Nadchodzi koniec Schetyny. Dni polityka kreowanego na nowego „zbawcę Polski” są już policzone

fot. PAP / G. Jakubowski
fot. PAP / G. Jakubowski

Ostatni tydzień nie był dobry dla Grzegorza Schetyny jako kontrkandydata Donalda Tuska na szefa Platformy. Widać już wyraźnie, że Schetyna nie ma żadnych szans na przejecie schedy po Prezesie Rady Ministrów.

Po pierwsze przyśpieszenie terminu wyborów zostało przez premiera przesunięte w czasie na lipiec (tuż po Kongresie PO). To za mało, by konkurencja zdążyła zadbać o poparcie w terenie, tym bardziej, że wybory mają być powszechne, a jak wiadomo wśród szarych członków Platformy rozpoznawalny jest przede wszystkim Tusk.

Po drugie okazuje się, że Schetyna wizerunkowo jest tylko drugoplanowym graczem. Choć ostatnio media „głównego nurtu” zajmowały się ostrym lansowaniem postaci polityka z Wrocławia, próbując, czy przypadkiem jego twarz nie byłaby lepsza dla „nowego otwarcia” PO niż nieco zużyta postać obecnego szefa, to można by zaryzykować stwierdzenie, że szkoda było na to czasu antenowego. „Polska The Times” relacjonowała fragmenty z ostatniego posiedzenia zarządu partii, na którym premier łajał Schetynę, używając słów

Nie podoba ci się, to stań do wyborów, a nie strzelasz zza węgła i chyboczesz łódką

Świadkowie relacjonują w „PTT”, że

Grzegorz był skulony, nawet nie pisnął.

W tej sytuacji stare amerykańskie powiedzenie „No guts, no glory” („Nie ma jaj, nie ma sławy”) samo ciśnie się na usta. Schetyna w telewizji wypada jałowo, mówi ciągle tym samym tonem i sprawia na mnie wrażenie człowieka, któremu wszystko już się znudziło. To wszystko świadczy o tym, że brakuje mu charyzmy. Jeśli stanie do wyborów, to przegra z kretesem, a jego pozycja w partii, zostanie mocno zmarginalizowana. Skoro w PO ustalono takie zasady, że zwycięzca zgarnia całą pulę, również wycofanie się ze startu skończy się dla Schetyny i jego ludzi wypchnięciem poza nawias głównego nurtu, tym razem partyjnego. A może nawet gorzej.

Dziś Marek Wroński z Gazety Wyborczej w „Loży prasowej” wyraźnie sugerował, że donosy do „Wprostu” na m. in. Sławomira Nowaka pochodzą z przecieków od ludzi z kręgu Schetyny. Jeśli jest to prawda, a chyba tak, to kreowanie na nowego „zbawcę Polski” politycznego intryganta, za którym nie stoi żadna szczytna idea oprócz polityki „ciepłej wody w kranie” było co najmniej na wyrost. Ale to nie jest pierwszy raz kiedy media „głównego nurtu” dopuszczają się nadużyć byle by Polskę „uchronić” przed PiS-em.  Z Jarosławem Gowinem sprawy mają się trochę inaczej. Ten nie napinał muskułów przed wyborami i najprawdopodobniej zrezygnuje z udziału w nich, bo po co tracić punkty w wypadku pewnej przegranej, skoro można nic nie robiąc, zachować status quo i ryć umiejętnie dalej. Jednak za Gowinem stoi idea obrony wartości, a nie robi tego tylko dlatego, jak Schetyna, bo chce przejąć władzę w dołującej sondażowo partii. Gowin swoje następne pięć minut może mieć przy najbliższym sporze o ustawę o związkach partnerskich. A jak go Tusk wyleje, to też niewiele się stanie, bo swoją markę polityczną już zdobył, a PO grozi wtedy utrata większości parlamentarnej w Sejmie. Jednym słowem przed Platformą rysują się niezbyt zachęcające perspektywy. Po wyborach z punktu widzenia wizerunku powinno nastąpić „nowe otwarcie”.  Jest jedna partia, jeden premier i … do roboty! I tu jest problem.

Do politycznych intryg, zawirowań, PR-owskich sztuczek sił nigdy nie zabrakło. Ale żeby wprowadzać reformy, pobudzać gospodarkę, redukować bezrobocie etc. -  to z tym gorzej. A jeszcze trzeba trwać 2 lata i wygrać wybory. Ale „trwać” wcale nie oznacza „przetrwać”, jak mawia Leszek Miller i tu ma rację. Mając przez 6-lat pełnię władzy doprowadzili to tego, że ostatni raport w „Financial Times” określił Polskę, jako kraj, który nie jest już żadna zieloną wyspą, a prognozy gospodarcze sięgające w przyszłość nie wskazują na nic, co mogłoby spowodować wzrost gospodarczy. Jedyne na co może jeszcze liczyć PO, to na błędy wizerunkowe PiS-u. A ich ciągle nie brakuje.

Występy prof. Krystyny Pawłowicz przed propagandystą Kuźniarem, która niepotrzebnie nazwała po imieniu marsz, na którym część demonstrantów wyglądała na ludzi (jednostki chorobowe) wymagających, co najmniej, konsultacji psychiatrycznych, bądź leczenia na oddziale półotwartym. Podobnie jak apele do dzieci z trybuny sejmowej posła Rębeka w sprawie in vitro, które tylko skutecznie spychają w cień pracę, jaką politycy PiS wykonują, jeżdżąc od miasta do miasta i tłumacząc ludziom skutki nieudolnych rządów Platformy Obywatelskiej. Jeśli się uda władzom partii zapanować nad tego typu zachowaniami (przynajmniej na czas do wyborów), to Prawo i Sprawiedliwość ma wygraną w kieszeni i mam na myśli rządzenie samodzielne.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych