Wiedzieć – to pierwszy warunek, by zrozumieć. Sześćdziesiąt, a choćby i dziesięć lat - to już wystarczający upływ czasu, aby pokazać jak naprawdę było

Kadr z filmu Arkadiusza Gołębiewskiego
Kadr z filmu Arkadiusza Gołębiewskiego

Oglądamy filmy dokumentalne Aliny Czerniakowskiej, Arkadiusza Gołębiewskiego, Tadeusza Pawlickiego. Wypełniona po brzegi sala w Domu Dziennikarza. Bo to o „żołnierzach wyklętych”. Filmy jeszcze niedawno zabronione, a dziś filmy od których media głównego nurtu nadal odżegnują się, opędzają jak diabeł od święconej wody. Bo to o ludziach zabitych, zamęczonych w ubeckich kazamatach, ale także i o ich oprawcach, którzy żyją.

Mówią już bardzo wiekowi ludzie. Urywki wspomnień. Jeśli się myśli i czuje to każde zdanie, nawet najbardziej niewyraźnie wypowiedziane, jest ważne. Ale trzeba się wsłuchać i pomyśleć. To bardzo ważne dokumenty naszych najnowszych dziejów. Zostaną dla potomności. Na pewno w przyszłości będą docenione. Teraz pokazujemy je tylko my, w niedużej sali Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przy ulicy Foksal.

Filmy zostały zrobione przed kilkoma a nawet kilkunastoma laty. A jednak nie pokazano ich nigdy szerokiej widowni, w dobrym emisyjnym czasie, w głównych kanałach  telewizyjnych przekazów.

Duszących wolność słowa cenzorów mamy nadal. Urzędują już nie na ul. Mysiej w Warszawie ale w gabinetach z wizytówkami prezesów, dyrektorów. Są nimi również kierownicy redakcji i ich naczelni redaktorzy.

Maratony filmowe - o „żołnierzach wyklętych”, wyklętych nie przez ludzi ale przez bandytów, przez władzę ostatnich dziesięcioleci - pokazujemy w Warszawie w czasie SDP-owskiego festiwalu „Maj na Foksal”.

Potem, w następnych miesiącach organizowane będą przeglądy tych filmów w całej Polsce. Między innymi pod koniec czerwca w naszym Domu Dziennikarza w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą.

Wiemy, że było UB, Stalinizm, więzienia i mordowanie po wyrokach usłużnych wobec władzy sędziów. Niby to wszystko wiemy, ale zapominamy jednak. Siła obrazu, słuchanie uczestników tamtych wydarzeń, żołnierzy nie mogących pogodzić się z utratą suwerenności państwa – to wszystko oglądane dziś, po latach od tamtych czasów, wywołuje ogromne wrażenie.

Dlatego właśnie Stowarzyszeni Dziennikarzy Polskich zaproponowało Warszawiakom ogólnodostępny cykl imprez „Maj na Foksal”. Chcemy zachęcić do oglądania ważnych filmów i spektakli, do rozmawiania o naszych wspólnych najważniejszych sprawach – tych z przeszłości i tych którymi naprawdę żyjemy dziś.

Poświęćcie czas na obejrzenie tych filmów. Będzie jeszcze wiele okazji. Posłuchajcie, przypatrzcie się ludziom męczonym, zabijanym przez władze. Tych, którzy przeżyli zostało już bardzo niewielu. Przypatrzcie się też twarzom oprawców. Poznajcie nazwiska agentów bezpieki i zdrajców. Wreszcie – choć to niby wiadomo – przypomnijmy sobie kto o tym wszystkim decydował. Filmy przerywane są urywkami kronik filmowych ze znanym głosem lektora, z uśmiechniętymi twarzami ówczesnych władców, którzy decydowali o życiu lub śmierci. Uśmiechnięty Bierut nieustannie wśród dzieci, obok gładko wygolony przystojniak Cyrankiewicz, Zawadzki, Żymierski, Berman, Minc. Zwijali się chłopcy z Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Na pewno w archiwach na Chełmskiej jest jeszcze wiele do odkrycia. Kolejne pokolenia to wydobędą.

Dziś, niewiadomo po co bezwstydnie obnaża się Gombrowicza. I wydaje się na to pieniądze. Nie powinno ich zabraknąć, by pokazać to, co było dotychczas bardzo pochowane - twarze i nazwiska katów. Wielu z nich głęboko się zaszyło – niestety nie tylko ze wstydu za zbrodnie, ale chyba bardziej ze strachu przed odpowiedzialnością.

Film o „Łączce” na warszawskich Powązkach - uprzytomniający, że ciała maltretowanych ludzi wrzucano po męczeńskiej śmierci do ciasnych jam cmentarnych - to niezwykle ważny dokument  historii. Zrobił go nie czekając na łaskę finansowych decydentów – reżyser Arkadiusz Gołębiewski. Zarejestrował benedyktyńską pracę archeologów. To bardzo ważne, że zrobił te zdjęcia. Nie zabroniono mu, ale i nikt nie pomógł. Dysponenci kamer i studiów telewizyjnych są wobec tych spraw obojętni. Są obcy. Popierani i finansowani przez nich twórcy szukają tematów na antypodach, pieszczą filmowe kadry o niczym, o wydumanych problemach rozmemłanych ludzi. Albo nawet gorzej – łżą w kolorowej i profesjonalnie poskładanej formie. Wiadomo, że to co robią jest bardzo często bezwartościowe, że zgnije w archiwach bo nikt już nie będzie wracał do tych produkcji. Bo nie warto.

Ale jest jeszcze czas, jeszcze sporo można zrobić. Trzeba się jednak odważyć. Po prostu mówić prawdę a nie tylko wpatrywać się w oczy władzy i czekać na pochwały. Trzeba uprawiać prawdziwe dziennikarstwo, robić prawdziwe dokumentalne filmy. Na szczęście jest coraz więcej takich twórców i coraz więcej powstaje prawdziwych dzieł. Dobrze byłoby również zająć się uczciwie oceną niedawnej jeszcze rzeczywistości. Czekają - Bierut, Cyrankiewicz, Berman, Zarakowski ale także późniejsi, ich następcy – Ochab, Kania, Rakowski. I jeszcze wielu, wielu innych. Sześćdziesiąt, pięćdziesiąt, a choćby i dwadzieścia, dziesięć lat - to już wystarczający upływ czasu aby szeroko pokazać, w coraz lepszej HD, jak naprawdę było. Jakie są korzenie dzisiejszej rzeczywistości, przyczyny – że jest jak jest.

Wiedzieć – to pierwszy warunek, by zrozumieć.

Tekst ze strony www.sdp.pl

Zobacz też:

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych