Dr Jabłoński o prorodzinnym programie prezydenta: wpisuje się w logikę obecnego systemu. A, jak wiemy, to system źle skonstruowany

fot. marsz.org
fot. marsz.org

Najbardziej atrakcyjnym instrumentem, który zaproponowano miałaby być ulga dla rodzin, które mają dzieci, opatrzona mechanizmem multiplikowania jej w zależności od liczby dzieci. Można oczywiście odnieść wrażenie, że to jest przyjazny instrument, ale dotyczy tylko części rodzin - tych, które mają od czego tę ulgę odliczyć. (...) Ulga jest zatem dedykowana do połowy i to bardziej zamożnych obywateli i nie rozwiązuje problemu

- mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Ireneusz Jabłoński - ekonomista, członek Zarządu i ekspert Centrum im. Adama Smitha oraz członek rady programowej Kongresu Polskiej Rodziny.


wPolityce.pl: Prezydent Komorowski otwiera dyskusję nad programem "Dobry Klimat dla Rodziny". Podkreśla, że chce zaktywizować do rodzicielstwa ostatnie pokolenie wyżu demograficznego urodzone na przełomie lat 70. i 80. Nie za późno?

Dr Ireneusz Jabłoński: Późno, ale zgodnie ze starą maksymą, w dobrej sprawie - lepiej późno, niż wcale. Jako społeczeństwo, mamy ostatnich kilka lat, aby namówić tę dorosłą już młodzież, by zechcieli się cieszyć rodzicielstwem i macierzyństwem. To ostatni moment, bo niebawem nie będą mogli tego już zrobić ze względów biologicznych. Można więc powiedzieć, że to działanie nawet nie za pięć dwunasta, a za minutę.

Pańskim zdaniem prezydent ma argumenty, by ich do tego przekonać?
Większość argumentów, z którymi zdołałem się zapoznać - bo pomysł jest nowy i nie było szans na jego gruntowne przeanalizowanie - widzę że propozycje, które zaproponowała kancelaria prezydenta, wpisują się w logikę obecnego systemu, próbując go nieco poprawić i uczynić bardziej atrakcyjnym. A jak wiemy, rozwiązania wewnątrz tego dzisiejszego systemu tzw. polityki prorodzinnej, nie dały efektu, bo system jest źle skonstruowany. Najbardziej atrakcyjnym instrumentem, który zaproponowano miałaby być ulga dla rodzin, które mają dzieci, opatrzona mechanizmem multiplikowania jej w zależności od liczby dzieci. Można oczywiście odnieść wrażenie, że to jest przyjazny instrument, ale dotyczy tylko części rodzin - tych, które mają  od czego tę ulgę odliczyć, czyli mają odpowiednio wysoki dochód i w osiągany w taki sposób, który uprawnia ich do korzystania z ulg.

Kto więc mógłby korzystać z tych odliczeń?

Te grupy społeczne i te rodziny, które nie ze względów finansowych, tylko kulturowych nie chcą się póki co cieszyć licznym potomstwem. Natomiast tam, gdzie element kultury wielopokoleniowej z licznym potomstwem jest bardziej żywy, czyli w Polsce powiatowej, ludzie często zarabiają w taki sposób, że nie będą mogli z czego odliczyć tej ulgi. Ulga jest zatem dedykowana do połowy i to bardziej zamożnych obywateli i nie rozwiązuje problemu.

A propozycja dopłat do wynajmu mieszkań?

Jest to rynek, który powinien się rządzić własnymi prawami. Jeżeli jednak jest właściwa konstatacja, że wielu rodzin nie stać na wynajem, czy tym bardziej zakup mieszkań, to trzeba by z tego wyciągnąć wnioski. Jeśli nawet tych ludzi, którzy pracują nie stać na mieszkanie, to znaczy, że za wysokie jest opodatkowanie pracy. Dlatego należałoby zmniejszyć czy zmienić opodatkowanie pracy, żeby nie w funkcji ulgi lub dopłaty młodzi ludzie podejmowali decyzję o tym, czy chcą kupić lub wynająć mieszkanie, ale żeby mogli to zrobić, dysponując własnymi, zarobionymi pieniędzmi. Bo wszelkie dopłaty mają ten charakter, że Kowalski dopłaca do Nowaka. Na ogół liczna grupa mniej zamożnych Kowalskich zrzuca się na dopłatę do bardziej zamożnego Nowaka, ponieważ ma on tę kwotę inicjującą, która pozwala mu ubiegać się o dotację.

W propozycjach prezydenta jest też postulat umożliwienia pogodzenia macierzyństwa z pracą zawodową. Pewnie stoi za tym zwiększenie dostępności do żłobków, ale czy to dobre i bezpieczne dla rozwoju dzieci rozwiązanie?

Z całą pewnością nie. Nie znam żadnych najnowszych badań, poza tymi, które są znane i wykładane od lat, że pierwszy okres rozwoju emocjonalnego i fizycznego dziecka spędzony z matką jest nie do przecenienia. Raczej należałoby różnymi mechanizmami zachęcać matki, aby w tym pierwszym, kluczowym dla rozwoju dziecka okresie, zajęły się ich wychowaniem. To, że szereg matek nie może się temu poświęcić wynika z przymusu ekonomicznego, a nie z ich wolnego wyboru. Dlatego trzeba by było tę szansę wolnego wyboru przywrócić. Drugi element to taki, że jak widać mamy ogromne niedostosowanie podaży i popytu pracy. Podaż istotnie nie nadąża za popytem, jest zbyt mało miejsc pracy. Dlatego nie ma powodu wypychania matek z macierzyństwa do aktywności zawodowej w sytuacji, kiedy pracy brakuje i dla nich i dla ich mężów. Może by pozwolić, żeby rodziny nie w funkcji świadczeń, dotacji, ulg czy prawa pracy, ale w funkcji własnych ocen własnego systemu wartości, które wyznają, podejmowali autonomiczne decyzje w tym zakresie.

Widać, że domaga się tego coraz większa grupa Polaków. Obserwujemy to choćby na Marszach dla Życia i Rodziny, w których uczestniczą dziesiątki tysięcy osób. Pojawia się jednak pytanie, czy ten głos brany jest przez polityków na poważnie, skoro nie dostrzegają go nawet główne stacje informacyjne, które wczoraj w większości przemilczały temat Marszów?

To, że ta czy inna stacja telewizyjna nie pokazuje tego typu zachowań, wynika - uprzejmie rzecz ujmując - z linii programowej redakcji, a nie obiektywnej potrzeby wprowadzania do debaty publicznej działań prorodzinnych. Warto zwrócić uwagę, że gdyby wzorce kulturowe, lansowane dziś niektóre media, obowiązywały 30 lat temu, to by tych młodych, dobrze zarabiających dziennikarzy po prostu nie było.

Marsze to nie tylko manifestowanie przywiązania do rodziny. To także konkretny program naprawczy. Jest pan jednym z ekspertów, które stworzyło program polityki prorodzinnej. Zawiera on m.in. system bonów - przedszkolnych, wychowawcze, oświatowe czy opiekuńcze. To w obecnej sytuacji ekonomicznej realne rozwiązania?

Jak najbardziej realne. To, co zaproponowało m.in. moje środowisko, wspierające organizacje prorodzinne, to zbiór rozwiązań, które w większości funkcjonują, choć jako rozproszone, w wielu krajach. Nawet jeśli by tam nie funkcjonowały, to jeśli ta konstrukcja jest spójna, sensowna i daje szanse na osiągnięcie celu, to też należałoby ją wprowadzić. Tym bardziej, że zamyka się w obrębie już dzisiaj wydawanych pieniędzy na szeroko rozumiane programy społeczne, socjalne czy rynek pracy.

Co możemy  zrobić, żeby te propozycje rozwiązań mogły zostać  zrealizowane?

Trzeba zacząć nie tylko biadolić, ale działać. To moja generalna uwaga i przesłanie, również do środowisk które mają znacznie większe oczekiwania natury społecznej, niż moje. Łączymy tutaj siły i proponujemy konkretne rozwiązania. Temu mają służyć  propozycje ustaw obywatelskich, w których te rozwiązania są rozpisane. Inicjatywa ustawy obywatelskiej ma to do siebie, że mobilizuje zwolenników konkretnych rozwiązań i jest dość skuteczną formą wywierania presji na polityków, którzy je później uchwalają. Pamiętajmy, że kalendarz zdarzeń politycznych będzie sprzyjał znacznie większej otwartości polityków na głos ich wyborców, zorganizowanych w takie inicjatywy.

CZYTAJ TAKŻE: Jacek Sapa: 44 hasła prezydenta niewiele zmienią. Liczą się fakty

 

Rozmawiała Marzena Nykiel

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych