyna Hall zarzuca organizatorom kampanii przeciw reformie, że straszą dzieci. Zaczęło się odwracanie kota ogonem!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Wikipedia Commons/Karols Friend CC
Fot. Wikipedia Commons/Karols Friend CC

Twórcy chorej reformy i zwolennicy wcześniejszego posyłania sześciolatków do szkół podgrzewają atmosferę, na dzień przed złożeniem w Sejmie ponad 800 tysięcy podpisów za referendum wstrzymującym reformę.

Jest mi przykro, że przy okazji tych zmian powstaje tyle napięć. Niestety różne kampanie medialne przekładają się na to, że ileś małych dzieci zaczyna bać się szkoły, zamiast pozytywnego nastawienia – odczuwać niepokój - mówi Katarzyna Hall, była minister edukacji w rozmowie z dziennik.pl.

Na podstawie wypowiedzi pani minister można sądzić, że dzieciom szkodzi kampania, którą uruchomiono, by uchronić przed skutkami wadliwej, niedopracowanej reformy, a nie sama reforma. Co więcej, pani eksminister bez żenady przyznaje, że wszystko było zrobione po to, żeby wcześniej wypchnąć młodych na rynek pracy.

Ja mam przekonanie do merytorycznej zasadności tej zmiany, jeśli chodzi o korzyści dla rozwoju dzieci. Mam przekonanie co do tego, żeby dzieci kończyły szkołę, mając lat 18, a nie 19. Uważam, że miejsce 18-latka jest na studiach albo na rynku pracy, a nie w ławce szkolnej

– twierdzi była minister.

Z tym, że rodzice wolą, żeby sześcioletnie dzieci były w przedszkolu, a nie w szkole i tu następuje rozjazd w oczekiwaniach. Skąd wiadomo, że to taka jest wola rodziców? Bo po pierwsze niemal milion chce powstrzymania reformy. Ale zaraz poseł Niesiołowski tocząc pianę krzyknie: „Milion podpisał, ale trzydzieści milionów nie podpisało”. To prawda, ale większość rodziców NIE SKORZYSTAŁA z możliwości wcześniejszego posłania dzieci do szkoły, wystawiając w ten sposób wotum nieufności tej żenującej reformie.

O 800 tysiącach podpisów zebranych pod wnioskiem o wstrzymanie referendum pani Hall mówi:

Czy rozwiązaniem będzie stwierdzenie: „Wstrzymujemy wszelkie reformy, niech w szkole dalej będzie źle, nieprzyjaźnie i paskudnie”? Ja się na to po prostu nie zgadzam. Cofajmy się, bójmy się dalej szkoły i straszmy nią małe dzieci – dla mnie to nie są argumenty. Róbmy wszystko, aby ta szkoła była taka, jak trzeba.

I dalej:

Jak mówię, przekonanie merytoryczne do tej zmiany mam duże. Jest mi przykro, że przy okazji tych zmian powstaje tyle napięć. A przecież tak istotne jest, żeby dzieci miały pozytywne nastawienie do szkoły. Niestety różne kampanie medialne przekładają się na to, że ileś małych dzieci zaczyna bać się szkoły, zamiast pozytywnego nastawienia – odczuwać niepokój. Do tej pory małe dzieci szły do szkoły z radosnymi emocjami, a to też jest cel sam w sobie.

I w ten sposób źli stali się ci, którzy walczą o maluchy i prawo rodziców do decydowania, czyli Elbanowscy i Stowarzyszenie i Fundacja Rzecznik Praw Rodziców. Kolejnym ministrom nie udało się przekonać większości rodziców do słuszności tej reformy. Co więc trzeba zrobić? Zwalić wszystko na tych złych, podłych, upartych rodziców, którzy z taką determinacją walczą o swoje dzieci.

 

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych