Islamski terroryzm wraca na ulice Londynu. Dziś zgoda mediów w akcie potępienia obu terrorystów, ale co będzie jutro? Korespondencja z Londynu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Artykuł pochodzi ze strony SDP.PL.

W czwartek z okładek brytyjskich gazet powiało horrorem. Oto we środę, w biały dzień, na głównej ulicy zielonego przedmieścia Londynu, Woolwych, dwóch islamskich terrorystów w bestialski sposób zamordowało brytyjskiego żołnierza. Najpierw potrącili go samochodem, a już leżącego, wydając okrzyki „Allah akbar!”, „Allah jest wielki!”, zaszlachtowali maczetą i rzeźnickim nożem, próbując na koniec odciąć mu głowę. Zarówno konserwatywne Daily Telegraph i Daily Mail, jak i liberalny Independent, pokazywały, zdumiewająco zgodnie, to samo zdjęcie: czarnoskórego młodego człowieka, trzymającego w ręku maczetę, a pod tym napisy: ”Krew na rękach, nienawiść w oczach”, „Oko za oko, ząb za ząb. Nie możemy przestać walczyć, dopóki nie zostawią nas w spokoju!”, „Chory, szalony, nie do wybaczenia akt przemocy”.

Wydania dzienników, BBC i ITV, wciąż pełne są doniesień o ofierze brutalnego mordu, 25-letnim Lee Rigby, żołnierzu II Batalionu Królewskiego Pułku Piechoty, który mężnie walczył z islamskim terroryzmem w Afganistanie, aby znaleźć śmierć z rąk sfanatyzowanych muzułmanów w swoim własnym kraju. Widać twarze zrozpaczonej żony i matki, zadaje się zwykłe pytanie „dlaczego?”, wspomina szczęśliwe życie rodzinne, dzielność chłopaka na polu bitwy. Zidentyfikowano obu zabójców: jeden to 28-letni Michael Adebolajo, pochodzący z Nigerii, urodzony w chrześcijańskiej rodzinie, drugi – Michael Adobewale, obaj przeszli na islam w 2003 roku. Obaj, jak wypominają z goryczą media, urodzeni na Wyspach, tu kończyli college, zapewne wraz z rodziną od kilku pokoleń na garnuszku państwa. „British born killers”. Obaj na miejscu zbrodni złożyli nieskładną, ale niewątpliwie polityczną deklarację: ”Zrobiliśmy to dlatego, że David Cameron, że rząd brytyjski posyła żołnierzy do krajów arabskich”. Obaj zamachowcy, postrzeleni przez policję, znajdują się w szpitalu, w czwartek aresztowano kolejne dwie osoby, podejrzane o spisek mający na celu popełnienie przestępstwa.

Wciąż pokazuje się także dzielną funkcjonariuszkę Scotland Yardu, Ingrid Loyau - Kennett, która, podczas gdy mordercy do przyjazdu policji promenowali dokoła swojej ofiary, wdała się z nimi w rozmowę. Dziś w BBC opowiadała:

Po prostu rozmawiałam z nimi, bez osądzania tego, co zrobili.

Kiedy już znamy zdjęcia z miejsca zajścia, relację na twiterze niejakiego Boya Dee - „Ohhh Myyy God! I just see a man with his head chopped off right In front of my eyes!!!” – zastanawia jak brytyjska policjantka, widząc zaszlachtowanego maczetą rodaka i obserwując pozujących do fotografii terrorystów, mogła sobie pozwolić na „nie osądzanie”? Premier Cameron skrócił swoją wizytę w Paryżu i w specjalnym oświadczeniu powiedział: ”Jest to zbrodnia godna najwyższego potępienia! Badamy okoliczności, ale wiele wskazuje na to, że był to incydent terrorystyczny”. Dodał, że trwa przegląd stanu bezpieczeństwa w brytyjskich siłach zbrojnych, że Scotland Yard już prowadzi śledztwo czy dwóch mężczyzn działało na własną rękę czy też są częścią większej grupy. Szybko zwołał kryzysowe zebranie grupy Cobra, w skład której wchodzi Home Office, ministerstwo spraw wewnętrznych, przedstawiciele policji i tajnych służb. A posłowie konserwatywni zażądali od Google’a i Yahuu, aby zamknęły strony, nawołujące do terroryzmu. Na ulicach Londynu i w środkach transportu publicznego krążą patrole policyjne, aktualnie 1200 funkcjonariuszy Policji Metropolitalnej, pilnują m.in. „miejsc kultu religijnego”, czyli meczetów, po tym jak na kilku z nich ukazały się napisy grożące odwetem. Przez kilka ostatnich dni zanotowano 160 incydentów anty-islamskich. A około 200 członków prawicowej English Defense League przemaszerowało ulice dzielnicy Woolwych. Terroryzm wrócił na ulice Londynu.

Tragiczna śmierć młodego żołnierza wciąż jest w brytyjskich mediach tematem nr 1. Naoczni świadkowie opowiadają:

Ci dwaj go po prostu zaszlachtowali, posiekali! Jak szaleńcy, jak zwierzęta!

Metropolitan Police już została zaatakowana przez liberalne media, że przyjechała na miejsce zdarzenia po 20, podczas gdy np. w Bath pojawia się po kilku minutach. MI6 musi się bronić, że „nie jest w stanie śledzić setek podejrzanych o przynależność do grup islamskich radykałów, bo nie ma na to odpowiednich środków”. Kiedy jednak okazało się, że Michael Adebolajo był pod obserwacją od 2007 roku, kiedy wraz z innymi członkami militanckiej grupy islamskiej Anjema Chaudry protestował pod gmachem sądów, a potem służby straciły go z oczu, sprawa zaczyna śmierdzieć. Zdarza się, że Scotland Yard i tajne służby zawodzą z lęku, by nie być posądzonym o rasizm. Od dekad są dyżurnymi chłopcami do bicia liberalnych mediów, toteż czasem w przypadku islamskich organizacji w Londynie czy tureckich gangów w Midlandach, przymykają oczy częściej niż powinni. MetPol w swoich raportach statystycznych kradzieży, włamań i napadów z rozbojem, zrezygnowała nawet z rubryki „pochodzenie etniczne”, bo większość sprawców, to czarni. W tej chwili brytyjskie media liberalne serwują nam taką oto narrację: był to odosobniony incydent, dwaj terroryści, to „samotne wilki”, pobierający instrukcje z Internetu, nie mający wsparcia we wspólnotach muzułmańskich. Ale media konserwatywne mają swoją narrację, którą w BBC Radio4 wyłożył konserwatywny poseł Eric Pikes :”Wolne, demokratyczne społeczeństwo jest w konfrontacji z islamskim terroryzmem w słabszej pozycji. I jeśli nie zrezygnujemy z ideologii, nie oddamy części swoich wolności obywatelskich w zamian za bezpieczeństwo, jeśli policja i tajne służby, bojąc się politycznej poprawności, nadal będą w defensywie, niech nas Bóg ma w swojej opiece”. A jednak gospodarze programów BBC i Kanału 4, w mniejszym stopniu komercyjnej ITV, wciąż troszczą się o to, aby tacy goście jak prezes Civil Service Islamic Society, Azad Ali, egipski dziennikarz czy islamski imam, zawsze mieli ostatnie słowo.

Śledząc historię islamskiego terroryzmu w Wielkiej Brytanii, widać, że trzy zdarzenia wytyczają jej bieg. Eksplozja w samolocie PAN AM nad szkockim miasteczkiem Lockerby w 1998 roku, kiedy zginęło 270 osób; trzy eksplozje w Londynie w 2005 roku, 57 ofiar, i zabójstwo brytyjskiego żołnierza Lee Rigby w ostatnią środę. Od pierwszego do ostatniego incydentu islam na Wyspach przebył daleką drogę. Ta nowa kolonizacja przebiega według pewnej logiki. Najpierw desant ludności muzułmańskiej – Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Skandynawia, kraje Beneluksu – i osadzanie się w systemach opieki socjalnej / zasiłki/, zdrowotnej / bezpłatna opieka lekarska/, systemie szkolnictwa / granty/, zdobywanie sojuszników w Westminsterze i w mediach. I równoległe budowanie meczetów i centrum kultury islamskiej, gdzie koncentruje się całe życie wspólnoty, łącznie z sądami szariackimi. I zdarza się, że powstające w tych centrach grupy militanckie zasilają potem szeregi fundamentalistów w Iraku, Afganistanie i Jemenie, a ostatnio w Syrii i Somalii. Spójrzmy na londyński East End. W ciągu zaledwie kilkunastu lat biały, cockneyowski East End zamienił się w mały Bangladesz. Na ulicach mężczyźni w galabijach i kobiety w burkach, w sklepach, na bazarach – wschodnie przyprawy, egzotyczna odzież, fajki wodne i dywany, kawiarnie pełne mężczyzn, słychać wyłącznie język arabski. Oto Oxford Street, jedno ze światowych centrów handlowych, zmieniające się powoli w arabski suk pełen tandety. Już nie tylko w miastach Midlandów i w Londynie, ale w mniejszych jak Brighton czy Bath, widać cale arabskie kwartały – sklepy, knajpki, banki, punkty telefoniczne. I tylko od czasu do czasu media trochę wstydliwie przypominają o ukrytym przed Brytyjczykami życiu społeczności islamskiej. A to o aresztowaniu tureckiego gangu w Manchesterze, zajmującego się kradzieżą samochodów, to znów o ucieczce dziewczyny przed forced marriage czy „zbrodni honoru”, np. Ali Gorena, który zamordował córkę Tulay, bo opuściła rodzinę i zamieszkała ze swoim chłopakiem. Niedawno w Crowborough w hrabstwie Sussex wykryto szkołę terrorystów, „zajęcia” odbywały się w opustoszałym klasztorze szarytek, który został sprzedany z przeznaczeniem na szkołę islamską. Dziś znany imam Abu Hamza odbywa karę 6 lat więzienia i broni się przed deportacją do USA, kilku innych jak Ibrahim Moussawi i Louis Farrakhan zostało już wydalonych z kraju, ale w meczetach Wielkiej Brytanii dziesiątki innych nawołuje do „świętej wojny jihad” i udziela gościny militanckim organizacjom jak ta Anjema Choudary’ego, którego wspierał jeden z zabójców brytyjskiego żołnierza.

Dziś pełna zgoda mediów, konserwatywnych i liberalnych w akcie potępienia obu terrorystów, ale co będzie jutro? Od momentu przystąpienia Tony Blaira do koalicji z prezydentem Bushem Jrem w wojnie irackiej, w Wielkiej Brytanii toczy się wojna ideologiczna. Konserwatyści twierdzą, że islamizacja Europy stała się faktem, że jej mieszkańcy, miast bronić swojego dorobku, tradycji, religii, porządku prawnego, skapitulowali przed islamem. Ze w Europie trwa wojna cywilizacyjna, w której jedna ze stron prezentuje siłę, bezwzględność i nieprzejednanie, a druga – aplikuje metody, które uważa za dorobek europejskiej demokracji, pokojowy dialog, prawa człowieka, a niekompatybilność obu tych metod może zakończyć się zagładą osiągnięć białych chrześcijan. Liberalna lewica zaś twierdzi, że sami jesteśmy sobie winni, że należy wycofać wszystkie wojska z krajów arabskich, i pomyśleć nad inną niż multi-culti metodą integracji muzułmanów w Europie, z akcentem na troskliwszą pomoc i wsparcie. A wojna trwa, giną ludzie.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych