"Dziennik Gazeta Prawna" publikuje szokujący materiał na temat prawdziwych celów Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego, który od roku oplata Polskę gigantyczną siecią fotoradarów. Otóż okazuje się, że zgodnie z powszechnym odczuciem, miliony złotych wydanych rzekomo na bezpieczeństwo kierowców mają służyć przede wszystkim szybkiemu zasileniu budżetu państwa pieniędzmi z mandatów.
GITD nie jest bowiem aż tak bardzo zainteresowana w karaniu sprawców wykroczeń ile w jak najszybszym ściągnięciu nawet niższej od nałożonej grzywny.
Jak to możliwe? Otóż inspekcja drogowa usilnie sugeruje takie oto rozwiązanie: kierowca, któremu fotoradar zrobił zdjęcie nie musi się przyznawać do winy a nawet wskazywać, kto prowadził pojazd. Jeśli jednak mimo to w ciągu 7 dni zapłaci "promocyjny" mandat, nie zostaną mu nawet doliczone punkty karne.
Właściciel samochodu, który został sfotografowany przez fotoradar otrzymuje wezwanie z następującymi opcjami do wyboru:
1. Przyznanie się do popełnienia wykroczenia i przyjęcie mandatu (lub odmowa przyjęcia, wtedy sprawa trafia do sądu).
2. Wskazanie innej osoby, która kierowała autem w chwili zdarzenia.
3. Niewskazanie osoby kierującej pojazdem i przyjęcie mandatu za to niewskazanie. W tym wypadku właściciel auta nie otrzymuje punktów karnych, a dodatkowo może liczyć na „rabat”. Jeżeli w rzeczywistości mandat powinien wynosić 300–400 zł, inspekcja proponuje mu „promocyjne” 250 zł. Ale „promocja” obowiązuje tylko siedem dni.
Żeby nie było wątpliwości, na której opcji najbardziej zależy inspektorom transportu drogowego, to na pierwszej stronie wezwań GITD wyraźnie podkreśla fragment mówiący, że w przypadku wybrania trzeciej opcji „nałożony zostanie mandat karny za wykroczenie (...), za które nie są przyznawane punkty karne”.
Trzeba być niespełna rozumu, aby w takiej sytuacji nie wybrać opcji nr 3. Pytanie tylko, czy chodzi o ukaranie kierowcy, czy szybką wpłatę pieniędzy na konto
– cytuje dziennik głosy ekspertów ruchu drogowego.
Rzeczywiście, w takiej sytuacji, opcja pierwsza całkowicie traci sens i pozwala piratom drogowym uniknąć rzeczywistej kary nie tylko pieniężnej, ale nawet jednego punkcika karnego. A to znaczy, że kogo na to stać, może bezkarnie szarżować po polskich drogach aż do tragicznego końca.
Co ciekawe, wątpliwości mają nawet niektórzy zarządzający tym systemem, chyba nie do końca zorientowani w prawdziwych jego założeniach.
Po wprowadzeniu tego rozwiązania rzeczywiście pojawiły się głosy, że skłania do wybrania trzeciej opcji – wygodniej zapłacić tę sumę i uniknąć dzięki temu punktów karnych. Tym samym wdrożyliśmy rozwiązanie, w którym grzywna za niewskazanie kierującego pojazdem wynosi do 500 zł
– twierdzi Łukasz Majchrzak z Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym. W praktyce jednak kierowcy nadal otrzymują propozycję opcji nr 3 i mandaty na kwotę 250 zł.
Ale to nie koniec inwencji GITD. Jak informuje "Dziennik Gazeta Prawna", już niedługo nowym batem na kierowców ma być system do odcinkowego pomiaru prędkości. Do nowej broni aż rwą się gminy, które na wyścigi zgłaszają się, żeby to na ich terenie montować nowe urządzenia.
Taki system byłby wymierzony przede wszystkim w tranzytowców, którzy gnają przez naszą gminę na złamanie karku. Sami mieszkańcy niespecjalnie odczuliby obecność systemu, bo poruszaliby się głównie w jego obrębie
– wyjaśnia swoje zainteresowanie systemem wójt jednej z wielkopolskich gmin borykającej się z drogowymi piratami.
System zacznie być wdrażany w drugiej połowie tego roku, początkowo w 29 lokalizacjach - zapowiada gazeta.
kim, "Dziennik Gazeta Prawna"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/159463-juz-wszystko-jest-jasne-gigantyczna-siec-radarow-nie-powstala-dla-naszego-bezpieczenstwa-a-dla-szybkiego-wydojenia-pieniedzy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.