Lilu, jedna z "Panien wyklętych": "Niespożyte pokłady mojego patriotyzmu znalazły w końcu ujście". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. facebook/Kacper Sarama
fot. facebook/Kacper Sarama

Dla artysty jest ważne, chyba najważniejsze, żeby mieć poczucie, że poza śpiewaniem i dawaniem rozrywki robi coś jeszcze, coś ponadto, coś ważnego. W tym przypadku mogę powiedzieć, że nawet w mikroskopijnym choć stopniu coś historycznego - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Lilu, czyli Aleksandra Agaciak, raperka - jedna z wokalistek, która zaangażowała się w patriotyczny projekt "Panny Wyklęte". Płyta zostanie niebawem wydana przez lubelska Fundację Niepodległości w ramach obchodów Roku Żołnierzy Wyklętych.

 

O wszystkich wokalistkach - "pannach wyklętych" będzie można przeczytać w nastepnym numerze Tygodnika "Sieci", który ukaże się 3 czerwca.

 

wPolityce.pl: Jesteś raperką, trudno cię było do tej pory skojarzyć z repertuarem patriotycznym, a twój udział w nagraniu płyt "Morowe Panny" i "Panny Wyklęte" jest znaczny. Czy tematyka Żołnierzy Wyklętych to jest coś, z czym czujesz się dobrze, czy jakoś musiałaś się do tego naginać i namawiać samą siebie?

Lilu: Ja mam wrażenie, że niespożyte pokłady mojego patriotyzmu znalazły w końcu ujście w tych projektach. Dlatego nie miałam żadnego problemu, żeby coś napisać w tych tematach. Nie musiałam kombinować. Dostałam maila, czy chcę wziąć udział, odwróciłam się od komputera i natychmiast napisałam piosenkę.

 

wPolityce.pl: Kilka wokalistek, które zaangażowały się w "Panny Wyklęte" przyznało, że wcześniej ten temat był im zupełnie obcy. Jak było z Tobą, z twoją wiedza historyczną na temat Żołnierzy Wyklętych?

Lilu: Zawsze się interesowałam kwestiami związanymi z II Wojną Światową, ale na nieco innych polach. Bardzo interesował mnie np. holokaust. Ze znajomymi ze studiów odwiedzaliśmy miejsca pamięci i to zawsze było dla mnie bardzo fascynujące. Wiedza była ogólna, może przez moje zapędy patriotyczne nieco wyklarowaną, natomiast teraz dowiedziałam się mnóstwa rzeczy. Przede wszystkim poznałam bezpośrednie relacje ludzi, którzy te czasy przeżyli. Spotkałam się z nimi, zobaczyłam tę historię na ich twarzach. To było najbardziej fascynujące.

 

wPolityce.pl: Darek Malejonek zaprosił do projektu "Panny Wyklęte" bardzo różne wokalistki. Jak uważasz, czy więcej was łączy, czy więcej dzieli, widzisz u was jakiś wspólny mianownik?

Lilu: Wspólny mianownik…? Tak i nie. Najfajniejsze jest to, że to jest takie zróżnicowane środowisko. Każda z nas reprezentuje zupełnie inny nurt muzyczny, a tu nagle okazuje się, że potrafimy usiąść za sceną i normalnie ze sobą pogadać i pożartować. To jest niezbędne przed wspólnymi koncertami, bo one są poważne, patetyczne, podniosłe. Musimy to jakoś rozładować i okazuje się, że te dziewczyny, które pozornie nie są ze sobą połączone, to jednak coś je łączy. Trudno powiedzieć co to jest, to coś…

 

wPolityce.pl: Kim jesteś prywatnie, poza sceną?

Lilu: Pochodzę z rodziny intelektualistów, rodziny mieszczańskiej. Pracuję normalnie zawodowo. Śmieję się, że poza dawaniem ludziom rozrywki, trzeba jeszcze jakąś pożyteczna rolę w społeczeństwie spełniać. Jestem meteorologiem. Poza tym, chyba jestem normalnym człowiekiem.

 

wPolityce.pl: Ale masz przecież poczucie, że bierzesz udział w czymś ważnym, że te piosenki niosą ze sobą wspaniałą historię, że to między innymi ty uczysz teraz młodzież historii?

Lilu: Tak i to dla mnie bardzo istotne. Dla artysty jest ważne, chyba najważniejsze, żeby móc mieć poczucie, że poza śpiewaniem i dawaniem rozrywki robi coś jeszcze, coś ponadto, coś ważnego. W tym przypadku mogę powiedzieć, że nawet w mikroskopijnym choć stopniu coś historycznego. Może to brzmi trochę patetycznie i może to być trochę pretensjonalne, ale czuje się wtedy tę wspólnotę i stają łzy w oczach.

 

wPolityce.pl: Z jednej strony jesteś twardą dziewczyną z Łodzi, raperką, a z drugiej bardzo liryczną kobietą, która widownie potrafi doprowadzić do łez. Widziałem to osobiście na koncercie "Panien Wyklętych". Jak jest z twoją wrażliwością?

Lilu: Może na co dzień tę swoją wrażliwość przykrywam nieco grubszą skórą i na pozór jestem twardą dziewczyną, a potem się okazuje, że gdzieś tam, w głębi duszy, że jestem czuła na jakieś tematy. Takie przynajmniej mam wrażenie.

 

wPolityce.pl: Podczas koncertu jest taki moment, kiedy śpiewasz "Rotę". Publiczność śpiewa zawsze razem z tobą, wszyscy na baczność. Jak ty to odbierasz, co wtedy czujesz?

Lilu: Kiedy po raz pierwszy to się wydarzyło to nie ukrywam, że nie potrafiłam powstrzymać łez, wzruszyło mnie to do łez, takich… krokodylich. Skończyłam studia aktorskie, zawsze mnie uczono, że to nie ja na scenie mam płakać, tylko ludzie, którzy patrzą na mnie. Więc to było trochę nieprofesjonalne...

 

Rozmawiał Marcin Wikło

OBEJRZYJ TAKŻE: Studio Telewizyjne wPolityce.pl - Marcelina, jedna z "Panien Wyklętych": "Mój patriotyzm to nie obciach, to powód do dumy"

CZYTAJ TAKŻE: "Panny wyklęte" - piękne, mądre i odważne. Takie są te piosenki, takie są te dziewczyny

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych